Z czego składają się nasze wspomnienia?
Z kilku chwil, które przypominają nam o czymś przyjemnym albo wręcz przeciwnie.
To wszystko to tylko krótkie momenty i nic więcej. Nie pamiętamy całych
sytuacji jak jakiejś sceny w filmie. Raczej jak migawki w teledysku. Mimo to
wspominamy zarys jakieś sytuacji i uśmiechamy się do siebie. Dlaczego
wspominając dobrą chwilę jesteśmy szczęśliwi? Czy to z tęsknoty? Czy wręcz
przeciwnie? Fajnie, że to było, ale żyje się dalej.
Przeglądałam ostatnio foldery ze
zdjęciami, które mam na komputerze. Szczególne dla mnie były te ze studiów. Z
imprez z zeszłego roku, z tegorocznych spotkań. Ostatnio rzadko się widywaliśmy
z chłopakami. Tylko z Olkiem rozmawiałam i widziałam się codziennie. Reszta
zajęła się sobą. Jak zapytałam kumpla, czemu chłopaki nie wpadają albo po nas
nie dzwonią, powiedział, że nie mają kasy na alkohol.
- Co?!
- Zdziwiłam się. – I co z tego?
- Nie wiem, to są debile. Mówią, że nie
ma co się spotykać jak nie ma alkoholu.
- Fajnie – rzekłam z przekąsem. – Dobrze
wiedzieć, że tak do tego podchodzą.
- Oj tam, nie przejmuj się.
Starałam się. Ale widzicie, tak to jest…
Fajnie jest, bawicie się, a gdy przychodzi rzeczywistość – jest jak jest. Co to
za argument, że bez alkoholu nie ma co się spotykać? Postanowiłam ich opieprzyć
i poszłam do „męskiego”. Po drodze spotkałam Przemka. Przywitaliśmy się jak
zwykle uściskiem i zapytał co u mnie.
- Z Michałem już w porządku? – Dodał
pytanie.
- Tak, na razie tak. Chyba nawet lepiej
niż kiedykolwiek.
- To dobrze. Czemu do nas nie
przychodzicie?
- Nie wychodzimy ostatnio za często z
akademika.
- Ta, pewnie. A impreza u chłopaków to
co?
- To było tydzień temu!
-
A kiedy ostatnio byłaś u nas?
Zrobiło mi się wstyd. W zeszłym roku
obijaliśmy i spotykaliśmy się dosyć regularnie. Przemek, Wojtek i Rafał (ich
trzeci współlokator, który rzucił studia i wrócił do domu) odwiedzali nas, my
ich i nie potrzebowaliśmy alkoholu, żeby się spotkać i pogadać.
- Przepraszam, Przemek. Faktycznie,
trochę zawaliłam.
- Dobra, tylko nie płacz – szturchnął
mnie w ramię. – Przeżyję.
- A teraz co robisz?
- Idę do Anki. A ty do chłopaków?
- Tak, na chwilę. Potem mogę do was
wpaść?
- Wojtek jest w pokoju to możesz iść, ja
będę u Anki. Spotkamy się jutro, hm?
- Ok -
objęłam go. – Przepraszam jeszcze raz.
- Spoko. Trzymaj się – puścił mi oczko i
poszedł.
Głupio się zachowałam. Faktycznie
ostatnio olałam chłopaków na rzecz imprez z tymi głupkami, którzy teraz nawet
dupy nie chcą ruszyć, żeby do nas przyjść. Kiedy pierwsza euforia opada,
wszyscy wracają do swoich zajęć, a to, co było, to tylko wspomnienia, które
kiedyś będziemy opowiadać swoim dzieciom.
- Siema – wparowałam do ich pokoju po
kulturalnym zapukaniu.
- No cześć – odpowiedział Julek, który
siedział (jak zwykle z resztą) przed laptopem.
- Cześć, mała – Mikołaj wstał z łóżka i
mnie objął. – Co tam?
Julek oderwał się od gry i też mnie
przytulił.
- A dobrze wszystko. Przyszłam was
opierdzielić.
- Za co?
- Co to za argument, że bez alkoholu nie
można się spotkać?
Spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
- Napijesz się czegoś? – Zapytał Mikołaj
i podszedł do szafki, na której stał czajnik i opakowanie herbaty.
- Nie zmieniaj tematu!
- To był taki żart – wytłumaczył Julek.
- To czemu do nas nie przychodzicie?
Kiedyś potrafiliście wpadać bez zapowiedzi, a teraz tylko Olek się odzywa.
- Mikołaj ma dziewczynę, a ja gram.
Wybaczcie nam – powiedział Julek. W jego głosie brzmiała obojętność, od której
zrobiło mi się przykro.
- Nie mam dziewczyny. Spotykamy się
dopiero – obruszył się.
- To nie to samo?
- Dobra, nie będę wam przeszkadzać –
wkurzyłam się trochę i chciałam wyjść, ale Mikołaj złapał mnie za nadgarstek.
- Daj spokój, obrażalska! Siadaj –
pociągnął mnie lekko w stronę łóżka, ale się wyrwałam.
- Nie, dzięki.
Wtedy do pokoju wpadł Dorian.
- Siema! – Dopiero po chwili mnie
zauważył. – O, cześć, piękna! – Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. – Co tam?
Wychodzisz już?
- Tak, bo tylko zrzędzę chłopakom i
zakłócam im spokój.
- O bosze… - Mruknął Julek wpatrzony w swojego laptopa.
- Weź się ogarnij – powiedział do mnie ze
śmiechem Mikołaj. – Chcesz tej herbaty?
- Nie – skrzyżowałam ramiona i zrobiłam
obrażoną minę.
- Co się stanęło? – Spojrzał po nas
Dorian.
- Nie przychodzą, nie dzwonią, nie
odzywają się, bo grają, czaisz to? Takich się ma „przyjaciół”.
- Wybacz, że nie spędzamy u was dwunastu
godzin w ciągu dnia. Nadrobimy to – nadal ironizował Julek.
- Dobra, nie spinajcie się. Spotkacie
się jutro u mnie w domu i pobawicie, co wy na to?
- Melanż robisz? – Zapytał Mikołaj,
zalewając trzy herbaty.
- Moja mama wyjeżdża z moimi siostrami do
babci, a ja postanowiłem zostać i w końcu was do siebie zaprosić. Wszyscy macie
zaproszenie i możecie wziąć kogo chcecie. Tylko nie róbcie wydarzenia na fejsie
na kilka tysięcy osób! Możesz też zaprosić swojego chłopaka – zwrócił się do
mnie.
- Dzięki wielkie, ale raczej nie przyjedzie.
Nie ma gdzie spać, a nie będzie chciał tutaj.
- Możecie u mnie. Mam gościnny pokój,
więc nie ma problemu.
- Byłoby super! Pogadam z nim.
Dorian był w porządku. Odkąd spotykał
się z Moniką często wpadał do nas, nawet w krótkich przerwach między zajęciami,
żeby pogadać i ją zobaczyć. Razem gotowali, zabierał ją na spacery i
przejażdżki swoim autem. Poza tym był dla nas bardzo miły i zawsze pytał co
tam, pytał o rodzinę, słuchał i przypominał sobie o tym na następnym spotkaniu.
Jak mu powiedziałam, że siostra ma rozterki sercowe, pytał za każdym razem,
dopóki nie powiedziałam, że się wszystko wyjaśniło.
- Ja już pójdę, bo obiecałam wpaść do
Wojtka – oświadczyłam.
- Zrobiłem ci herbatę – powiedział z
wyrzutem Mikołaj.
Przewróciłam oczami.
- Dobra, już wypiję!
- Och, dziękuję – zaśmiał się. – Dla
ciebie też – zwrócił się do Doriana.
- Dzięki, ale będę leciał. Jeszcze muszę
z Moniką pogadać.
- Jak ja zostaję, to ty też! Dziesięć
minut cię nie zbawi!
Porozmawialiśmy trochę, Julek przestał
się na mnie wkurzać i pochwalił się, że napisał nową piosenkę.
- Świetnie! – Podekscytowałam się. –
Zaśpiewaj.
- Chyba zwariowałaś – prychnął.
- Dlaczego nie?
- Nie jest dopracowana.
- To co?
