Mam marzenie.
I co z tego? Każdy jakieś ma. Ale różnica między mną a innymi jest taka, że ja
ze swoim marzeniem nic nie robię.
Wakacje z
Sonią uświadomiły mi, jak ważne jest dążenie do spełnienia swoich marzeń. Nie
muszę od razu lecieć w kosmos, ale zaczynając od tych małych, przez coraz
większe aż do tych największych. Bo z marzeniami jest jak z pracą nad sobą – trzeba powoli, małymi kroczkami, aż
osiągniemy cel.
Marzeniem
mojej siostry było fotografowanie. Dlatego pierwszą rzeczą po przeprowadzce i
uporanie się ze sprawami spadkowymi było kupienie lustrzanki. Robiła zdjęcia
wszędzie – w domu, na spacerze z psem, przypadkowym klientom. Efekt? Dziś Sonia
ma za sobą parę sesji ślubnych, jej Instagrama obserwuje dobre kilkadziesiąt
tysięcy ludzi, a ostatnio dostała propozycję zrobienia zdjęć do książki
kucharskiej. A zaczynała od fotografowania swoich zwierzątek.
Sonia
nieustannie mnie inspiruje i motywuje do jakiegokolwiek działania. Tylko ja mam
taki cholernie trudny charakter i zamiast działać – narzekam.
- Kopnę cię
kiedyś w dupę tak, że się nie pozbierasz! – Krzyknęła, gdy zwierzyłam jej się
po raz kolejny z tego, jak bardzo zazdroszczę Monice, że znowu była w Paryżu.
- Ale ja nie
mam tyle hajsu co ona i rodziców, którzy mi dadzą ot tak na wyjazd!
- Ja też nie
mam! A jakoś dążę do spełnienia swoich marzeń!
- Ty miałaś
spadek po babci.
- Ty też go
masz. Ale nie dam Ci go teraz.
- No właśnie!
Ty mogłaś sobie wydać na co chcesz!
Nastąpił brzdęk
rzuconego o blat noża.
- Majka, nie
zachowuj się jak rozkapryszona nastolatka! Ile razy Ci tłumaczyłam, że jeśli ja
mam Twoje pieniądze, to dam Ci w takiej chwili, którą uważam za słuszną?!
- No to nie
dziw się, że narzekam na brak kasy!!!
- Koniec
tematu – ucięła i wróciła do krojenia papryki na leczo.
- W takim
razie co twoim zdaniem powinnam zrobić?
Sonia
westchnęła ciężko, odłożyła nóż i spojrzała w sufit.
- Za co? –
Zapytała jakby kogoś na górze i wyszła z kuchni.
Gdy wróciła,
położyła przede mną kilka kolorowych kartek papieru i długopis.
- Masz i pisz.
- Co?
- Twoje marzenia.
Wszystkie. Małe, duże, realne, nierealne. Pisz. Tylko je ponumeruj.
Siostra
wróciła do krojenia, a ja w milczeniu pisałam. Pisałam… I pisałam… Wyszło mi
dwadzieścia jeden pozycji. Po skończonej pracy podałam Soni kartkę, a ta bez
słowa przeleciała wzrokiem moją listę.
- Świetnie. A
teraz na drugiej kartce punkt po punkcie wypiszesz rzeczy, które możesz zrobić,
żeby te marzenia spełnić. Na moje oko nie ma tu rzeczy niemożliwych.
- Ale…
- Nie
dyskutuj, proszę cię. Już mi dzisiaj dość nerwów napsułaś.
Zamilkłam. Z
Sonią nie było dyskusji jak się wkurzy. Więc zaczęłam tworzyć listę rzeczy,
które muszę zrobić, żeby spełnić swoje marzenia. Wspomagałam się Internetem i
doszłam do ciekawych wniosków: wystarczy trochę pomyśleć, pokombinować, żeby
znaleźć banalne niekiedy rozwiązania. Po zakończeniu ponownie dałam kartki
Soni, a ona je przejrzała. Podopisywała coś, coś wykreśliła, ale była ze mnie
zadowolona.
- Jak chcesz
to potrafisz. Leczo gotowe – oddała mi kartki i zajęła się nakładaniem obiadu.
- A moje marzenia?
- Nie można
robić wielkich planów na pusty żołądek.
„Wielkich
planów” doczekałam się dopiero na drugi dzień. Sonia musiała sobie wszystko
poukładać, posprawdzać pewne rzeczy w necie i przy śniadaniu podała mi nowiuśki
notes, w którym powklejała moje notatki, porobiła swoje, a na wolnych kartkach
kazała mi zapisywać drogę do spełnienia marzenia i odhaczać zaliczone punkty.
- Mi jest o
wiele lepiej jak materializuję sobie życzenia na kartce. Mam wtedy do nich
dostęp cały czas i przypominam sobie zawsze, gdy tego potrzebuję.
Do tego dała
mi jeszcze jeden prezent. Słoik z naklejką „Paris” i kilka drobniaków w środku.
- Postaw w
widocznym miejscu, zrób zdjęcie i ustaw na tapetę. Za każdym razem, gdy
będziesz chciała kupić kolejnego batona, spójrz na zdjęcie i te złoty
pięćdziesiąt wrzuć potem do słoika. Lepiej zbierać kilka lat po trochę, ale
uzbierać, niż rozłożyć ręce i czekać na cud.
Mam cudowną
siostrę. Jeśli kiedykolwiek w to wątpiłam, teraz wiem już na pewno.
Zafascynowana
przeglądałam w pokoju mój nowy notatnik. Notatki mojej siostry były momentami
tak precyzyjne, że realizując punkt po punkcie na pewno osiągnę wszystkie cele!
Np. przy wydaniu książki poradziła mi najpierw zapisanie się na kurs
kreatywnego pisania. „W Lublinie masz dużo więcej możliwości niż w Żyrardowie”
– dopisała. Na „bajkowy ślub” kazała mi poczekać, ale obiecała, że pomoże mi go
uczynić najpiękniejszym na świecie. Natomiast przy locie ze spadochronem
napisała – „uzbieraj na Paryż, to Ci go sprezentuję”. Mogłam upiec dwie
pieczenie na jednym ogniu! Czułam w sobie tyle motywacji! Jak nigdy! Do głowy
przychodziły mi kolejne pomysły i dopisywałam je kolorowymi długopisami,
ozdabiałam kwiatkami i dziwnymi ornamentami. Wszystko to wydawało mi się takie
piękne, takie realne.
Cóż, czasem potrzeba
odpowiedniej osoby, która wskaże nam właściwą drogę do sukcesu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz