wtorek, 24 listopada 2015

11. Facet idealny



Z czego składają się nasze wspomnienia? Z kilku chwil, które przypominają nam o czymś przyjemnym albo wręcz przeciwnie. To wszystko to tylko krótkie momenty i nic więcej. Nie pamiętamy całych sytuacji jak jakiejś sceny w filmie. Raczej jak migawki w teledysku. Mimo to wspominamy zarys jakieś sytuacji i uśmiechamy się do siebie. Dlaczego wspominając dobrą chwilę jesteśmy szczęśliwi? Czy to z tęsknoty? Czy wręcz przeciwnie? Fajnie, że to było, ale żyje się dalej.
Przeglądałam ostatnio foldery ze zdjęciami, które mam na komputerze. Szczególne dla mnie były te ze studiów. Z imprez z zeszłego roku, z tegorocznych spotkań. Ostatnio rzadko się widywaliśmy z chłopakami. Tylko z Olkiem rozmawiałam i widziałam się codziennie. Reszta zajęła się sobą. Jak zapytałam kumpla, czemu chłopaki nie wpadają albo po nas nie dzwonią, powiedział, że nie mają kasy na alkohol.
- Co?!  - Zdziwiłam się. – I co z tego?
- Nie wiem, to są debile. Mówią, że nie ma co się spotykać jak nie ma alkoholu.
- Fajnie – rzekłam z przekąsem. – Dobrze wiedzieć, że tak do tego podchodzą.
- Oj tam, nie przejmuj się.
Starałam się. Ale widzicie, tak to jest… Fajnie jest, bawicie się, a gdy przychodzi rzeczywistość – jest jak jest. Co to za argument, że bez alkoholu nie ma co się spotykać? Postanowiłam ich opieprzyć i poszłam do „męskiego”. Po drodze spotkałam Przemka. Przywitaliśmy się jak zwykle uściskiem i zapytał co u mnie.
- Z Michałem już w porządku? – Dodał pytanie.
- Tak, na razie tak. Chyba nawet lepiej niż kiedykolwiek.
- To dobrze. Czemu do nas nie przychodzicie?
- Nie wychodzimy ostatnio za często z akademika.
- Ta, pewnie. A impreza u chłopaków to co?
- To było tydzień temu!
 - A kiedy ostatnio byłaś u nas?
Zrobiło mi się wstyd. W zeszłym roku obijaliśmy i spotykaliśmy się dosyć regularnie. Przemek, Wojtek i Rafał (ich trzeci współlokator, który rzucił studia i wrócił do domu) odwiedzali nas, my ich i nie potrzebowaliśmy alkoholu, żeby się spotkać i pogadać.
- Przepraszam, Przemek. Faktycznie, trochę zawaliłam.
- Dobra, tylko nie płacz – szturchnął mnie w ramię. – Przeżyję.
- A teraz co robisz?
- Idę do Anki. A ty do chłopaków?
- Tak, na chwilę. Potem mogę do was wpaść?
- Wojtek jest w pokoju to możesz iść, ja będę u Anki. Spotkamy się jutro, hm?
- Ok -  objęłam go. – Przepraszam jeszcze raz.
- Spoko. Trzymaj się – puścił mi oczko i poszedł.
Głupio się zachowałam. Faktycznie ostatnio olałam chłopaków na rzecz imprez z tymi głupkami, którzy teraz nawet dupy nie chcą ruszyć, żeby do nas przyjść. Kiedy pierwsza euforia opada, wszyscy wracają do swoich zajęć, a to, co było, to tylko wspomnienia, które kiedyś będziemy opowiadać swoim dzieciom.
- Siema – wparowałam do ich pokoju po kulturalnym zapukaniu.
- No cześć – odpowiedział Julek, który siedział (jak zwykle z resztą) przed laptopem.
- Cześć, mała – Mikołaj wstał z łóżka i mnie objął. – Co tam?
Julek oderwał się od gry i też mnie przytulił.
- A dobrze wszystko. Przyszłam was opierdzielić.
- Za co?
- Co to za argument, że bez alkoholu nie można się spotkać?
Spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
- Napijesz się czegoś? – Zapytał Mikołaj i podszedł do szafki, na której stał czajnik i opakowanie herbaty.
- Nie zmieniaj tematu!
- To był taki żart – wytłumaczył Julek.
- To czemu do nas nie przychodzicie? Kiedyś potrafiliście wpadać bez zapowiedzi, a teraz tylko Olek się odzywa.
- Mikołaj ma dziewczynę, a ja gram. Wybaczcie nam – powiedział Julek. W jego głosie brzmiała obojętność, od której zrobiło mi się przykro.
- Nie mam dziewczyny. Spotykamy się dopiero – obruszył się.
- To nie to samo?
- Dobra, nie będę wam przeszkadzać – wkurzyłam się trochę i chciałam wyjść, ale Mikołaj złapał mnie za nadgarstek.
- Daj spokój, obrażalska! Siadaj – pociągnął mnie lekko w stronę łóżka, ale się wyrwałam.
- Nie, dzięki.
Wtedy do pokoju wpadł Dorian.
- Siema! – Dopiero po chwili mnie zauważył. – O, cześć, piękna! – Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. – Co tam? Wychodzisz już?
- Tak, bo tylko zrzędzę chłopakom i zakłócam im spokój.
- O bosze… - Mruknął Julek wpatrzony w swojego laptopa.
- Weź się ogarnij – powiedział do mnie ze śmiechem Mikołaj. – Chcesz tej herbaty?
- Nie – skrzyżowałam ramiona i zrobiłam obrażoną minę.
- Co się stanęło? – Spojrzał po nas Dorian.
- Nie przychodzą, nie dzwonią, nie odzywają się, bo grają, czaisz to? Takich się ma „przyjaciół”.
- Wybacz, że nie spędzamy u was dwunastu godzin w ciągu dnia. Nadrobimy to – nadal ironizował Julek.
- Dobra, nie spinajcie się. Spotkacie się jutro u mnie w domu i pobawicie, co wy na to?
- Melanż robisz? – Zapytał Mikołaj, zalewając trzy herbaty.
- Moja mama wyjeżdża z moimi siostrami do babci, a ja postanowiłem zostać i w końcu was do siebie zaprosić. Wszyscy macie zaproszenie i możecie wziąć kogo chcecie. Tylko nie róbcie wydarzenia na fejsie na kilka tysięcy osób! Możesz też zaprosić swojego chłopaka – zwrócił się do mnie.
- Dzięki wielkie, ale raczej nie przyjedzie. Nie ma gdzie spać, a nie będzie chciał tutaj.
- Możecie u mnie. Mam gościnny pokój, więc nie ma problemu.
- Byłoby super! Pogadam z nim.
Dorian był w porządku. Odkąd spotykał się z Moniką często wpadał do nas, nawet w krótkich przerwach między zajęciami, żeby pogadać i ją zobaczyć. Razem gotowali, zabierał ją na spacery i przejażdżki swoim autem. Poza tym był dla nas bardzo miły i zawsze pytał co tam, pytał o rodzinę, słuchał i przypominał sobie o tym na następnym spotkaniu. Jak mu powiedziałam, że siostra ma rozterki sercowe, pytał za każdym razem, dopóki nie powiedziałam, że się wszystko wyjaśniło.
- Ja już pójdę, bo obiecałam wpaść do Wojtka – oświadczyłam.
- Zrobiłem ci herbatę – powiedział z wyrzutem Mikołaj.
Przewróciłam oczami.
- Dobra, już wypiję!
- Och, dziękuję – zaśmiał się. – Dla ciebie też – zwrócił się do Doriana.
- Dzięki, ale będę leciał. Jeszcze muszę z Moniką pogadać.
- Jak ja zostaję, to ty też! Dziesięć minut cię nie zbawi!
Porozmawialiśmy trochę, Julek przestał się na mnie wkurzać i pochwalił się, że napisał nową piosenkę.
- Świetnie! – Podekscytowałam się. – Zaśpiewaj.
- Chyba zwariowałaś – prychnął.
- Dlaczego nie?
- Nie jest dopracowana.
- To co?
- To to, że zaśpiewam jak będzie gotowa.
- Może przygotuj ją do jutra? – Wpadł na pomysł Dorian. – Zrobimy ci premierę na imprezie.
- Ta, na pewno. Zobaczę czy będę miał czas.