- To to, że zaśpiewam jak będzie gotowa.
- Może przygotuj ją do jutra? – Wpadł na
pomysł Dorian. – Zrobimy ci premierę na imprezie.
- Ta, na pewno. Zobaczę czy będę miał
czas.
Po pół godzinie poszłam do Wojtka. Akurat
była też jego dziewczyna. Jaka ja byłam głupia, że nie przychodziłam do nich
częściej i nie poznałam jej bliżej wcześniej! Ale lepiej późno niż wcale.
Karolina jest cudowna! Zjedliśmy razem późny obiad, choć nie chciałam im
podjadać, ale Karo się uparła i mi nałożyła.
- Czytałam twojego bloga – powiedziała. Piliśmy właśnie poobiednią herbatkę i jedliśmy upieczone przez nią ciastka. – Bardzo mi się podobają twoje opowiadania.
- Naprawdę? – Ucieszyłam się.
- Tak. Świetnie piszesz, oby tak dalej!
Do tej pory opublikowałam jakieś dwa
stare, nieco odświeżone opowiadania. Monika od razu udostępniła i rozesłała po
znajomych. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale spotkałam się z pozytywnym
odzewem.
Mój Michał bez problemu zgodził się,
żeby przyjechać i spać u Doriana. Zapowiedział się na następny poranek, żebyśmy
spędzili jeszcze cały dzień razem.
- Zabiorę cię gdzieś – zapowiedział.
- Gdzie?
- Niespodzianka. Ale przygotuj się, bo
spędzimy cały dzień poza akademikiem.
A to nowość! Michał coś szykował poza
akademikiem i to na cały dzień! Chyba naprawdę zaczęło mu zależeć, bo widać, że
się stara.
- Ale musimy być wcześniej u Doriana, bo
obiecałam pomóc jemu i Monice.
- Nie ma problemu. O której?
- O dwudziestej jest impreza, Dorian nie
powiedział konkretnie, o której mamy przyjść, tylko że wcześniej, jeśli chcemy
pomóc.
- Damy radę.
Wieczorem zrobiłyśmy sobie z Moniką
pyszne grzańce. Obejrzałyśmy „Zamianę ciał” – świetną komedię, w której dwóch
kumpli zamienia się ciałami i muszą żyć życiem tego drugiego. Niby komedia, ale
dawała trochę do myślenia. Życie innych nie jest takie, jak nam się wydaje i
lepiej docenić swoje niż chcieć czyjeś.
- Nie chciałabym żyć czyimś życiem –
przyznałam, gdy film się skończył. – Co prawda kiedyś miałam taką koleżankę,
której życie wydawało mi się idealne. Miała spoko rodziców, którzy na wszystko
jej pozwalali, chłopaka, długie, proste włosy, których strasznie jej
zazdrościłam. Wszyscy ją lubili, normalnie chodzący ideał. I wiesz co się
okazało? Że jest adoptowana.
- Nie gadaj!
- Poważnie. Świat jej się zawalił i
długo nie mogła się pozbierać. Nie potrafiła zaufać rodzicom po tym, jak przez
całe życie ją oszukiwali. Ale z pomocą chłopaka i przyjaciół doszła do siebie i
uznała, że nie będzie szukać biologicznych rodziców. Oni ją wychowali i im
zawdzięcza to, kim dzisiaj jest.
- Widzisz, u Doriana jest podobnie.
Życie – ideał. On sam wydaje mi się nierealny. Jest dla wszystkich taki miły,
ludzie wręcz lgną do niego! Ma kasę, dobry gust i przyjaciół, ale brakuje mu
ojca. Jego tata pracuje od paru ładnych lat w Belgii i widzi go zaledwie parę
razy w roku. I co z tego, że może sobie na wszystko pozwolić jak nie ma w domu
męskiego wzorca? Sam się śmiał z siebie, że czasem może zachowywać się trochę
„dziewczyńsko”, ale wcale tak nie jest. On jest po prostu bardziej wrażliwy.
Naprawdę mi się skubaniec podoba i cieszę się, że nam wyszło. Nie
potrzebujemy wielkich rozmów, zastanawiania się. Żyjemy chwilą.
- A to chyba nie do pomyślenia dla kogoś
tak zorganizowanego jak ty, co? – Trąciłam ją łokciem.
- Tak, normalnie bym sobie nie pozwoliła
na takie szaleństwo. Ale pomyślałam sobie: „Dlaczego nie?”. Właściwie odkąd do
nas dołączył poczułam jakieś takie… przyciąganie! Nie wierzę, że to mówię, to
pewnie przez alkohol, ale tak poczułam. I potem, jak mnie łaskotał i usiedliśmy
na tej barierce, zaczęliśmy rozmawiać tak normalnie. Bez spiny, bez próbowania
zrobienia jak najlepszego wrażenia. Wiesz, ludzie w takich chwilach wariują,
próbują udawać kogoś, kim nie są, a my tak zwyczajnie gadaliśmy, jakbyśmy się
znali od dawna.
- A jak to się stało, że się
pocałowaliście?
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. Jeszcze
jej takiej nie widziałam.
- Dorian powiedział mi, że spodobałam mu
się, odkąd tylko mnie zobaczył. Na imprezie próbował do mnie zagadać, ale
odpierałam jego „ataki”. Wiesz, w głowie miałam wtedy Mikołaja i to dlatego.
Przeprosiłam go, a on do mnie z tekstem, że samo „przepraszam” nie wystarczy.
Nadstawił policzek, a gdy go chciałam pocałować, on odwrócił głowę i cmoknęłam
go w usta. Zmieszałam się z początku, ale niewiele myśląc pocałowałam go
ponownie. I resztę historii znasz.
- Słodko – podsumowałam. – Moim zdaniem
idealnie do siebie pasujecie. Ty go ogarniasz jak za bardzo sobie popuszcza, a
on wnosi do twojego życia odrobinę szaleństwa. Nawet wizualnie do siebie
pasujecie!
- Tak, chyba tak jest – uśmiechnęła się.
– A ty jak z Michałem? Co planujecie na jutro?
- Nie mam pojęcia. Powiedział, że
spędzimy cały dzień poza akademikiem i szykuje mnóstwo atrakcji. Ciężko mi było
uwierzyć, że chce łazić po mieście, ale chyba na to się zanosi.
- A co z Olkiem?
- Jak to: „co z Olkiem”?
- Ostatnio mówiłaś, że w twojej głowie
na jego temat coś się zmieniło.
- Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej.
- To z góry narzucona wersja czy tak
faktycznie jest?
Zawahałam się. Monika to wyczuła.
- Jeśli nie chcesz to nie mów, ale może
przyda ci się obiektywne spojrzenie na sprawę?
- Monika, ja sama nie wiem… Kocham
Michała, ale przy Olku czuję się taka… spokojna. Nie martwię się o nic, on
potrafi mnie rozbawić, pocieszyć, opieprzyć jak potrzeba, wesprzeć. Rozumiemy
się prawie bez słów, stworzyła się między nami taka więź, że jedno potrafi
celnie trafić jak czuje się to drugie. Za dużo czasu spędzamy razem…
- Twoja siostra miała podobną sytuację,
prawda?
- Tak. Z Damianem znają się jak nikt
inny i też on był blisko, a Mikołaj mieszkał dalej i to też zaważyło. Sonia wystarczy,
że wyszła przed blok, a Damian czekał na nią, żeby przytulić i pocieszyć. Z
Olkiem mamy to samo. Jego mam
na miejscu, a Michała przez fejsa czy telefon, a to nie to samo. I to jest niezdrowe.
- Musisz określić się w swoich uczuciach
i zdecydować, co jest dla ciebie ważniejsze: czy to, żeby mieć tego kumpla od
serca i móc na nim polegać, czy zrezygnować z niego i wzdychać do zdjęcia.
- Ani jedno, ani drugie nie jest
idealnym rozwiązaniem.
- A kto powiedział, że w życiu istnieją
idealne rozwiązania? Są lepsze i gorsze i ty musisz takie wybrać.
Uwielbiałam z nią rozmawiać. Monika
patrzyła na wszystko tak realistycznie i widziała w podstawowych barwach. Nie
kombinowała, nie mówiła: „nie wiem”. Zawsze miała przynajmniej dwie rady i obie
były dobre. Tylko ja nie potrafiłam wybrać.
Michał zjawił się po dziesiątej w
akademiku. Siedziałyśmy z Moniką do późna, więc zaspałam i zastał mnie w łóżku.
- Kochanie – szepnął i cmoknął mnie w
usta. – Pobudka.
- Hm?
- Czas wstawać – nadal szeptał.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Co ty tu robisz? Która jest godzina?
- Piętnaście po dziesiątej. Dzwoniłem do
ciebie, ale chyba masz wyłączone dźwięki – podał mi mojego smartfona.
Faktycznie, dzwonił do mnie trzy razy. – Pomyślałem, że nie obrazisz się, jeśli
zobaczę cię w piżamie.
- Michał – jęknęłam i zakryłam się cała
kołdrą.
Mój chłopak wsunął rękę pod kołdrę i
uszczypnął mnie w łydkę.
- Weź! – Krzyknęłam i wysunęłam głowę. –
Wyglądam okropnie, a ty mi tu przychodzisz i patrzysz na mnie!
- Wyglądasz pięknie. Jak zwykle zresztą.
Wstawaj i idź się ogarniaj, ja ci zrobię śniadanie.
- Naprawdę? – Spojrzałam na niego z
nadzieją.
- Naprawdę. Ile wczoraj wypiłyście?
- Jednego grzańca, trochę nalewki babci
Moniki i dwa piwa. Późno poszłyśmy spać.
- Domyśliłem się. Wstawaj – ściągnął ze
mnie kołdrę, więc nie miałam wyjścia.
- Jesteś okropny – jęknęłam i schowałam
głowę w jaśka.
- A ja myślałem, że kochany – powiedział
to i zabrał mi też poduszkę.
- Gdzie Monika? – Dosłownie stoczyłam się
z łóżka i objęłam mojego chłopaka.
- W kuchni, robi sobie jajecznicę. Też
chcesz? Czy masz ochotę na coś innego?
- Zrób cokolwiek – cmoknęłam go w usta,
wysunęłam się z jego ramion i zamknęłam się w łazience.
Na śniadanie Michaś zrobił mi jajecznicę
ze szczypiorkiem i kupił świeże bułki. Nie chciał się zdradzić, gdzie mnie
zabiera do ostatniej chwili. Nawet Monice nie powiedział, bo pytałam. Jeszcze
bardziej zadziwił mnie, gdy zamiast na parking szliśmy w kierunku przystanku.
Na moje pytanie, dlaczego nie samochodem, odpowiedział, że chce podróżować jak
ja i koniec z wygodami. Na przystanku studiował rozkład okiem znawcy i
zapowiedział, że mamy autobus za trzy minuty. Patrzyłam na niego zdziwiona.
- No co?
- Nic. Gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
Wsiedliśmy w 151 i pojechaliśmy pod
Plazę. Myślałam, że chce mnie zabrać na jakieś zakupy, a okazało się, że
idziemy do kina na „Listy do M. 2”.
- Może być? – Zapytał i podał mi bilet.
- Pewnie! Bardzo chciałam go obejrzeć.
Co prawda nieco później, ale nie narzekam. Dziękuję – cmoknęłam go w usta.
Do seansu mieliśmy jeszcze około
czterdziestu minut, więc zjechaliśmy do Empiku. Michał uciekł w alejkę z grami,
a ja przeglądałam nowości książkowe i moją szczególną uwagę skupiła książka
„Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań”.
- Co masz? – Zapytał Michał, patrząc mi
przez ramię.
- Ciekawe, czy będzie w bibliotece przed
świętami, bo chciałabym przeczytać. Ma piękną okładkę.
- Pokaż – wziął ją ode mnie i przejrzał,
a potem bez słowa skierował się do kasy.
- Michał! – Poszłam szybko za nim. – Nie
musisz mi jej kupować. Postawiłeś mi przecież bilety do kina.
- Uznajmy, że to prezent mikołajkowy.
Do Mikołajek były jeszcze dwa tygodnie.
- Wydałeś tyle na paliwo, daj spokój.
- Nie wydałem na paliwo. Przyjechałem
pociągiem.
- Co? Pociągiem?
Ale nie zdążył mi odpowiedzieć, bo była
nasza kolej.
- Dlaczego przyjechałeś pociągiem? –
Zapytałam, gdy wyszliśmy ze sklepu.
- Chciałem poczuć się jak prawdziwy
student i zaoszczędzić, żeby móc, na przykład, kupić ci tą książkę.
Przed seansem kupił mi jeszcze popcorn i
orzeszki w karmelu. Zasugerowałam mu, żeby nie wydawał tyle kasy, ale
powiedział, że kino bez popcornu się nie liczy. A orzeszki w karmelu ubóstwia.
Ja wolę jeść paprykowe z Olkiem, ale cicho.
Film był fenomenalny! Może nie tak
świetny jak pierwsza część, ale tak
zazwyczaj jest. Mimo to bardzo mi się podobał i na pewno obejrzę go jeszcze nie
raz.
- Co dalej, mój chłopaku? – Zagadnęłam,
gdy wyszliśmy z sali.
- Pójdziemy coś zjeść, co ty na to?
- Chętnie.
Oczywiście miejsce też wybrał wcześniej,
zaprowadził mnie prosto do Fabryki Pizzy.
- Wybierzmy taką pizzę, której jeszcze
nigdy nie jedliśmy – powiedział, przeglądając menu.
Ostatecznie wybór padł na pizzę z
czterema rodzajami sera (camembertem, serem pleśniowym, parmezanem i fetą) na razowym cieście.
Obydwojgu bardzo nam smakowała.
- Dobra, a teraz tłumacz się. Kim jesteś
i co zrobiłeś z moim chłopakiem?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Przyjechałeś tu pociągiem z samego
rana, zrobiłeś mi śniadanie, jeździmy MPK-ami, postawiłeś mi kino i
obiad, kupiłeś książkę, planujesz jeszcze spacer po Starym Mieście. Jesteś chory?
Zaśmiał się.
- Nie? Po prostu chciałem sprawić swojej
dziewczynie przyjemność, to takie dziwne? – Nadal się uśmiechał, w jego głosie
nie było ani krzty pretensji.
Zastanowiłam się chwilę.
- Tak, to jest dziwne. Biorąc pod uwagę
to jak się zachowywałeś, będąc tu ostatnim razem, mam prawo być zdziwiona.
- Kochanie – ujął moją dłoń. –
Przemyślałem parę spraw i postanowiłem maksymalnie wykorzystać czas spędzony z
tobą. Poza tym dostałem ostatnio mały zastrzyk gotówki i chciałem wydać to na
ciebie. To z resztą i tak nie koniec.
- Michał – jęknęłam. – Nie chcę, żebyś
mi tyle kupował. Jest mi głupio, bo ja ci nie mogę nic kupić. Jestem ostatnio
trochę spłukana.
- Ja mieszkam z rodzicami, pracuję u
ojca, nie martwię się o nic. Zawsze mam ugotowany obiad i pełną lodówkę. Ty z
kolei musisz sama dbać o to, żeby coś zjeść, ubrać się i mieć na swoje
przyjemności. Rozumiem to i nie mam pretensji. A jak ci kupuję to podziękuj
ładnie i nie marudź – zakończył swój monolog i stuknął swoją szklanką z colą o
moją. – Twoje zdrowie.
Potem poszliśmy na spacer w stronę Starego
Miasta. To moja ulubiona część Lublina. Nie byłam tu dawno, ale zawsze
zachwyca mnie na nowo.
- Wiesz, że ten twój Urząd Stanu
Cywilnego to tak naprawdę Trybunał Koronny, a dawniej Stary Ratusz? Wybudowali
go w czternastym wieku!
- A ty skąd to wiesz?
- Ściągnąłem świetną aplikację, w której
opisane są wszystkie zabytki w Lublinie. Prawie wszystkie twoje ulubione
kamienice mają swoją niepowtarzalną historię. Poczytaj sobie.
Czy to dziwne, że jego zachowanie ciągle
mnie dziwiło? Czy naprawdę pod „groźbą” naszego rozstania zmienił się? Ludzie
nie zmieniają się tak po prostu.
- A tu byłaś? – Wskazał wieżę koło
katedry.
- Nie.
- O, kochana! A słyszałaś legendę o „kamieniu
nieszczęścia”?
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, dając do
zrozumienia, że nie.
- Pewna kobieta niosła mężowi zupę do
pracy. W pewnym momencie potknęła się i ją rozlała, właśnie na ten kamień.
Zbiegła się zgraja psów i wylizała go, a potem wszystkie zdechły. Wtedy
mieszkańcy sobie przypomnieli, że kiedyś miejski kat wykonywał egzekucje na tym
kamieniu i któregoś razu zabito niewinnego człowieka. Od tamtej pory kto
dotknie kamień ręką albo gołą stopą – umiera. A ten plac nazwano „Psią Górką”.
- Niezła historia – przyznałam. – Lubię
takie legendy.
- Poszukamy go? Powinien gdzieś tu być.
- Nie, dzięki. Niech sobie spoczywa w
spokoju.
- Kamień?
- Oj, nie czepiaj się. Chodź –
pociągnęłam go w przeciwnym kierunku.
- Czekaj, musisz zobaczyć panoramę
Lublina! Przecież tak lubisz patrzeć na wszystko z góry!
Weszliśmy na Wieżę Trynitarską. Widok
zapierał dech w piersiach!
- Jeszcze lepiej niż z akademika –
zachwycałam się i nie wiedziałam, gdzie podziać oczy.
- Mówiłem – wypiął dumnie pierś.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś –
pocałowałam go czule. – Nie spodziewałabym się tego po tobie.
- Uznam to jako pewną formę komplementu
– objął mnie od tyłu i razem podziwialiśmy widoki. – Zróbmy sobie zdjęcie.
Zrobiliśmy sobie selfie z Zamkiem Lubelskim w tle. Narobiłam jeszcze masę zdjęć
panoramy. Cieszyłam się jak dziecko, naprawdę! Jak ja mogłam do tej pory tam
nie iść? Muszę tu zabrać Monikę, na pewno też jej się spodoba.
Po wieży przeszliśmy się jeszcze na
Stary Rynek. Michał kupił mi bukiet kwiatków od sprzedawczyni w Bramie
Krakowskiej. Wspominając nasz pierwszy spacer
tymi uliczkami była kolosalna różnica. Tak mogłoby być zawsze!
Potem poszliśmy jeszcze do Tarasów
Zamkowych i po szybkich zakupach (Michał sobie kupił koszulę na wieczór)
wróciliśmy do akademika. Nikogo nie było, zamknęłam pokój na klucz i ładnie
podziękowałam Michałowi za ten dzień. Potem włączyłam film, ale usnęłam
niedługo po tym jak się zaczął.
~ * ~
Witajcie! :) Minął kolejny tydzień, czas leci zdecydowanie za szybko! Na uczelni profesorowie przypominają sobie, że trzeba robić kolokwia, artykuły do gazet same się nie napiszą, czyli jednym słowem - roboty w bród. Czasem zdarza się, że nic mi się nie chce i nie robię nic. Każdy ma prawo trochę "nicnierobić", bo idzie zwariować. Dlatego dzisiejsza część jest chyba najdłuższą z dotychczasowych - chciałam Wam wynagrodzić te kilka dni bez wpisu. Mam nadzieję, że się spodoba ;) Bardzo polecam aplikację, którą "znalazł" Michał, bo jest w niej wiele ciekawostek na temat budynków, które mijamy, a nie wiemy nawet czym są i jaką mają ciekawą historię. Aplikacja nazywa się "smartLublin" i jest całkowicie darmowa. Nie ogarnęłam jeszcze kalendarza imprez - w opisie jest, że pokazuje wszystkie najbliższe wydarzenia w mieście, ale ja tego jeszcze nie mam.
Chciałam Wam jeszcze podziękować za 1700 wyświetleń, które pokazuje mi się w statystykach! :) To wiele dla mnie znaczy :*
Nie przedłużając, życzę Wam słodkich snów, a już za góra dwa dni opis imprezy u Doriana.
Trzymajcie się ciepło, bo już przymrozki nawiedzają nasze Miasto Inspiracji! :*