poniedziałek, 28 grudnia 2015

17. Wybór



Nasza wigilię akademikową prawie w całości ogarnęła Monika. Zrobiła wydarzenie na Facebooku, wyznaczyła każdemu zadanie i dopilnowała, żeby wszystko poszło tak jak chciała. Ja dzielnie ją wspierałam, bo takich zdolności przywódczych jak ona to nie mam. Ale poradziła sobie świetnie!
Wigilię zrobiliśmy w piątek u Olka w pokoju. Miałam dzień wolny, więc rano zrobiłam sałatkę, a potem poszłam pomóc chłopakom w sprzątaniu. Mateusz załatwił jemiołę i zawiesił ją na żyrandolu. Olek wszystkie swoje rzeczy powpychał do szafy. Mikołaj latał ze ścierką i wszystko dokładnie wycierał, a potem odkurzył cały pokój. Julek natomiast w tym czasie piekł ciasto. W weekend był w domu i przywiózł niedużą choinkę. Słuchaliśmy świątecznych piosenek i głośno śpiewaliśmy. Nawet Olek się przyłączył i miałam nadzieję, że w końcu wyszedł z dołka. Zjadłam z nimi jeszcze obiad – mrożoną zapiekankę – i pograłam w CS-a.
Umówieni byliśmy na siedemnastą i o dziwo wszyscy byli punktualnie. Przygotowaliśmy stół, Olek z Moniką i Dorianem odgrzali barszcz, pierogi i rybę po grecku. Zebraliśmy się wszyscy i zaczęliśmy od odczytania przez Julka fragmentu z Pisma Świętego o narodzeniu Pańskim. Pomodliliśmy się wspólnie i podzieliliśmy opłatkiem. W domu tej części nie lubię najbardziej, ale tu było zupełnie inaczej. Mieliśmy okazję przez moment z każdym porozmawiać i wyściskać się. To taka piękna chwila, kiedy patrzymy komuś w oczy i składamy sobie szczere życzenia. Kiedy obejmujemy się i czujemy bijące od kogoś ciepło. Najpiękniejsze życzenia dostałam od Karoliny, która życzyła mi, żebym w życiu przede wszystkim kierowała się swoimi własnymi wartościami, żebym spełniała marzenia i dbała o to, żebym na starość niczego nie żałowała, a tylko z dumą wspominała swoje życie.
Potem Mateusz poszedł się przebrać za Świętego Mikołaja. Zrobiliśmy kilka dni temu losowanie i każdy miał kupić jakiś prezent za dyszkę. Ja wylosowałam Gosię (koleżankę Doriana, której ostatnio radziłam odnośnie pierwszej randki) i kupiłam jej kubek z uroczym reniferem i napełniłam go cukierkami. Ja dostałam małą szklaną kulę z bałwankami w środku i wirującym śniegiem jak się potrząśnie.
Gdy usiedliśmy do wieczerzy każdy był głodny jak wilk. Jedzenie było wyśmienite! Każdy, kto robił je samodzielnie, włożył całe swoje serducho. Był barszcz czerwony do picia, dwie sałatki jarzynowe, śledzie w śmietanie, placki ziemniaczane, pierogi, ryba po grecku, pierniki, makowiec, krokiety z pieczarkami i żółtym serem (ukłony dla Wojtka i Karoliny!) i obowiązkowo mandarynki. Jako dwunastą potrawę policzyliśmy chleb i nie doliczaliśmy napojów i alkoholu. Nie mogłam się powstrzymać i wszystkim podziękowałam, że daliśmy radę się zebrać i zrobić coś razem. Nie obyło się bez grupowych zdjęć, wspólnego śpiewania „Last Christmas” i innych świątecznych piosenek oraz kolęd.
W międzyczasie zadzwoniłam do Michała. Bardzo żałowałam, że go nie ma z nami, ale miał zjazd w tym tygodniu i nie mógł przyjechać. Chłopaki zapowiedzieli, że spędzimy razem Sylwestra, a Dorian podchwycił temat i zaproponował, że zrobimy imprezę u niego. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, bo akademik otwierali dopiero drugiego stycznia. Ale było jeszcze trochę czasu, żeby się zastanowić.
Porozmawiałam trochę z Gosią i opowiedziała mi o swojej randce. Śmiała się, że tak się przejmowała, a wszystko poszło dobrze. Adrian zapłacił i za bilet, i za popcorn, w kinie złapał ją za rękę i nie puścił, aż do samochodu. Potem odwiózł do domu i pocałował na pożegnanie. Teraz codziennie piszą i spotykają się, gdy tylko mają wolną chwilę. Gosia była rozanielona jak o tym opowiadała, a oczy jej błyszczały.
 Nikt się na szczęście nie upił. Przed dwudziestą drugą zaczęliśmy sprzątać, a Przemek załatwił, że mogłyśmy zostać do dwudziestej drugiej trzydzieści. Jednak Anka i jej współlokatorki poszły zaraz po sprzątaniu, Karolina też przeprosiła, ale musiała jeszcze wrócić na stancję. Przemek zaproponował, że odwiezie ją i Gosię, a Wojtek pojechał z nimi. Monika poszła z Dorianem się przejść. Dawid był umówiony z dziewczyną na Skype. Klaudii odechciało się siedzieć i wróciła do akademika, a Mateusz wrócił do swojego pokoju. Zostałam sama z Olkiem, Julkiem, Mikołajem. Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem Olek zaproponował, że mnie odprowadzi. Jednak nie było nam po drodze do akademika. Najpierw okrążyliśmy osiedle, po czym postanowiliśmy napić się piwa. Poszliśmy więc do Tesco i w nasze stałe miejsce z jesiennych imprez. Trochę padał deszcz, ale nam to nie przeszkadzało.
- Jak się czujesz? – Odważyłam się w końcu zapytać. – Radzisz sobie?
Siedzieliśmy na ławce pod dużym drzewem. Podkuliłam nogi i bawiłam się szyjką butelki.
- Jest lepiej. Pozbyłem się jej zdjęć i jest dobrze.
Spojrzał na mnie z uśmiechem i mu uwierzyłam.
- Mam czasem takie myśli, że gdyby tylko chciała, wróciłbym do niej. Ale zaraz po tym przypominam sobie, co zrobiła i nie chcę mieć z nią nic wspólnego – spuścił głowę. Zamilkł i zeskrobywał etykietę z butelki.
- Jest kretynką. Ja bym nie pozwoliła sobie stracić takiego chłopaka – powiedziałam i pociągnęłam kolejny łyk piwa.
Spojrzał na mnie trochę zdziwiony. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego biodro i umięśnione ramię. Światła latarni odbijały się w jego smutnych oczach. Nie lubię, gdy jest smutny. Przyjrzałam się jego twarzy. Jest bardzo przystojny i ma piękny kształt ust. Dałabym wszystko, żeby móc go pocałować.
- O czym myślisz? – Zapytał.
W głowie czułam trochę szum. Na wigilii piłam wódkę, teraz byłam po dwóch piwach i odczuwałam skutki. Nagle poczułam przypływ odwagi.
- O tym, że chciałabym cię pocałować.
Spojrzał na mnie zmieszany i nie wiedział, co zrobić. Zdecydowałam za nas dwoje.
Czekałam na ten moment od października i teraz nie miałam wątpliwości, że Olek znaczył dla mnie więcej niż Michał. Całowaliśmy się namiętnie, on dotknął dłonią mojego policzka, a ja wplotłam palce w jego włosy. Nie pamiętam ile to trwało, ale na pewno długo. W którymś momencie przerwałam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie chcę być dla ciebie tylko pocieszeniem – wyszeptałam.
- Nie chcę, żebyś była dla mnie tylko pocieszeniem – oparł swoje czoło o moje. - Co teraz?
- Czy to ważne?
Nie odpowiedział. Pocałowałam go ponownie.
Do rzeczywistości przywrócił nas telefon od Moniki.
- Gdzie jesteś? – Zapytała.
- Siedzę z Olkiem. A co tam?
- Kiedy będziesz?
- Nie wiem. Coś się stało?
- Nie. Ja już jestem w akademiku.
- Spoko, ja też niedługo będę.
- Powinniśmy wracać – powiedział Olek, gdy schowałam telefon do kieszeni.
- Nie – jęknęłam i oparłam głowę o jego ramię. – Bańka pryśnie.
- Dlaczego miałaby prysnąć?
- Wrócimy do swoich pokoi, pójdziemy spać, a rano, gdy będziemy trzeźwi, zrozumiemy, że to był błąd i nasza przyjaźń legnie w gruzach.
Chyba zimne powietrze mnie orzeźwiło i zaczęłam trzeźwo patrzeć na sytuację. Nie dość, że zdradziłam swojego chłopaka to jeszcze ze swoim najlepszym przyjacielem. Momentalnie się tym przeraziłam. "Stracę ich obydwu" - pomyślałam wtedy.
- To był błąd? – W jego głosie wyczułam urazę.
- Nie. To znaczy… A co dalej?
- Już dawno ci mówiłem, że gdyby nie Natalia...
- Byłeś pijany.
- Teraz też nie jestem trzeźwy.
- Właśnie. Rano inaczej na to spojrzysz.
- O Boże – wzniósł oczy do nieba i wstał z ławki. – Prosta sprawa: chcesz być z Michałem czy ze mną?
Spuściłam wzrok.
- Z tobą – odpowiedziałam, choć nie byłam w stu procentach pewna.
- Więc z nim zerwij – powiedział, jakby to było najprostsza sprawa na świecie.
- Tak po prostu?
- Mam mu powiedzieć, co się stało, żeby nie było „po prostu”?
Spojrzałam na niego przestraszona.
- Nie!
- Nie rozumiem cię, wiesz?
- A ja ciebie! – Poderwałam się z ławki. – Dopiero rozpaczałeś po Natalii, a teraz chcesz, żebym zerwała z Michałem ot tak – pstryknęłam w palce - i była z tobą.
- Zrozumiałem, że już od dawna o tobie myślałem poważniej niż o niej i tak naprawdę zrobiła mi przysługę zrywając ze mną.
W głowie miałam prawdziwy mętlik. Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Olek stał przede mną z zaciętą miną i oczekiwał jakieś odpowiedzi. Czułam niepotrzebną presję i nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Chyba o tym samym pomyślał, bo nagle złagodniał.
- Przepraszam. Nie powinienem cię do niczego zmuszać. To twoja decyzja.
- Wracajmy już – zabrałam z ławki torbę i ruszyłam, nie oglądając się za siebie.
Po chwili do mnie dołączył i całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Pod akademikiem powiedziałam cicho: „to pa”, ale chłopak złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował.
- Przemyśl to.
Miałam taki zamiar. Z nadmiaru sprzecznych myśli nie mogłam zasnąć.
A rano byłam na siebie wściekła.

- Czyś ty zwariowała?! – Wrzasnęła Monika, gdy jej o wszystkim opowiedziałam.
Byłyśmy w kuchni, więc ją uciszyłam.
- Jak mogłaś to zrobić?! – Zignorowała moją prośbę o byciu ciszej.
- Nie wiem… Alkohol, magia chwili…
- Będziesz miała „magię chwili” jak Michał się o tym dowie! – Prychnęła i wróciła do mieszania swojej owsianki. – Masz przerypane, wiesz o tym?
- Wiem.
- Co zamierzasz zrobić?
- Zerwę z nim.
- Co?! – Wypuściła łyżkę z ręki, a ta brzdęknęła o garnek.
- Nie mogę go oszukiwać, czułabym się okropnie!
- Miło, że o tym pomyślałaś – rzekła ironicznie. – Co mu powiesz?
- Że męczy mnie odległość i chyba się odkochałam.
- Brawo ty! Jesteś geniuszem – nadal ironizowała. – A co z Olkiem? Będziecie razem?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Zobaczymy co on na to wszystko powie.

Olek nie powiedział nic. Nie odezwał się cały dzień. Wieczorem mieliśmy wszyscy jechać na Plac Zamkowy, bo przyjechał świąteczny korowód ciężarówek Coca-Coli. Do końca nie wiedziałam czy Olek jedzie, czy nie. Monika była na mnie wkurzona i nie odzywała się do mnie jak nie musiała. Na dodatek Michał ciągle do mnie pisał i to potęgowało moje wyrzuty sumienia. Nie żałowałam samego pocałunku tylko tego, że zrobiłam to będąc w związku. Zamierzałam zerwać z Michałem tak czy siak, ale zdrada to zdrada.
Po południu wyszłam na spacer i zadzwoniłam do Soni.
- Hej, siostra! Co tam? – Odebrała jak zawsze radosna.
- Zdradziłam Michała – oznajmiłam bez ogródek.
Po drugiej stronie słuchawki zapadło milczenie.
- Zdradziłam Michała z Olkiem – powtórzyłam. – Czuję się okropnie.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. Ostrzegałam cię.
- Wiem, ale myślałam, że jakoś przezwyciężę tą pokusę. Starałam się! Ale alkohol, jego smutek w oczach… Nie byłam świadoma co robię…
Sonia westchnęła.
- Wiem co czujesz. Ja też zdradziłam Mikołaja. Z Damianem.
- Co?!
- Na Sylwestrze. Całowaliśmy się w łazience kilka razy. Ale tej samej nocy to się skończyło, bo doszliśmy do wniosku, że on nie może zostawić Ali, a ja Mikołaja. Ostatecznie i tak ją rzucił dla mnie.
- Powiedziałaś o tym Mikołajowi?
- Skąd – prychnęła. – To by wszystko zniszczyło. Byliśmy z Damianem trochę pogubieni, a ja to już w ogóle nie wiedziałam czego chciałam… Ale nie przyznałam się Mikołajowi, nigdy! Nawet do tego, że spałam z Damianem.
- Nie byliście wtedy razem.
- To nic. Nie zrozumiałby tego, a ja  przecież chciałam go odzyskać.
- Co Damian na to wszystko?
- Jak wiesz nadal jest moim wiernym przyjacielem i sądzę, że ma nadzieję, że z nim będę.
- Chciałabyś?
- Z Damianem? Nie, raczej nie. Teraz mam Sąsiada, a poza tym Damian jest tam, a ja tu. Byłaby powtórka z rozrywki. Identycznie jak z Byłym.
- Co ja mam zrobić?
- A co podpowiada ci serce?
- Przede wszystkim zerwać z Michałem. Wyrzuty sumienia mnie dobijają.
- Ale chcesz tego czy uważasz, że musisz to zrobić? To dwie różne sprawy.
- Od dawna czuję, że to nie to. Mam wahania nastrojów jak baba w ciąży, jak jakaś psychiczna, durna nastolatka, której uczucia zmieniają się pod wpływem minuty! Mam tego dosyć!!!
Spacerowałam po osiedlu i trochę przesadziłam z wyrażaniem swoich emocji. Jakaś starsza pani z psem spojrzała na mnie oburzona, fuknęła i poszła dalej. Najchętniej pokazałabym jej środkowy palec.
- Może masz okres? – Zaśmiała się Sonia.
- To nie jest śmieszne, Sonia! Przeżywam dramat!
- Tak, wiem! To jest teraz największy problem na świecie! – Nadal była rozbawiona.
- Nabijasz się ze mnie?
- Nie, ale kochanie, ty musisz wziąć się w garść i podjąć jakąś decyzję. Skoro chcesz być uczciwa wobec Michała to z nim zerwij, jeśli nie chcesz tego robić to nie rób i tyle.
- A co z Olkiem?
- Ja powinnam o to pytać.
- Chyba się w nim zakochałam…
- Chcesz z nim być?
- Chyba tak…
- Chyba? Wszystko opiera się u ciebie na „chyba”. Czy ty wiesz coś tak na pewno?
- Wiem.
- Co?
- Chcę zerwać z Michałem.
- To zrób to! A Olkiem będziesz się martwić później.
- A co mam zrobić jak się spotkamy? Będzie napięta atmosfera dopóki nie będę wolna. Z Michałem porozmawiam dopiero za dwa tygodnie…
- Nic nie rób. Powiedział coś po tym wszystkim? Jak to się w ogóle stało?
Opowiedziałam jej w skrócie wydarzenia minionej nocy.
- Nieźle… - Podsumowała. – Ignoruj go na razie. Skoro kazał ci przemyśleć to niech czeka.
- Inni się zorientują, że coś jest nie tak.
- A co cię obchodzą inni? Tu chodzi o ciebie i twoje szczęście. Inni niech cię nie interesują.
Może to trochę egoistyczne, ale przyznałam jej w duchu stuprocentową rację.

Olka nie było na korowodzie. Mikołaj powiedział, że cały dzień źle się czuł i leżał w łóżku. Chciałam dać mu spokój, ale nie wytrzymałam i zapytałam SMS-em jak się czuje. Odpisał: „Już lepiej, dzięki :) Jak wróciłem, zjadłem jeszcze ciasto i kilka zimnych pierogów, a potem poszedłem spać. Nie ma to jak jeść z głową ;)”. Chciałam mu coś odpisać, ale znając nas to by zaczęło dłuższą konwersację, więc zrezygnowałam.
Czułam się jakoś nieswojo. Wszędzie wokół zakochane pary, uśmiech na ich ustach, a gdzieś pośrodku ja – ze zszarganymi nerwami i niewiedząca, czego tak naprawdę chcę. Nie miałam nigdy takiego problemu. Nie musiałam wybierać pomiędzy dwoma facetami. Pamiętam jak Sonia miała rozterki i próbowała wybrać między Mikołajem, a Damianem. Nie przyznała mi się wcześniej, że zdradziła chłopaka. Wierzyłam wtedy, że ja nigdy nie będę miała takiej sytuacji. Że wszystko zawsze będzie jasne i klarowne. Tiaa…
Fot. Sandra Czarniecka
~ * ~
Święta się skończyły, czas bez wymówek wrócić do pracy! ;) Nadal bez korekty, ale prezentuję Wam kolejną część. W kolejnych opowiem Wam o świętach moich bohaterów i zapewne będzie już po Sylwestrze ;)
A Wam jak minęło Boże Narodzenie? ;) Mi bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy... Najbardziej współczuję tym, którzy już dzisiaj wrócili do pracy. Ja mam jeszcze tydzień laby, więc nie odczuwam smutku tak bardzo :P
Uciekam, bo książka Sparksa na mnie jeszcze czeka! :)
Dobranoc :*

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Kochani Czytelnicy!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam dużo radości i miłości! :*
Spełniajcie swoje marzenia,
wytyczajcie własne ścieżki,
podążajcie zgodnie z własnymi wartościami.
Życzę Wam samych sukcesów,
mało problemów
i niekończącej się gotówki! :D
 Oddanych przyjaciół,
niewyczerpanej inspiracji życiem
i mnóstwo okazji do świętowania.

A na święta życzę Wam ciepła rodzinnego,
dobrego jedzonka
i dużo prezentów! :)
Pamiętajcie, że najważniejsze jest to,
żeby spędzić należycie ten czas,
zapomnieć o tym co złe
i z nadzieją spojrzeć w przyszłość! :*

A sobie życzę jeszcze więcej wyświetleń, komentarzy
i Waszego cudownego wsparcia! :*

Wszyscy moi bohaterowie życzą Wam tego samego :D

 

środa, 23 grudnia 2015

16. Karolina i Wojtek cz. II



Niestety musiałam czekać cały tydzień na dalszą część opowieści, bo Karolina nie miała czasu. Każdego dnia mnie przepraszała, tłumaczyła, dlaczego nie mogła przyjść, a przecież ja wcale nie miałam pretensji. Stworzyłam pierwszą wersję tego, co mi opowiedziała. Bałam się pisać za dużo szczegółów, żeby jej nikt rozpoznał. Przede wszystkim zmieniłam imiona i wiek (odmłodziłam ją o rok i zrobiłam rodowitą Lublinianką). Borys był głównym wokalistą zespołu, a Wojtek sąsiadem Karoliny.
W końcu umówiłyśmy się w piątek przed naszym opłatkiem akademsowym. Gdy weszłam do jej kuchni następnej soboty na stole obok ciastek, tym razem kupnych, i herbaty leżała koperta. Powstrzymałam chęć złapania jej od razu i przeczytania, więc usiadłam i czekałam aż Karo mi powie co w niej jest.
- Na czym skończyłam ostatnio? Na liście?
- Na poranku po nocy, podczas której opowiedziałaś mu o sobie.
- Tak, więc na liście.

Obudziłam się rano i zobaczyłam, że Wojtka już nie ma. Spojrzałam na zegarek i było po ósmej, więc nie bardzo mnie to zdziwiło – lubił wcześnie wstawać. Poleżałam jeszcze chwilę, a gdy zwlekłam się jakoś z łóżka, zobaczyłam na mojej szafce nocnej kopertę.

Magda zalała herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. Wzięła do ręki ową kartkę, popatrzyła na nią chwilę ze wzruszeniem i podała mi.
- Możesz przeczytać. Wojtek pozwolił.

Droga Karolino!
Nie jestem najlepszy w pocieszaniu. Nie znam się na relacjach damsko-męskich i słaby ze mnie doradca. Chciałem Ci jedynie powiedzieć w kilku prostych zdaniach co myślę na ten temat. Doceniam, że podzieliłaś się ze mną swoją historią i wiedz, że nie pozostaje mi ona obojętna.
Po pierwsze ten facet jest idiotą. Wykorzystał Cię, nie szanował i to go całkowicie skreśla. Samo to, że dzwonił do Ciebie tylko wtedy jak potrzebował wiesz czego, jest odrażające. Nie widzę w tym Twojej winy. Byłaś zakochana, a jak na zakochanych przystało – są ślepi. Widzą wszystko inaczej, bronią drugiej osoby, choćby nie wiem co złego robiła. Tak już jest. A ten kretyn wykorzystał Twoją niewinność i naiwność (wybacz, za określenie).
Po drugie to niedobrze, że swoją wartość mierzyłaś jego wymysłami. Według mnie jesteś bardzo atrakcyjną kobietą, masz w sobie tyle wdzięku i nie zasługujesz na byle kogo. Rozumiem, że bolało Cię, gdy wytykał Ci Twoje wady, ale powinnaś być świadoma swoich zalet. A jest ich wiele! Jesteś sympatyczna, uprzejma, zawsze wiesz co należy powiedzieć i masz świetne podejście do ludzi. I dzieci Cię uwielbiają! Jesteś też mądra, inteligentna, przyznajesz otwarcie, że czegoś nie wiesz. Niewiele ludzi tak umie. Mi ciężko jest przyznać się do błędu, a Ty to robisz z taką łatwością… Podziwiam.
Na koniec chcę Ci powiedzieć: nie poddawaj się. Różnie się w życiu dzieje, ja też nie miałem lekko. Moi rodzice wszystkie nadzieje pokładali w najstarszej siostrze. Reszta dzieci się liczyła, owszem, ale nie tak jak Ania-Idealna. Jej zawsze było wybaczane, ona wszystko mogła i każdy ją bronił. W gimnazjum przechodziłem poważny okres buntu. Piłem, szlajałem się z chłopakami i wszyscy tracili nadzieje, że coś ze mnie będzie. W liceum pewna dziewczyna wyprowadziła mnie na prostą. Nie byliśmy razem tylko się przyjaźniliśmy, ale miałem w końcu osobę, która we mnie wierzyła. Zawsze mi powtarzała, że dam radę, że potrafię, że mogę… Dzięki niej zdałem dobrze maturę i jestem w tym miejscu, w którym jestem. Każdy z nas potrzebuje osoby, która w niego uwierzy, wesprze ją i pokaże właściwą ścieżkę. I Ty musisz ją znaleźć, będzie Ci łatwiej.

Ja też chcę być dla Ciebie wsparciem.

To chyba tyle co chciałem Ci napisać. Nie przejmuj się niepowodzeniami, a skup się na tym, co dobrego możesz z nich wycisnąć.

W.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam w stanie wydusić tylko: „Wow. Piękny” i tyle.

Poryczałam się, czytając go. Nie wiem, dlaczego. Czy wzruszyła mnie jego szczerość, czy to, że mnie nie oceniał, czy może z wdzięczności, że taki ktoś stanął na mojej drodze. W tym momencie dziękowałam Bogu (co nie zdarzało mi się często), że to Wojtek ze mną przyjechał. I chyba wtedy pierwszy raz pomyślałam, że chciałabym z nim być.
Niestety Wojtek zachowywał się tak, jakby nic nie zaszło. Odzywał się jak zawsze mało, był nadal uprzejmy, owszem, ale nic się po prostu nie zmieniło. Jedynie mój stosunek do niego. Nie chciałam się zakochać, naprawdę. Sądząc po jego zachowaniu, byłam pewna, że albo nie jest gotów na związek w ogóle, albo konkretnie ze mną. W każdym razie było mi smutno i przez to czasem byłam zbyt oschła dla niego. On oczywiście nic nie mówił, ale widać było, że jest mu przykro.
Tak mijały dni, tygodnie, aż jakieś… chyba dwa tygodnie przed wyjazdem, postanowiłam iść z nim w góry. Była niedziela, ja już miałam dosyć samotnych spacerów po mieście i rundek po okolicznych kawiarniach. Chcieliśmy wejść na Łabski Szczyt, a konkretnie do schroniska pod nim, zjeść tam obiad, przejść na Szrenicę, zejść do Wodospadu Kamieńczyka i w końcu do miasta na jakieś lody. Plan był wspaniały, ale nie od dziś wiadomo, że życie i tak zrobi po swojemu.
Irytowało mnie jego milczenie, więc nadrabiałam za nas oboje. Bardzo dużo narzekałam, to fakt. Na spiekotę, na brak deszczu, na niewygodne buty. Kto w góry chodzi w tenisówkach, ręka do góry! O kurczę, tylko ja. Wojtek wolał się nic nie odzywać, niż powiedzieć mi coś niemiłego. Więc ja dalej nawijałam, a on rozglądał się na boku, podziwiając krajobrazy i kiwając tylko raz po raz, żebym nie myślała, że mnie nie słucha. Opowiadałam mu jakieś historie, jak to siedziałam z psem w budzie albo jak byłam mała i tata zabrał mnie na lody i zapomniał portfela. Zostawił mnie tam „pod zastaw”, żeby wrócić do domu po kasę. Mówię ci, gadałam, co mi ślina przyniosła. A on słuchał, nic się nie odzywał. W końcu zaczęło to i mnie denerwować, więc zamilkłam. To był wyczyn! Szłam naburmuszona, ale honor mi nie pozwolił powiedzieć, choćby słowa. On napawał się ciszą, a ja gotowałam się w środku.
W schronisku zamówiliśmy pierogi. Nie smakowały mi jak cholera, ale tego też nie powiedziałam. Nie chce, to nie będę się odzywać. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy byłam wściekła jak osa. Wojtek to w końcu wyczuł i, jak już schodziliśmy ze Szrenicy, zapytał, co jest. Na co ja, tykająca bomba, której czas na liczniku w końcu się skończył, wybuchłam i dostało mu się za wszystko. Za to, że mnie ignorował przez ten cały czas od listu, że teraz ze mną nie rozmawia, że mnie nie słucha, że chciałam się z nim choćby zaprzyjaźnić, ale się nie da. Byliśmy akurat sami na ścieżce, więc, na szczęście, nikt nie słyszał mojego popisu! A Wojtek nadal słuchał i nic nie wtrącił. Rozumiesz to?! Żeby się chociaż bronił, to nie! Myślę sobie: „i po co ja się produkuję?! On i tak ma to gdzieś”. Wkurzona na maksa przyspieszyłam kroku. Pędziłam jak szalona, aż się potknęłam i runęłam jak długa. Zdarłam kolana, dłonie i lekko nos. Momentalnie z oczu trysnęła mi fontanna płaczu, ale nie z bólu. Z bezsilności. Wojtek momentalnie się przy mnie znalazł i chciał pomógł mi wstać. Odepchnęłam jego ręce, ale sama nie dałabym rady, więc z poczuciem przegranej dałam sobie pomóc. Kolana mnie piekły i ciężko mi było iść, dlatego mi pomógł. Zapewnił, że za kawałek będą ławki to sobie usiądę, a on mnie opatrzy. Nie odezwałam się.
Czułam ogromne zażenowanie, że chciałam mu utrzeć nosa, a tymczasem sama to sobie zrobiłam i to dosłownie. Bez niego już nie mogłam zejść i chciałam czy nie, musiałam na nim polegać.
Opatrzył mnie zaskakująco profesjonalnie. Zapytałam, gdzie się tego nauczył, a on powiedział, że jego tata był pielęgniarzem i nauczył go kilku „sztuczek”. Potem zapytałam, czy zawsze nosi ze sobą apteczkę, na co odpowiedział, że gdy idzie w góry – obowiązkowo. Znowu zrobiło mi się głupio, bo ja nawet na to nie byłabym przygotowana. Gdybym była sama i miała taki wypadek, byłoby słabo.
Troskliwie zapytał czy dam radę iść dalej, czy chcę jeszcze odpocząć. Chciałam odpocząć. Położyłam się na ławce i zamknęłam oczy. Leżałam tak około piętnastu/dwudziestu minut, aż nogi mnie trochę mniej bolały. Cudem, ale udało nam się zejść do naszego hotelu. Zajęło nam to jakieś dwie i pół godziny, gdzie normalnie zeszlibyśmy góra w półtorej, jak nie mniej. Gdy tylko znalazłam się w pokoju, rzuciłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam. Obudziłam się cztery godziny później. Było ciemno, Wojtek już spał. Zapaliłam lampkę i na stoliku nocnym znowu znalazłam niespodziankę: stos kanapek z moją ulubioną kombinacją – sałata, szynka, ser, majonez i pomidor. Koniecznie w tej kolejności, żadnej innej. Uśmiechnęłam się, spojrzałam czule na Wojtka i wtedy zrozumiałam: on nie potrzebuje słów. Swoje uczucie wyraża gestami. Słowa niewiele znaczą i dopiero przy nim to zrozumiałam.
Zaczęłam naukę mówienia mniej. Nie męczyłam Wojtka pytaniami, czy czegoś potrzebuje. Sama z siebie robiłam dla niego miłe rzeczy. Wstawałam wcześnie rano, żeby iść po świeże bułki na śniadanie, wyciskałam świeży sok z jabłek, który tak bardzo lubi. Jak szłam do marketu, to zawsze mu coś kupowałam. „A, wiesz, zobaczyłam to i pomyślałam o tobie, więc ci wzięłam” – tłumaczyłam niewinnie. To do niego lepiej przemawiało, niż moje niekończące się monologi. Prześcigaliśmy się w przysługach dla siebie, w sprawianiu przyjemności.
Niestety, nadszedł czas pożegnania ze Szklarską. Parę dni przed wyjazdem zaczęłam się martwić, co z nami będzie, jak wrócimy do Lublina, zacznie się rok akademicki i tak dalej. Czy będziemy w ogóle utrzymywać kontakt? Skrycie już go kochałam, byłam tego niemal pewna, ale nie oczekiwałam zbyt wiele. Akceptowałam jego nieśmiałość, małomówność i różne dziwactwa, jak słuchanie muzyki klasycznej. Wiesz, że o tym, że gra na pianinie dowiedziałam się dopiero w październiku? Nie powiedział mi wcześniej o tym.
W każdym razie w ostatni wieczór wybraliśmy się na długi spacer pożegnalny. Szliśmy oczywiście w milczeniu, ale coraz mniej mi to przeszkadzało. Dzięki temu dochodziły mnie dźwięki śmiechu dzieci, bawiących się na placu zabaw, muzyki, grającej w pokojach hotelowych, które mijaliśmy. Miła odmiana, słyszeć coś więcej, niż tylko swój głos. Patrzyliśmy na zachód słońca i nagle Wojtek przemówił!
- Będę tęsknił za górami.
Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co powiedzieć.
- A najbardziej za zachodami słońca.
- Tak, są piękne – powiedziałam, patrząc w dal. – Mi będzie brakowało też tych dróg pod górę i kawy w Coffee House. I, oczywiście, obiadów w Niebo w Gębie. Nie wspominając o lodach w La…
Tak, i wtedy mnie pocałował. Złapał moją twarz w dłonie i złożył na moich ustach gorący pocałunek. Nawet nie zamknęłam oczu! Patrzyłam zszokowana na niego i nie byłam w stanie nic zrobić. On odchylił się i patrzył na mnie, jakby czekał na pozwolenie. Nie dałam mu długo czekać, bo sama go pocałowałam. Jak się okazało, to był jego pierwszy prawdziwy pocałunek. Nie mów mu tego, ale zdradził mi, że lepszego sobie nie mógł wymarzyć, a o tym marzył od tej nocy, w której zdradziłam mu wszystkie swoje tajemnice. Całowaliśmy się, dopóki nie zaszło słońce. Wtedy, idąc już za rękę, wróciliśmy do hotelu. W progu czekała na nas szefowa, zachwycona widokiem naszych splecionych dłoni. Krzyknęła: „nareszcie” i nie wiedzieliśmy, czy chodziło jej o nasz związek, czy o to, że w końcu przyszliśmy, bo czekała na nas z pożegnalną kolacją. Później oczywiście powiedziała, że cały nasz pobyt czekała, aż się zejdziemy i cieszy się, że jeszcze mogła to zobaczyć. Przygotowała wyśmienitą zapiekankę i razem z mężem wyrazili chęć, żebyśmy przyjechali też za rok. Osobiście miałam to w planach, jeżeli będzie taka możliwość, a i Wojtek był za.
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Z żalem wyjeżdżaliśmy ze Szklarskiej. Poza tym, że czekał nas miesiąc rozłąki, czuliśmy sentyment do miejsca, gdzie naprawdę się poznaliśmy. Wojtek jechał na miesiąc do domu, a ja wróciłam na stancję do Lublina. Dzwoniliśmy do siebie i nawet Wojtek zaczął więcej opowiadać. Dłuższe rozmowy go męczyły, więc starałam się mówić zwięźle, bez opowieści o kupionych butach, czy drodze do sklepu.
Dzisiaj nadal pracujemy nad sobą w związku. Ja miewam słowotoki i gadam jak najęta, aż on zaczyna mnie całować, albo ja się orientuję, że już mnie nie słucha. Wojtek z kolei bardzo się otworzył i nawet z chłopakami z pokoju więcej gada. To niesamowite, ale miłość naprawdę zmienia ludzi i to, że ja gadam za nas dwoje, a on niewiele, ja słucham komercyjnego popu, a on Chopina, nie przeszkadza nam w byciu naprawdę szczęśliwymi.

Karolina zamilkła, a mi się zrobiło smutno, że to koniec. Historia była naprawdę piękna i chciałam czegoś więcej. Dlatego przygotowałam sobie kilka pytań.
- Planujecie razem przyszłość?
- Nie na głos. Ja na przykład wiem, że jak wrócimy w przyszłym roku ze Szklarskiej będę chciała, żebyśmy razem wynajęli mieszkanie. Możemy mieć osobne pokoje, ale chcę go mieć blisko co dzień, a nie tak rzadko jak teraz, ze względu na odległość i brak czasu. Myślę, że Wojtek też by tego chciał, bo bardzo niechętnie ode mnie wychodzi i raz go nawet przyłapałam, jak przeglądał ogłoszenia o pokojach. Ale to odległa przyszłość.
- Odległa? Ja właśnie miałam na myśli dom, rodzinę, dzieci…
Zaśmiała się głośno.
- Za wcześnie, by o tym mówić. Jesteśmy młodzi, musimy skończyć studia, a nigdy nie wiadomo, co nam się przytrafi. Oboje jesteśmy realistami i zgodnie twierdzimy, że jedyne, co możesz planować to następny dzień, co i tak wszystko się może pozmieniać w ciągu jednej chwili.
- A jaki jest wasz sposób na udane życie razem? Taki główny mechanizm, który napędza wasz związek.
- Głównym mechanizmem jesteśmy my. Nasze uczucia, gesty, czyny i czasem też słowa. Ale tą główną wajchą, bez której byłyby komplikacje jest akceptacja siebie nawzajem. Nie wygląd, nie podobieństwa, a właśnie przymrużenie oka na czyjeś wady jest tym, co naprawdę konieczne. Oczywiście są sprzeczności, których się nie da przeskoczyć. Nie mówię akurat o nas, ale znam przypadki, że para jest totalnie różna, jeden drugiego próbuje ciągle na siłę zmienić i kłótnie są o pierdoły.
Wtedy do Karo przyszedł SMS. Przeprosiła mnie cicho i go odczytała. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Wojtek się pyta, kiedy kończymy, bo ma ochotę coś zjeść, a Piotrek akurat jedzie na miasto, więc może go podrzucić.
- Właściwie to już wszystko, dziękuję ci bardzo.
- Nie ma za co. Miło było to komuś opowiedzieć, nikomu jeszcze nie zdradziłam tylu szczegółów.
- Tym bardziej dziękuję.
- Mam nadzieję, że nada się na opowiadanie i będzie poczytne.
- Na pewno! Taka historia będzie bestsellerem!

Pisząc zakończenie mojego opowiadania, zastanawiałam się nad słowami Karoliny. Nie zamieściłam tego w treści, ale zachowałam w sercu radę, żeby akceptować siebie nawzajem. Faktycznie ma rację i wiem, że kiedyś mi się to przyda.
Fot. Sandra Czarniecka
Na zdjęciu: Widok ze Szrenicy

 ~ * ~
W przerwie między sprzątaniem wrzucam drugą część historii najfajniejszej pary z Zainspirowanych :) Wiem, że jesteście zajęci, ja sama mam sporo roboty, dlatego nie mam kiedy napisać... Ale po świętach nadrobię, obiecuję. Nie zawracam też głowy moim dziewczynom, dlatego jak coś się pojawi to bez korekty - wybaczcie mi to ;)
Przypominam, że pod linkiem niżej jest piętnasta część, która nie wyświetla się na stronie głównej
Uciekam, bo trzeba dalej sprzątać :D :*