Po pół godzinie poszłam do Wojtka. Akurat była też jego dziewczyna. Jaka ja byłam głupia, że nie przychodziłam do nich częściej i nie poznałam jej bliżej wcześniej! Ale lepiej późno niż wcale. Karolina jest cudowna! Zjedliśmy razem późny obiad, choć nie chciałam im podjadać, ale Karo się uparła i mi nałożyła.
- Czytałam twojego bloga – powiedziała. Piliśmy właśnie poobiednią herbatkę i jedliśmy upieczone przez nią ciastka. – Bardzo mi się podobają twoje opowiadania.
- Naprawdę? – Ucieszyłam się.
- Tak. Świetnie piszesz, oby tak dalej!
Do tej pory opublikowałam jakieś dwa stare, nieco odświeżone opowiadania. Monika od razu udostępniła i rozesłała po znajomych. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale spotkałam się z pozytywnym odzewem.

Mój Michał bez problemu zgodził się, żeby przyjechać i spać u Doriana. Zapowiedział się na następny poranek, żebyśmy spędzili jeszcze cały dzień razem.
- Zabiorę cię gdzieś – zapowiedział.
- Gdzie?
- Niespodzianka. Ale przygotuj się, bo spędzimy cały dzień poza akademikiem.
A to nowość! Michał coś szykował poza akademikiem i to na cały dzień! Chyba naprawdę zaczęło mu zależeć, bo widać, że się stara.
- Ale musimy być wcześniej u Doriana, bo obiecałam pomóc jemu i Monice.
- Nie ma problemu. O której?
- O dwudziestej jest impreza, Dorian nie powiedział konkretnie, o której mamy przyjść, tylko że wcześniej, jeśli chcemy pomóc.
- Damy radę.

Wieczorem zrobiłyśmy sobie z Moniką pyszne grzańce. Obejrzałyśmy „Zamianę ciał” – świetną komedię, w której dwóch kumpli zamienia się ciałami i muszą żyć życiem tego drugiego. Niby komedia, ale dawała trochę do myślenia. Życie innych nie jest takie, jak nam się wydaje i lepiej docenić swoje niż chcieć czyjeś.
- Nie chciałabym żyć czyimś życiem – przyznałam, gdy film się skończył. – Co prawda kiedyś miałam taką koleżankę, której życie wydawało mi się idealne. Miała spoko rodziców, którzy na wszystko jej pozwalali, chłopaka, długie, proste włosy, których strasznie jej zazdrościłam. Wszyscy ją lubili, normalnie chodzący ideał. I wiesz co się okazało? Że jest adoptowana.
- Nie gadaj!
- Poważnie. Świat jej się zawalił i długo nie mogła się pozbierać. Nie potrafiła zaufać rodzicom po tym, jak przez całe życie ją oszukiwali. Ale z pomocą chłopaka i przyjaciół doszła do siebie i uznała, że nie będzie szukać biologicznych rodziców. Oni ją wychowali i im zawdzięcza to, kim dzisiaj jest.
- Widzisz, u Doriana jest podobnie. Życie – ideał. On sam wydaje mi się nierealny. Jest dla wszystkich taki miły, ludzie wręcz lgną do niego! Ma kasę, dobry gust i przyjaciół, ale brakuje mu ojca. Jego tata pracuje od paru ładnych lat w Belgii i widzi go zaledwie parę razy w roku. I co z tego, że może sobie na wszystko pozwolić jak nie ma w domu męskiego wzorca? Sam się śmiał z siebie, że czasem może zachowywać się trochę „dziewczyńsko”, ale wcale tak nie jest. On jest po prostu bardziej wrażliwy. Naprawdę mi się skubaniec podoba i cieszę się, że nam wyszło. Nie potrzebujemy wielkich rozmów, zastanawiania się. Żyjemy chwilą.
- A to chyba nie do pomyślenia dla kogoś tak zorganizowanego jak ty, co? – Trąciłam ją łokciem.
- Tak, normalnie bym sobie nie pozwoliła na takie szaleństwo. Ale pomyślałam sobie: „Dlaczego nie?”. Właściwie odkąd do nas dołączył poczułam jakieś takie… przyciąganie! Nie wierzę, że to mówię, to pewnie przez alkohol, ale tak poczułam. I potem, jak mnie łaskotał i usiedliśmy na tej barierce, zaczęliśmy rozmawiać tak normalnie. Bez spiny, bez próbowania zrobienia jak najlepszego wrażenia. Wiesz, ludzie w takich chwilach wariują, próbują udawać kogoś, kim nie są, a my tak zwyczajnie gadaliśmy, jakbyśmy się znali od dawna.
- A jak to się stało, że się pocałowaliście?
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. Jeszcze jej takiej nie widziałam.
- Dorian powiedział mi, że spodobałam mu się, odkąd tylko mnie zobaczył. Na imprezie próbował do mnie zagadać, ale odpierałam jego „ataki”. Wiesz, w głowie miałam wtedy Mikołaja i to dlatego. Przeprosiłam go, a on do mnie z tekstem, że samo „przepraszam” nie wystarczy. Nadstawił policzek, a gdy go chciałam pocałować, on odwrócił głowę i cmoknęłam go w usta. Zmieszałam się z początku, ale niewiele myśląc pocałowałam go ponownie. I resztę historii znasz.
- Słodko – podsumowałam. – Moim zdaniem idealnie do siebie pasujecie. Ty go ogarniasz jak za bardzo sobie popuszcza, a on wnosi do twojego życia odrobinę szaleństwa. Nawet wizualnie do siebie pasujecie!
- Tak, chyba tak jest – uśmiechnęła się. – A ty jak z Michałem? Co planujecie na jutro?
- Nie mam pojęcia. Powiedział, że spędzimy cały dzień poza akademikiem i szykuje mnóstwo atrakcji. Ciężko mi było uwierzyć, że chce łazić po mieście, ale chyba na to się zanosi.
- A co z Olkiem?
- Jak to: „co z Olkiem”?
- Ostatnio mówiłaś, że w twojej głowie na jego temat coś się zmieniło.
- Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej.
- To z góry narzucona wersja czy tak faktycznie jest?
Zawahałam się. Monika to wyczuła.
- Jeśli nie chcesz to nie mów, ale może przyda ci się obiektywne spojrzenie na sprawę?
- Monika, ja sama nie wiem… Kocham Michała, ale przy Olku czuję się taka… spokojna. Nie martwię się o nic, on potrafi mnie rozbawić, pocieszyć, opieprzyć jak potrzeba, wesprzeć. Rozumiemy się prawie bez słów, stworzyła się między nami taka więź, że jedno potrafi celnie trafić jak czuje się to drugie. Za dużo czasu spędzamy razem…
- Twoja siostra miała podobną sytuację, prawda?
- Tak. Z Damianem znają się jak nikt inny i też on był blisko, a Mikołaj mieszkał dalej i to też zaważyło. Sonia wystarczy, że wyszła przed blok, a Damian czekał na nią, żeby przytulić i pocieszyć. Z Olkiem mamy to samo. Jego mam na miejscu, a Michała przez fejsa czy telefon, a to nie to samo. I to jest niezdrowe.
- Musisz określić się w swoich uczuciach i zdecydować, co jest dla ciebie ważniejsze: czy to, żeby mieć tego kumpla od serca i móc na nim polegać, czy zrezygnować z niego i wzdychać do zdjęcia.
- Ani jedno, ani drugie nie jest idealnym rozwiązaniem.
- A kto powiedział, że w życiu istnieją idealne rozwiązania? Są lepsze i gorsze i ty musisz takie wybrać.
Uwielbiałam z nią rozmawiać. Monika patrzyła na wszystko tak realistycznie i widziała w podstawowych barwach. Nie kombinowała, nie mówiła: „nie wiem”. Zawsze miała przynajmniej dwie rady i obie były dobre. Tylko ja nie potrafiłam wybrać.

Michał zjawił się po dziesiątej w akademiku. Siedziałyśmy z Moniką do późna, więc zaspałam i zastał mnie w łóżku.
- Kochanie – szepnął i cmoknął mnie w usta. – Pobudka.
- Hm?
- Czas wstawać – nadal szeptał.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Co ty tu robisz? Która jest godzina?
- Piętnaście po dziesiątej. Dzwoniłem do ciebie, ale chyba masz wyłączone dźwięki – podał mi mojego smartfona. Faktycznie, dzwonił do mnie trzy razy. – Pomyślałem, że nie obrazisz się, jeśli zobaczę cię w piżamie.
- Michał – jęknęłam i zakryłam się cała kołdrą.
Mój chłopak wsunął rękę pod kołdrę i uszczypnął mnie w łydkę.
- Weź! – Krzyknęłam i wysunęłam głowę. – Wyglądam okropnie, a ty mi tu przychodzisz i patrzysz na mnie!
- Wyglądasz pięknie. Jak zwykle zresztą. Wstawaj i idź się ogarniaj, ja ci zrobię śniadanie.
- Naprawdę? – Spojrzałam na niego z nadzieją.
- Naprawdę. Ile wczoraj wypiłyście?
- Jednego grzańca, trochę nalewki babci Moniki i dwa piwa. Późno poszłyśmy spać.
- Domyśliłem się. Wstawaj – ściągnął ze mnie kołdrę, więc nie miałam wyjścia.
- Jesteś okropny – jęknęłam i schowałam głowę w jaśka.
- A ja myślałem, że kochany – powiedział to i zabrał mi też poduszkę.
- Gdzie Monika? – Dosłownie stoczyłam się z łóżka i objęłam mojego chłopaka.
- W kuchni, robi sobie jajecznicę. Też chcesz? Czy masz ochotę na coś innego?
- Zrób cokolwiek – cmoknęłam go w usta, wysunęłam się z jego ramion i zamknęłam się w łazience.
Na śniadanie Michaś zrobił mi jajecznicę ze szczypiorkiem i kupił świeże bułki. Nie chciał się zdradzić, gdzie mnie zabiera do ostatniej chwili. Nawet Monice nie powiedział, bo pytałam. Jeszcze bardziej zadziwił mnie, gdy zamiast na parking szliśmy w kierunku przystanku. Na moje pytanie, dlaczego nie samochodem, odpowiedział, że chce podróżować jak ja i koniec z wygodami. Na przystanku studiował rozkład okiem znawcy i zapowiedział, że mamy autobus za trzy minuty. Patrzyłam na niego zdziwiona.
- No co?
- Nic. Gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
Wsiedliśmy w 151 i pojechaliśmy pod Plazę. Myślałam, że chce mnie zabrać na jakieś zakupy, a okazało się, że idziemy do kina na „Listy do M. 2”.
- Może być? – Zapytał i podał mi bilet.
- Pewnie! Bardzo chciałam go obejrzeć. Co prawda nieco później, ale nie narzekam. Dziękuję – cmoknęłam go w usta.
Do seansu mieliśmy jeszcze około czterdziestu minut, więc zjechaliśmy do Empiku. Michał uciekł w alejkę z grami, a ja przeglądałam nowości książkowe i moją szczególną uwagę skupiła książka „Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań”.
- Co masz? – Zapytał Michał, patrząc mi przez ramię.
- Ciekawe, czy będzie w bibliotece przed świętami, bo chciałabym przeczytać. Ma piękną okładkę.
- Pokaż – wziął ją ode mnie i przejrzał, a potem bez słowa skierował się do kasy.
- Michał! – Poszłam szybko za nim. – Nie musisz mi jej kupować. Postawiłeś mi przecież bilety do kina.
- Uznajmy, że to prezent mikołajkowy.
Do Mikołajek były jeszcze dwa tygodnie.
- Wydałeś tyle na paliwo, daj spokój.
- Nie wydałem na paliwo. Przyjechałem pociągiem.
- Co? Pociągiem?
Ale nie zdążył mi odpowiedzieć, bo była nasza kolej.
- Dlaczego przyjechałeś pociągiem? – Zapytałam, gdy wyszliśmy ze sklepu.
- Chciałem poczuć się jak prawdziwy student i zaoszczędzić, żeby móc, na przykład, kupić ci tą książkę.
Przed seansem kupił mi jeszcze popcorn i orzeszki w karmelu. Zasugerowałam mu, żeby nie wydawał tyle kasy, ale powiedział, że kino bez popcornu się nie liczy. A orzeszki w karmelu ubóstwia. Ja wolę jeść paprykowe z Olkiem, ale cicho.
Film był fenomenalny! Może nie tak świetny  jak pierwsza część, ale tak zazwyczaj jest. Mimo to bardzo mi się podobał i na pewno obejrzę go jeszcze nie raz.
- Co dalej, mój chłopaku? – Zagadnęłam, gdy wyszliśmy z sali.
- Pójdziemy coś zjeść, co ty na to?
- Chętnie.
Oczywiście miejsce też wybrał wcześniej, zaprowadził mnie prosto do Fabryki Pizzy.
- Wybierzmy taką pizzę, której jeszcze nigdy nie jedliśmy – powiedział, przeglądając menu.
Ostatecznie wybór padł na pizzę z czterema rodzajami sera (camembertem, serem pleśniowym, parmezanem i fetą) na razowym cieście. Obydwojgu bardzo nam smakowała.
- Dobra, a teraz tłumacz się. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim chłopakiem?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Przyjechałeś tu pociągiem z samego rana, zrobiłeś mi śniadanie, jeździmy MPK-ami, postawiłeś mi kino i obiad, kupiłeś książkę, planujesz jeszcze spacer po Starym Mieście. Jesteś chory?
Zaśmiał się.
- Nie? Po prostu chciałem sprawić swojej dziewczynie przyjemność, to takie dziwne? – Nadal się uśmiechał, w jego głosie nie było ani krzty pretensji.
Zastanowiłam się chwilę.
- Tak, to jest dziwne. Biorąc pod uwagę to jak się zachowywałeś, będąc tu ostatnim razem, mam prawo być zdziwiona.
- Kochanie – ujął moją dłoń. – Przemyślałem parę spraw i postanowiłem maksymalnie wykorzystać czas spędzony z tobą. Poza tym dostałem ostatnio mały zastrzyk gotówki i chciałem wydać to na ciebie. To z resztą i tak nie koniec.
- Michał – jęknęłam. – Nie chcę, żebyś mi tyle kupował. Jest mi głupio, bo ja ci nie mogę nic kupić. Jestem ostatnio trochę spłukana.
- Ja mieszkam z rodzicami, pracuję u ojca, nie martwię się o nic. Zawsze mam ugotowany obiad i pełną lodówkę. Ty z kolei musisz sama dbać o to, żeby coś zjeść, ubrać się i mieć na swoje przyjemności. Rozumiem to i nie mam pretensji. A jak ci kupuję to podziękuj ładnie i nie marudź – zakończył swój monolog i stuknął swoją szklanką z colą o moją. – Twoje zdrowie.
Potem poszliśmy na spacer w stronę Starego Miasta. To moja ulubiona część Lublina. Nie byłam tu dawno, ale zawsze zachwyca mnie na nowo.
- Wiesz, że ten twój Urząd Stanu Cywilnego to tak naprawdę Trybunał Koronny, a dawniej Stary Ratusz? Wybudowali go w czternastym wieku!
- A ty skąd to wiesz?
- Ściągnąłem świetną aplikację, w której opisane są wszystkie zabytki w Lublinie. Prawie wszystkie twoje ulubione kamienice mają swoją niepowtarzalną historię. Poczytaj sobie.
Czy to dziwne, że jego zachowanie ciągle mnie dziwiło? Czy naprawdę pod „groźbą” naszego rozstania zmienił się? Ludzie nie zmieniają się tak po prostu.
- A tu byłaś? – Wskazał wieżę koło katedry.
- Nie.
- O, kochana! A słyszałaś legendę o „kamieniu nieszczęścia”?
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, dając do zrozumienia, że nie.
- Pewna kobieta niosła mężowi zupę do pracy. W pewnym momencie potknęła się i ją rozlała, właśnie na ten kamień. Zbiegła się zgraja psów i wylizała go, a potem wszystkie zdechły. Wtedy mieszkańcy sobie przypomnieli, że kiedyś miejski kat wykonywał egzekucje na tym kamieniu i któregoś razu zabito niewinnego człowieka. Od tamtej pory kto dotknie kamień ręką albo gołą stopą – umiera. A ten plac nazwano „Psią Górką”.
- Niezła historia – przyznałam. – Lubię takie legendy.
- Poszukamy go? Powinien gdzieś tu być.
- Nie, dzięki. Niech sobie spoczywa w spokoju.
- Kamień?
- Oj, nie czepiaj się. Chodź – pociągnęłam go w przeciwnym kierunku.
- Czekaj, musisz zobaczyć panoramę Lublina! Przecież tak lubisz patrzeć na wszystko z góry!
Weszliśmy na Wieżę Trynitarską. Widok zapierał dech w piersiach!
- Jeszcze lepiej niż z akademika – zachwycałam się i nie wiedziałam, gdzie podziać oczy.
- Mówiłem – wypiął dumnie pierś.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – pocałowałam go czule. – Nie spodziewałabym się tego po tobie.
- Uznam to jako pewną formę komplementu – objął mnie od tyłu i razem podziwialiśmy widoki. – Zróbmy sobie zdjęcie.
Zrobiliśmy sobie selfie z Zamkiem Lubelskim w tle. Narobiłam jeszcze masę zdjęć panoramy. Cieszyłam się jak dziecko, naprawdę! Jak ja mogłam do tej pory tam nie iść? Muszę tu zabrać Monikę, na pewno też jej się spodoba.
Po wieży przeszliśmy się jeszcze na Stary Rynek. Michał kupił mi bukiet kwiatków od sprzedawczyni w Bramie Krakowskiej. Wspominając nasz pierwszy spacer tymi uliczkami była kolosalna różnica. Tak mogłoby być zawsze!
Potem poszliśmy jeszcze do Tarasów Zamkowych i po szybkich zakupach (Michał sobie kupił koszulę na wieczór) wróciliśmy do akademika. Nikogo nie było, zamknęłam pokój na klucz i ładnie podziękowałam Michałowi za ten dzień. Potem włączyłam film, ale usnęłam niedługo po tym jak się zaczął.
Fot. Sandra Czarniecka
 ~  * ~

Witajcie! :) Minął kolejny tydzień, czas leci zdecydowanie za szybko! Na uczelni profesorowie przypominają sobie, że trzeba robić kolokwia, artykuły do gazet same się nie napiszą, czyli jednym słowem - roboty w bród. Czasem zdarza się, że nic mi się nie chce i nie robię nic. Każdy ma prawo trochę "nicnierobić", bo idzie zwariować. Dlatego dzisiejsza część jest chyba najdłuższą z dotychczasowych - chciałam Wam wynagrodzić te kilka dni bez wpisu. Mam nadzieję, że się spodoba ;) Bardzo polecam aplikację, którą "znalazł" Michał, bo jest w niej wiele ciekawostek na temat budynków, które mijamy, a nie wiemy nawet czym są i jaką mają ciekawą historię. Aplikacja nazywa się "smartLublin" i jest całkowicie darmowa. Nie ogarnęłam jeszcze kalendarza imprez - w opisie jest, że pokazuje wszystkie najbliższe wydarzenia w mieście, ale ja tego jeszcze nie mam.
Chciałam Wam jeszcze podziękować za 1700 wyświetleń, które pokazuje mi się w statystykach! :) To wiele dla mnie znaczy :*
Nie przedłużając, życzę Wam słodkich snów, a już za góra dwa dni opis imprezy u Doriana.
Trzymajcie się ciepło, bo już przymrozki nawiedzają nasze Miasto Inspiracji! :*

środa, 18 listopada 2015

10. Zmień swoje życie

Przez ostatnie dni miałam totalny mętlik w głowie. Olek nie odzywał się od tamtego wieczoru, a Michał tym bardziej. W myślach lawirowałam pomiędzy jednym a drugim i nie wiedziałam sama, czego chcę. I kogo. Olek do tej pory był nieosiągalny, a teraz obawiałam się, że nie potrafię już zwyczajnie się z nim przyjaźnić. Za Michałem zaczęłam tęsknić. Wiele razy chwytałam za telefon, żeby napisać, ale duma mi nie pozwalała. Przecież nie zrobiłam niczego złego, a on zerwał ze mną przez telefon. W głębi serca chyba nie chciałam, żeby to był koniec.
W piątek Monika pytała mnie, czy między mną a Olkiem coś zaszło. Powiedziałam, że fizycznie nic nie zaszło, ale mało brakowało. No i moje myślenie na jego temat się zmieniło. Zasugerowała, że powinniśmy o tym porozmawiać.
- Nie chcę z nim o tym rozmawiać. On ma dziewczynę.
- Trudna sytuacja – przyznała.
Jakbym tego nie wiedziała. Jej sytuacja była prostsza. Zdążyła już się spotkać z Dorianem i była bardzo zadowolona, że oszczędzili sobie rozmów w stylu „co dalej” albo „nie spieszmy się”. Chłopak przywitał ją pocałunkiem w usta i złapał za rękę, co wyjaśniło sytuację od razu. Wszystko stało się tak naturalnie.

O całej sytuacji i moich wątpliwościach opowiedziałam Soni.
- Odpuść sobie z Olkiem. Wiesz dobrze na moim przykładzie, że przyjaźń z chłopakiem, który coś do ciebie czuje, nie jest bezpieczna.
- Przecież nadal przyjaźnisz się z Damianem.
- Ale on nadal na coś liczy! Po premierze nowej płyty One Direction wysłał mi piosenkę, w której śpiewają, że „możesz do mnie zadzwonić, gdy jesteś samotna, będę twoim tymczasowym rozwiązaniem”. Nie chcę go traktować jak koło ratunkowe!
- Powiedz mu to.
- Nie chcę go stracić – jęknęła. – Już raz prawie to się stało.
Historia Soni i Damiana jest tak zawiła jak piosenki jej ulubionego zespołu. Chłopak zakochał się w niej niedługo po tym jak się poznali, a przedstawił ich sobie Mikołaj – ówczesny chłopak Soni, a brat cioteczny Damiana. Zaprzyjaźnili się bardzo i nierzadko Sonia toczyła o to wojny z Mikołajem. Jak postanowiła wyprowadzić się z domu i wyjechać na Pomorze, chłopak z nią zerwał. To znaczy dał jej ultimatum, a ona po prostu nie wybrała jego. Damian ciągle był za nią, jeździł do niej gdy tylko tego potrzebowała i w końcu się przespali. Obiecali sobie, że to nie zniszczy ich przyjaźni, a niedługo potem Sonia wróciła do Mikołaja. I to był ten moment, kiedy ich przyjaźń wisiała na włosku. Kontaktowali się bardzo mało i mojej siostrze było z tym bardzo źle, ale nie chciała go męczyć. Po roku Mikołaj ponownie zerwał z Sonią i Damian znowu został jej najlepszym przyjacielem. Teraz siostra kręci ze swoim sąsiadem, a jej przyjaciel liczy na coś więcej. Pokręcone, prawda?
- To nie wiem. Nie wiem, co ja mam zrobić, a co dopiero komuś radzić. To wszystko jest takie…
- Trudne – dopowiedziała. – Racja. Co tam w domu?
To była sobota. W niedzielę rano odczytałam wiadomość od Michała z dwoma linkami.
One Direction? Od kiedy on zna One Direction? – zastanawiałam się i kliknęłam w pierwszy link. Odesłało mnie do testu piosenki „What a feeling” [link]. Długo ją interpretowałam. Zajrzałam na drugą stronę. „Walking with the wind” [link]. Ta bardziej do mnie przemówiła. Zadzwoniłam do siostry.
- Siemaneczko, co tam?
- Rozmawiałaś z Michałem?
Chwila zawahania.
- A co?
- Jakim cudem wysłał mi teksty piosenek One Direction?
- Nie wiem – odpowiedziała z wahaniem.
Wiedziałam, że kłamała.
- Przyznaj się, będzie nam prościej. Nie mam pretensji, tylko potrzebuję pomocy w interpretacji.
- Która piosenka?
- „What a feeling”.
- Czego nie rozumiesz?
- Przesłania.
- Po pierwsze jest tam fragment, że „w jej oczach nie ma kłamstwa”, a to znaczy, że ci wierzy i wie, że jesteś z nim szczera. Po drugie, chciałby wiedzieć, jakie to uczucie być przy tobie teraz, bo jest samotny i chciałby cię przytulić. Pyta się ciebie, czy jest już za późno i, czy ma coraz mniej czasu. A w końcu daje do zrozumienia, że „łańcuchy”, czyli przeszkody, które cię powstrzymują nie mają znaczenia. Jednym słowem: odezwij się do niego.
- Sama to wszystko wymyśliłaś?
- Trochę tak, a trochę nie. Napisał do mnie o pomoc i podsunęłam mu te piosenki. Z tą piosenką też miał trochę problem, ale jak zaczęłam, to on sam dokończył. W „Walking with the wind” wszystko sam zrozumiał. Sam ją wybrał.
Nie wiem czym byłam bardziej zaskoczona: tym, że zwrócił się do mojej siostry o pomoc czy tym, że interpretował piosenki boysbandu.
- To co mam zrobić?
- Napisać do niego!
Dla niej to było proste. Dla mnie niekoniecznie, bo nadal miotałam się między nim, a Olkiem. Wiem, jak idiotka, ale chciałam, żeby ta sprawa była rozwiązana.

Po południu nadal siedziałam i dumałam nad tym wszystkim, kiedy przyszła Monika.
- Co tam? - Zapytała.
W pierwszym momencie jej nie usłyszałam. Wpatrywałam się w ścianę i zajęta byłam swoimi myślami.
- Halo? - Musiała powtórzyć, żeby do mnie dotarło.
Spojrzałam na nią.
- Słucham?
Dopiero poczułam, że mam w oczach łzy. Nie byłam taka twarda, za jaką uchodziłam.
- Pytałam: „co tam”?
- Wiesz co, muszę się przejść... – podjęłam szybką decyzję.
Wytarłam oczy i wstałam z łóżka.
- Jesteś pewna? Może chcesz pogadać?
- Nie, dzięki - założyłam bluzę. - Niedługo będę.
Nogi poniosły mnie na ławkę, na której siedziałam kiedyś z Olkiem. Podkuliłam nogi i oparłam brodę o kolana. Nie wiem już sama, czego chcę. Czy tego, żeby Michał zadzwonił pierwszy i odniósł się do piosenek, czy żeby się nie odezwał? A może to ja powinnam zadzwonić? Byłam smutna i jednocześnie wściekła na siebie, że rozpaczam jak nastolatka.
Wtedy zadzwonił telefon. „Olek” - wyświetliło mi się na ekranie. Oczywiście, w takiej chwili!
- Słucham?
- Gdzie jesteś?
- A co?
- Monika się o ciebie martwi i wysłała mnie na zwiady.
- Monika... Dobrze, że pozostaliśmy wobec siebie szczerzy.
Westchnął.
- Ja też się martwię, ok? Nie chciałem się odzywać i mieszać ci w głowie. Wiesz, że mam dziewczynę – powiedział smutno. Więc wszystko się wyjaśniło.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Nic do ciebie nie mam, a wtedy nic się nie stało. Koniec tematu.
- To gdzie jesteś?
- Po co ci to? Powiedz Monice, że nic mi nie jest.
- JA chcę się z tobą zobaczyć.
Potrzebowałam go, nie oszukujmy się. Między nami nic nie będzie, ale nadal czułam potrzebę, żeby był blisko mnie.
- Jestem na „naszej” ławce.
- Zaraz będę.
Jak obiecał, tak zrobił. Bez słowa usiadł koło mnie i mnie przytulił. Nie chciałam mu nic tłumaczyć. Z oczu popłynęło mi kilka łez, które szybko otarłam. Olek wyjął z kieszeni orzeszki paprykowe i podał mi paczkę. Drugą miał dla siebie.
- Nasze dwa znaki rozpoznawcze? Ławka i orzeszki?
- Brakuje trzeciego - wyjął z kieszeni słuchawki i podał mi jedną. Z odtwarzacza puścił płytę NBT.
Teraz było idealnie. Oparłam głowę o jego ramię i tak siedzieliśmy.
- Lepiej? - Zapytał mnie w końcu przyjaciel.
- Yhm. Dzięki.
- Nie ma za co. Od tego ma się przyjaciół.

Od czego właściwie ma się przyjaciół?
Od pocieszania, od wspierania i opieprzania, gdy potrzeba. Od otarcia łez i motywowania do działania. Od tego, by pomogli Ci zmienić życie, kiedy nadejdzie czas.
- Faceci są beznadziejni!
Z takim powitaniem wparowała do pokoju Klaudia. Rzuciła na swoje łóżko torbę, kurtkę i wyszła. Był już wieczór. Obie z Moniką leżałyśmy i czytałyśmy książkę. Spojrzałyśmy na siebie zdziwione. Blondyna przewróciła oczami, a ja się cicho zaśmiałam.
Po chwili ruda wparowała ponownie z krzykiem.
- Umawia się ze mną, ja marnuję czas na przygotowanie i dojazd, a on w ostatniej chwili odwołuje i nawet nie zaprasza mnie na kolejne spotkanie!
- Po pierwsze: nie krzycz - powiedziała stanowczo Monika. - A po drugie: kto cię wystawił?
- Filip!
- Jaki znowu Filip?
- Ten z klubu, co go poznałam w piątek.
- Ten z którym się całowałaś, a potem na chama wzięłaś numer i wydzwaniałaś do niego?
Klaudia spojrzała z wściekłością na Monikę.
- Tak, ten - wycedziła. - Jakiś problem?
- Żaden! Przynajmniej dla mnie. A dla ciebie?
- Po cholerę się ze mną umawiał?
- Booo... nie dałaś mu innego wyboru?
Tak najczęściej wyglądała wymiana zdań między nimi. Klaudia opowiadała nam o swoich podbojach (a właściwie porażkach), natomiast Monika ją gasiła i podśmiewała się. Ja siedziałam z boku i śmiałam się po cichu z ich kłótni.
- Mógł odmówić!
- Jak? Praktycznie nie dałaś mu dojść do słowa póki się nie zgodził.
- Bo mi zależy?!
- Zależy?! Na chłopaku, z którym się przelizałaś i nic o nim nie wiesz?
- Gdybyś mi nie ukradła Doriana, byłoby inaczej!
- Gdybyś była mądrzejsza Dorian by nie uciekł od ciebie! Sam powiedział, że robisz się zbyt nachalna - Monika spuściła wzrok na książkę. Dla niej dyskusja była zakończona, ale dla Klaudii to był dopiero początek.
- Sugerujesz, że jestem głupia?
- Sugeruję ci grzecznie, żebyś zajęła się czymś pożyteczniejszym i przestała się w końcu uganiać za facetami, którzy mają cię gdzieś - blondynka nawet nie podniosła wzroku.
- Dziewczyny, przestańcie - wtrąciłam się. - Łeb mi pęka.
- Taka jesteś mądra? Jakoś nie widzę, żebyś ty się zajmowała czymś pożytecznym. – Ruda nic sobie nie zrobiła z mojej prośby.
- Słabo patrzysz - ponownie wzruszyła ramionami.
- A gdzie twój Dorian, skoro tak mu na tobie zależy? Widziałaś się z nim chociaż?
- Oczywiście, że widziałam. Ale ja nie myślę o nim dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie muszę z nim spędzać każdej wolnej chwili. W odróżnieniu od ciebie mam też inne zajęcia.
- Ciekawe jakie.
- Srakie - tym razem podniosła na nią wzrok, ale było to mordercze spojrzenie. - Odwal się ode mnie, bo mam cię już dosyć! - Nawet wstała. Teraz zaczynało się przedstawienie. - Latasz za tymi chłopakami jak nienormalna! Nic ci z tego nie przychodzi i nie wyciągasz wniosków! Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że jak coś ma się zdarzyć to się zdarzy i przestań to robić na siłę!
- Przeznaczeniu trzeba pomóc.
- To pomagaj. Najlepiej rzuć studia, idź i usiądź na ławce pod Plazą i wypatruj swojego księcia! To najlepsze zadanie dla ciebie.
- Ale ty jesteś wredna!
- Boże, dziewczyny! - Ręce mi się już załamywały na ich zachowanie.
- Jestem szczera i to cię boli. Boisz się spojrzeć prawdzie w oczy.
- Skoro jesteś taka idealna to naucz mnie tego – chyba załamywał jej się trochę głos.
- Ciebie nie da się niczego nauczyć, bo jesteś zbyt uparta.
- Starczy – poderwałam się. – Uspokójcie się już, bo zaraz cały akademik się zleci. Nie można spokojnie porozmawiać? – Stanęłam prawie między nimi.
- Jak mam spokojnie rozmawiać jak ona pieprzy takie głupoty? Proste rzeczy do niej nie docierają.
Ktoś zapukał do pokoju.
- Mówiłam? Proszę!
Do pokoju wszedł zmieszany Olek.
- Świetnie, że jesteś – złapałam telefon z łóżka. – Mam dosyć ich ciągłych kłótni – krzyknęłam i  nie odwracając się, pociągnęłam za sobą Olka, wyszliśmy z pokoju i trzasnęłam drzwiami.
- Co się stało?
- Daj spokój – machnęłam ręką i założyłam buty. – Ciągle się sprzeczają.
- O co?
- O wszystko. – Wzięłam kurtkę i wyszliśmy. – Przepraszam, nie zapytałam, co chciałeś.
- Właściwie przyszedłem do was posiedzieć, ale możemy się przejść.
- Będę wdzięczna.

