czwartek, 15 września 2016

45. Marzenia

Mam marzenie. I co z tego? Każdy jakieś ma. Ale różnica między mną a innymi jest taka, że ja ze swoim marzeniem nic nie robię.
Wakacje z Sonią uświadomiły mi, jak ważne jest dążenie do spełnienia swoich marzeń. Nie muszę od razu lecieć w kosmos, ale zaczynając od tych małych, przez coraz większe aż do tych największych. Bo z marzeniami jest jak z pracą nad sobą trzeba powoli, małymi kroczkami, aż osiągniemy cel.
Marzeniem mojej siostry było fotografowanie. Dlatego pierwszą rzeczą po przeprowadzce i uporanie się ze sprawami spadkowymi było kupienie lustrzanki. Robiła zdjęcia wszędzie – w domu, na spacerze z psem, przypadkowym klientom. Efekt? Dziś Sonia ma za sobą parę sesji ślubnych, jej Instagrama obserwuje dobre kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a ostatnio dostała propozycję zrobienia zdjęć do książki kucharskiej. A zaczynała od fotografowania swoich zwierzątek.
Sonia nieustannie mnie inspiruje i motywuje do jakiegokolwiek działania. Tylko ja mam taki cholernie trudny charakter i zamiast działać – narzekam.
- Kopnę cię kiedyś w dupę tak, że się nie pozbierasz! – Krzyknęła, gdy zwierzyłam jej się po raz kolejny z tego, jak bardzo zazdroszczę Monice, że znowu była w Paryżu.
- Ale ja nie mam tyle hajsu co ona i rodziców, którzy mi dadzą ot tak na wyjazd!
- Ja też nie mam! A jakoś dążę do spełnienia swoich marzeń!
- Ty miałaś spadek po babci.
- Ty też go masz. Ale nie dam Ci go teraz.
- No właśnie! Ty mogłaś sobie wydać na co chcesz!
Nastąpił brzdęk rzuconego o blat noża.
- Majka, nie zachowuj się jak rozkapryszona nastolatka! Ile razy Ci tłumaczyłam, że jeśli ja mam Twoje pieniądze, to dam Ci w takiej chwili, którą uważam za słuszną?!
- No to nie dziw się, że narzekam na brak kasy!!!
- Koniec tematu – ucięła i wróciła do krojenia papryki na leczo.
- W takim razie co twoim zdaniem powinnam zrobić?
Sonia westchnęła ciężko, odłożyła nóż i spojrzała w sufit.
- Za co? – Zapytała jakby kogoś na górze i wyszła z kuchni.
Gdy wróciła, położyła przede mną kilka kolorowych kartek papieru i długopis.
- Masz i pisz.
- Co?
- Twoje marzenia. Wszystkie. Małe, duże, realne, nierealne. Pisz. Tylko je ponumeruj.
Siostra wróciła do krojenia, a ja w milczeniu pisałam. Pisałam… I pisałam… Wyszło mi dwadzieścia jeden pozycji. Po skończonej pracy podałam Soni kartkę, a ta bez słowa przeleciała wzrokiem moją listę.
- Świetnie. A teraz na drugiej kartce punkt po punkcie wypiszesz rzeczy, które możesz zrobić, żeby te marzenia spełnić. Na moje oko nie ma tu rzeczy niemożliwych.
- Ale…
- Nie dyskutuj, proszę cię. Już mi dzisiaj dość nerwów napsułaś.
Zamilkłam. Z Sonią nie było dyskusji jak się wkurzy. Więc zaczęłam tworzyć listę rzeczy, które muszę zrobić, żeby spełnić swoje marzenia. Wspomagałam się Internetem i doszłam do ciekawych wniosków: wystarczy trochę pomyśleć, pokombinować, żeby znaleźć banalne niekiedy rozwiązania. Po zakończeniu ponownie dałam kartki Soni, a ona je przejrzała. Podopisywała coś, coś wykreśliła, ale była ze mnie zadowolona.
- Jak chcesz to potrafisz. Leczo gotowe – oddała mi kartki i zajęła się nakładaniem obiadu.
 - A moje marzenia?
- Nie można robić wielkich planów na pusty żołądek.
„Wielkich planów” doczekałam się dopiero na drugi dzień. Sonia musiała sobie wszystko poukładać, posprawdzać pewne rzeczy w necie i przy śniadaniu podała mi nowiuśki notes, w którym powklejała moje notatki, porobiła swoje, a na wolnych kartkach kazała mi zapisywać drogę do spełnienia marzenia i odhaczać zaliczone punkty.
- Mi jest o wiele lepiej jak materializuję sobie życzenia na kartce. Mam wtedy do nich dostęp cały czas i przypominam sobie zawsze, gdy tego potrzebuję.
Do tego dała mi jeszcze jeden prezent. Słoik z naklejką „Paris” i kilka drobniaków w środku.
- Postaw w widocznym miejscu, zrób zdjęcie i ustaw na tapetę. Za każdym razem, gdy będziesz chciała kupić kolejnego batona, spójrz na zdjęcie i te złoty pięćdziesiąt wrzuć potem do słoika. Lepiej zbierać kilka lat po trochę, ale uzbierać, niż rozłożyć ręce i czekać na cud.
Mam cudowną siostrę. Jeśli kiedykolwiek w to wątpiłam, teraz wiem już na pewno.
Zafascynowana przeglądałam w pokoju mój nowy notatnik. Notatki mojej siostry były momentami tak precyzyjne, że realizując punkt po punkcie na pewno osiągnę wszystkie cele! Np. przy wydaniu książki poradziła mi najpierw zapisanie się na kurs kreatywnego pisania. „W Lublinie masz dużo więcej możliwości niż w Żyrardowie” – dopisała. Na „bajkowy ślub” kazała mi poczekać, ale obiecała, że pomoże mi go uczynić najpiękniejszym na świecie. Natomiast przy locie ze spadochronem napisała – „uzbieraj na Paryż, to Ci go sprezentuję”. Mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! Czułam w sobie tyle motywacji! Jak nigdy! Do głowy przychodziły mi kolejne pomysły i dopisywałam je kolorowymi długopisami, ozdabiałam kwiatkami i dziwnymi ornamentami. Wszystko to wydawało mi się takie piękne, takie realne.

Cóż, czasem potrzeba odpowiedniej osoby, która wskaże nam właściwą drogę do sukcesu.

niedziela, 11 września 2016

44. Wesele

Od czego to ja chciałam zacząć…? Od początku. Czyli od wesela siostry Olka.
Odbyło się ono w ostatnią sobotę czerwca. Pogoda była wyjątkowo piękna. Przyjechaliśmy do Skierniewic w piątek. Zostałam przyjęta bardzo ciepło, jak zawsze z resztą. Gabrysia zaprosiła mnie nawet na swój wieczór panieński, który odbywał się w domu jej przyjaciółki (i świadkowej przy okazji). Na początku czułam się trochę dziko, bo wszystkie dziewczyny były ode mnie co najmniej pięć lat starsze, niektóre już miały swoje rodziny, a nawet dzieci. Ja nawet na temat stałych związków nie miałam wiele do powiedzenia… Ale znalazłyśmy wspólne tematy, dziewczyny bardzo się zainteresowały moim kierunkiem studiów i szybko się rozluźniłam. Nie było striptizera, limuzyny ani wodospadu alkoholu, ale bawiłyśmy się świetnie! Zrobiłyśmy sobie karaoke, maseczki pielęgnacyjne i paznokcie hybrydowe. Wieczór uważam za udany.
Następnego dnia w całym domu czuć było atmosferę przejęcia i podniecenia. Mama Olka nieustannie krzątała się po domu i krzyczała na wszystkich. Tata siedział sobie spokojnie przed telewizorem i popijał sok, a my z Olkiem mu towarzyszyliśmy. Monika nauczyła mnie robić sobie loki z prostownicy, więc nie potrzebowałam fryzjerki, a makijaż obiecała mi jedna z przyjaciółek Gabi – Asia. Mogłam więc spokojnie oglądać powtórki z meczów Euro.
Ale najspokojniejsza ze wszystkich była Gabi. Cały czas się śmiała, nuciła pod nosem i nie widać było po niej ani krzty nerwów.
- Jak tam nastrój? – Zagadnęłam ją, gdy wyszła na taras.
- Cudownie. Z jednej strony nie mogę się doczekać, z drugiej będzie mi szkoda, bo fajne były te wszystkie przygotowania.
- Wszystko kiedyś przemija. Będziecie mięli piękne wspomnienia.
- Oj tak – westchnęła. – Całe życie przed nami…
- A nie masz żadnych przedślubnych wątpliwości? Podobno każda panna młoda je ma.
- Wątpliwości? W życiu! Gdzie ja znajdę lepszego faceta?
- Zazdroszczę ci tej pewności i spokoju.
- Nie jesteś pewna Olka?
- Nie! Nie o to chodzi! – Spojrzałam przez okno na mojego faceta. – Ja z natury się wszystkim przejmuję i ciągle nachodzą mnie dziwne myśli. Boję się ciągle, że go stracę…
- Nie możesz żyć w ciągłym strachu, bo wykraczesz! – Położyła mi dłoń na ramieniu. – Życie jest zbyt piękne, żeby się ciągle bać. Ja rozumiem, że nie chcesz stracić, tego co masz, ale jeśli tak by się stało, to znaczy, że to wcale nie było twoje. Pogmatwane, ale taka prawda – zaśmiała się.
- Mówisz jak moja siostra.
- Mądrą masz siostrę – puściła do mnie oko.
- Dziewczynki, Asia przyszła – zawołała mama Olka.
- Już idziemy! – Krzyknęła do niej, a do mnie powiedziała – nie bój się żyć – i wyszła z tarasu.
Oparłam się o barierkę i spojrzałam w dal. Ma rację. Ma całkowitą rację.
- O czym plotkowałyście?
Aż podskoczyłam.
- Olek!
- Przepraszam! – Objął mnie od tyłu. – To o czym?
- O tym jak bardzo cię kocham.
- Nie może być!
- A jednak.
Cmoknął mnie w kark, aż przeszły mnie ciarki.
- Ja ciebie bardziej.

Ślub był piękny. Aż łza mi się w oku zakręciła. Państwo młodzi wyglądali na takich zdecydowanych, takich w sobie zakochanych… Było dużo gości, składanie życzeń bardzo długo trwało, więc pojechaliśmy z rodzicami młodych na salę. Wszystko wyglądało przepięknie! Gabrysia wymyśliła cały wystrój i wszystko było po jej myśli. Stoły pełne stokrotek, fotobudka i księga pamiątkowa, zespół ubrany na niebiesko… Mogłaby śmiało zostać wedding plannerem.
- Teraz czekamy na wasz ślub – zaśmiała się, gdy jej powiedziałam, że też bym tak chciała.
- Najpierw drugą bliźniaczkę wydaj za mąż, potem się martw o mnie – powiedział jej Olek.
W takich dniach jak ten nachodzi mnie zawsze refleksja à propos mojego ślubu. Chyba każdy tak ma… Po pierwsze, kiedy będę gotowa, i czy w ogóle.  Czy to będzie Olek, czy ktoś inny? Czy wszystko pójdzie po mojej myśli? Czy faktycznie zostanę z tym kimś do śmierci? Tyle teraz rozwodów… Ludzie rozstają się ot tak, bo coś przygasło albo pojawia się ktoś inny. Nigdy nie zapomnę słów Pawła, który po aferze Soni z Mikołajami powiedział: „jeśli ktoś zrobił to raz, zrobi i drugi”. Ja zdradziłam Michała z Olkiem… Czy będzie mnie stać na wierność do końca życia…?
- O czym tak myślisz? – Zagadnął mnie Olek. – Masz taką nieobecną minę. Wszystko ok?
- Tak, nie martw się. Czasem mnie nachodzą takie głupie myśli…
- Jak głupie?
- Bardzo głupie. Tak głupie, że szkoda czasu, żeby o nich gadać.
- Czyli myśleć też. Chodź, zatańczymy.
Dwa momenty z wesela zapamiętam do końca życia. Jak Olek śpiewał mi „Kochana, wierzę w miłość” zespołu Akcent i jak mi wciąż szeptał do ucha „kocham cię” podczas krojenia tortu. Dlaczego ja mam takie durne wątpliwości, jak czuję, że ten facet to TEN?! Dlaczego ja się ciągle boję, że go stracę, jak na pierwszy rzut oka widać, że jest we mnie szaleńczo zakochany? Przez ten strach tracę tyle życia i zdrowia…
Dopiero potem dowiedziałam się, skąd wziął się tekst Gabi „nie bój się żyć”. Z filmu „Zanim się pojawiłeś”. Przeczytałam książkę zaraz po obejrzeniu filmu i na koniec zacytuję Wam piękny fragment, który warto przypominać sobie co i rusz:


Człowiek ma tylko jedno życie. I właściwie ma
obowiązek wykorzystać je najlepiej, jak się da.

wtorek, 6 września 2016

43. Powroty małe i duże

Gdy kogoś długo nie widzimy czasem nie wiadomo, co mu opowiadać.  Pewne sprawy są przedawnione, inne nie są tak istotne, żeby w ogóle o nich wspominać. Opowiadać chronologicznie, czy od najważniejszej do najmniej ważnej sprawy?
Taki problem mam teraz, gdy muszę skrócić dwa miesiące mojego życia. Opowieść podzielę na kilka części, bo każda jest dosyć długa.

Ostatnie, co słyszeliście to to, że mieszkam z Sonią i Mikołajem, pracuję jako niania i przeżyłam swój „pierwszy raz” z Olkiem. Nie zmieniło się nic. Nadal dzielę przytulne mieszkanko przy ul. Chrobrego z siostrą. Mieszka nam się dobrze, dogadujemy się w kwestiach sprzątania i zakupów. Postanowiłam jednak się nie wyprowadzać. Nie spotkało się to z aprobatą Moniki, ale postanowiłam. Mam swój pokój, spokojne osiedle, wracam kiedy mi się podoba i Olek może u mnie spać. Czego chcieć więcej? No tak, pieniędzy. Oczywiście mój tata nie będzie mi dawał kasy.
- Skoro chcesz takich luksusów, to sobie zarób na nie sama – i było koniec dyskusji.
Tak? To sobie zarobię. Zrobiła się z tego taka awantura, że od miesiąca z nim nie gadam. Mama dzwoni tylko jak nie ma go w domu. I niech tak będzie.
- Widzi, że robisz się podobna do mnie. Zawsze mu przeszkadzało, że mam inne zdanie i tego nie cierpiał najbardziej – podsumowała Sonia.
Jestem dorosła i mam własny rozum. Jeśli nie chce mnie wspomóc, to nie.

W pracy też w porządku. Dzieciaki nie sprawiają dużych problemów, wspólnie się bawimy, jeździmy na rowerach, a małą Julkę nauczyłam jeździć na rolkach.  Pod koniec sierpnia dostałam trzy tygodnie wolnego, więc pojechałam z Sonią na Pomorze i potem z przyjaciółmi nad jezioro. Ale o wyjazdach później.

Z Olkiem nadal się bardzo kochamy, jesteśmy szczęśliwi i nawet nasze rzadkie spotkania nie przeszkadzają. Dzwonimy do siebie, trochę piszemy. Nie bez ustanku, ale tak raz dziennie po parę SMS-ów. Minęła nam potrzeba kontaktu 24 godziny na dobę i opowiadanie o każdym kroku. I tak jest dobrze.

Przy siostrze rozwijam swoją pasję kulinarną. Zrobiłyśmy mnóstwo ogórków w słoikach, paprykę, cukinię, dżemy. Jak Sonia mieszkała sama to eksperymentowała, choćby z nudów. Teraz mnóstwo się przy niej uczę.


W skrócie to będzie wszystko. O reszcie później.

~ * ~
Czy słowo "przepraszam" wystarczy, żebyście mi wybaczyli dwumiesięczną przerwę? Mam nadzieję... Zabierałam się tyle razy do pisania, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy... Czasami nawet miałam myśli, żeby to rzucić, skoro nie potrafię znaleźć w sobie siły i czegoś wyskrobać. Ale postanowiłam się nie poddawać i spiąć tyłek!
Przygotowałam nowy wygląd bloga. Jak się podoba? Jest o tyle praktyczniejszy, że widać posty bez zdjęć i nie muszę wstawiać byle czego, oby się tylko wyświetlał post.
Nie umiem powiedzieć, kiedy następny post, bo teraz równocześnie z pracą robię praktyki i nie jest to łatwe pogodzić z wolnym czasem. Ale w wolnych chwilach na pewno jakiś rozdzialik skleję, żebyście na nowo tu wchodzili i czytali! :)
Buźka :*