Przespacerowałam się z Olkiem wkoło osiedla, a gdy wróciłam w pokoju była cisza jak makiem zasiał. Nie spoglądając nawet na żadną ze współlokatorek, usiadłam do laptopa i milczałam.
- Majka? – Zagadnęła Klaudia.
Spojrzałam na nią obojętnie.
- Przepraszam. Wyjaśniłyśmy już sobie wszystko z Moniką.
- Świetnie. Ciekawe do kiedy będzie spokój.
- Nie obiecuję, że na zawsze – wtrąciła Monika, - ale postaramy się dogadywać bez krzyków i czepiania się.
- Postanowiłam popracować nad sobą. Koniec gadania o facetach i rozpaczliwego szukania chłopaka. Teraz ja jestem najważniejsza.
- Cieszę się.
Nie wierzyłam w nią. Serio. Podejrzewam, że Monika też.
- Żeby było Klaudii łatwiej my też coś w sobie zmienimy – oświadczyła blondynka.
Spojrzałam na nią zła.
- Słucham?
- Daj spokój, na pewno jest coś, nad czym chciałabyś popracować, ale nie miałaś okazji, a w grupie raźniej. Ja rzucam palenie i odkładam na samochód.
Teraz to mnie zszokowała. Wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Co zrobisz? Rzucisz palenie?!
- Tak, wiem! Mówiłam, że prawdziwe Francuzki palą, ale ostatnio nie mam w ogóle ochoty. Przeznaczę tą kasę na coś pożyteczniejszego.
Nadal byłam w szoku.
- Zadziwiasz mnie.
- A ty co zmienisz?
Zastanowiłam się chwilę.
- Zacznę publikować swoje opowiadania.
- W końcu! – Monika uniosła ręce do góry. – Czekałam na ten moment!
Podsyłałam Monice trochę swoich tekstów i namawiała mnie, żebym je umieściła w sieci, ale nie byłam gotowa.
- Jednak to nie jest duża zmiana w twoim życiu. Musisz wymyślić coś, nad czym będziesz pracować. Praca nad sobą, rozumiesz?
- Ok. To może… Zacznę od napisania do Michała, pogodzenia się z nim i nie narzekania na niego. A potem zacznę ćwiczyć jogę.
- Może być. To co, od jutra? – Podekscytowana Klaudia aż wstała.
- Od jutra? Zmiany wprowadza się OD DZISIAJ.
Dziewczyny jeszcze chwilę pogadały o „wielkich zmianach”, a ja wyszłam, żeby zadzwonić do Michała. Odebrał po drugim sygnale.
- Majka, nareszcie! – W tle słychać było wiatr.
- Możesz rozmawiać?
- Pewnie!
- Chciałam ci podziękować za piosenki. Dużo mi dały do myślenia. Swoją drogą bardzo sprytne prosić moją siostrę o pomoc.
- Nie wiedziałem co robić! Miałem nadzieję, że nie potraktowałaś tego poważnie, a ty milczałaś tyle dni i już się bałem, że to koniec. Postąpiłem tak debilnie, przepraszam cię za to! Wierzę, że Olek jest tylko kumplem i ufam ci.
- W porządku. Ja też przepraszam, że dałam ci powód do zazdrości. Wiesz, byliśmy trochę podchmieleni, weseli… Nie mieliśmy niczego złego na myśli…
- Wiem, kochanie, wiem. Rozmawiałem z Olkiem.
- Rozmawiałeś?
- Tak. Dzień po imprezie. Zapewnił, że między wami nic nie ma, bo przecież jest zajęty. Olek to równy gość. Wybaczysz mi? Nie jest za późno?
- Oczywiście, że nie. Kocham cię, Michał.
- Ja ciebie też.
I właśnie w ten sposób znowu byłam z Michałem. Mam nadzieję, że tym razem będzie już dobrze i nie będziemy się kłócić o pierdoły. Może potrzebowaliśmy takiego „wstrząsu”, żeby docenić siebie wzajemnie. Zobaczymy, co czas pokaże.


Fot. Sandra Czarniecka
~ * ~
Witajcie! :) Ta część miała być w poniedziałek, ale nie miałam weny. Naprawdę! Nie chciałam puszczać badziewia, a teraz myślę, że Wasza cierpliwość się opłaciła :)
Nie mogłam nie wspomnieć w opowiadaniu o One Direction :D Majka za nimi nie przepada, ale Sonia ich uwielbia i nie bez powodu doradza właśnie te piosenki :D  Chodziło mi też o teksty, a te mi bardzo pasowały.
Kolejna część już niedługo i nadal apeluję o fajne miejsca w Lublinie! Kończą się zawirowania z Michałem i w końcu dojdą do porozumienia :)
Dorzuciłam też stronę "Księga gości", żeby stali czytelnicy mogli pozostawić jakiś ślad po sobie skoro nie chcą komentować każdej części ;) Może ktoś się pojawi (mam taką nadzieję).
Buziaki :* :*