W
Wielką Sobotę miał miejsce wypadek. Pięciu piłkarzy jechało na mecz. Zderzyli
się z ciężarówką. Wszyscy zginęli. Najmłodszy z nich miał dziewiętnaście lat.
Pierwsza myśl? Boże, to mógł być każdy.
To mógłby być nawet któryś z moich znajomych. Byli tacy młodzi… Mieli całe
życie przed sobą…
Z przerwy świątecznej wróciłam we
wtorek. Olek miał przyjechać dopiero w czwartek. Julek pisał do mnie, jak byłam
w drodze i zaproponował, żebyśmy poszli się napić. Długo nie musiał mnie
namawiać. Zwołał ekipę i najpierw siedzieliśmy u niego, a potem wybraliśmy się
w plener. Po południu przez Lublin przeszła burza i wieczorem było
fantastyczne, rześkie powietrze.
Podjęliśmy temat zmarłych piłkarzy.
Jednogłośnie stwierdziliśmy, że takie rzeczy nie powinny się dziać. Tragiczna
śmierć jest chyba najgorsza – nikt niczego się nie spodziewa i tak nagle znika…
Próbowałam sobie nie wyobrażać, gdyby to był ktoś z moich bliskich.
Jednak przy takich okolicznościach wysuwa
się dwa wnioski:
Nie
można pozostawać z kimś w kłótni. Jak niewyobrażalne wyrzuty sumienia by się miało,
gdyby ten ktoś nagle odszedł?!
Nie
można marnować żadnego dnia, bo to może spotkać każdego z nas.
Wiem, nie można zapeszać, ale nie
oszukujmy się – nie znamy dnia ani godziny. Życie jest zdecydowanie zbyt
kruche, żeby się kłócić, żeby pozostawiać niepozałatwiane sprawy, żeby tracić
czas z kimś, kto nie jest tego wart. Oczywiście nie mówię, żeby rzucić studia i
się bawić, albo usiąść z założonymi rękami i czekać na śmierć. Kiedyś czytałam
niezwykle trafną anegdotę, że koleś bał się, że potrąci go samochód i umrze,
więc siedział w domu. Tymczasem spadł mu na głowę żyrandol i go zabił. Wniosek?
Jeśli coś ma się zdarzyć, na pewno się wydarzy. Wierzę w przeznaczenie i w to,
że wszystko dzieje się po coś.
Chyba nigdy nie wybiegałam zbyt daleko w
przyszłość. Nie snułam planów na całe życie, prędzej na najbliższy rok, a i to
niekoniecznie. Wiem, że wszystko może się pozmieniać za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki i to przynosi większe rozczarowanie. Monika podziela moje zdanie, ale Klaudię
musiałyśmy długo do tego przekonywać. Ostatecznie chyba i tak się z nami nie
zgadza, bo następnego dnia widziałam jak szuka stancji. Wspominała ostatnio, że
od października chce iść mieszkać na stancję, żeby się swobodniej spotykać z
Kamilem. Co najlepsze (i najdziwniejsze zarazem), ona nawet nie wie, czy są
razem. Chodzą za rękę, całują się i tak dalej, ale jak przedstawiał ją swojemu
koledze, powiedział tylko jej imię, nie dodał, że jest jego dziewczyną albo
coś. Mimo to uparcie twierdzi, że przenosi się na stancję. Nie wnikam…
Mój Olek z kolei robi często bardzo
dalekie plany. Nie o wszystkich mi mówi, ale raz Mikołaj palnął, że Olek
planuje zaręczyny. Powiedziałam, żeby puknął się w czoło, ale zasiało to we
mnie ziarno niepewności. Kurczę, przecież z Natalią też planował ślub i to
niedługo… Ale z nią był o wiele dłużej! Martwiło mnie to trochę, ale uparcie
sobie wmawiałam, że Miki żartował. W każdym razie Olek bardzo wcześnie obmyśla
rzeczy, które będą „kiedyś tam”. Już w lutym zagadywał mnie o wakacje, jak
pogodzimy odległość i takie tam. Jeszcze mu nie mówiłam, że planuję zrobić
praktyki w Lublinie, a co za tym idzie – w lipcu na pewno tu będę. Wolałam
sobie coś załatwić i dopiero podejmować decyzję, niż straszyć go na zaś (bo od
razu by się bardzo przejął).
Rozmawiałam też o tym z Martą i ona
powiedziała, że wszystko jej obojętne (nadal tkwiła w depresji). Jedyne, czego
by żałowała, to niepozałatwiane sprawy i błędy z przeszłości. Hm, to w jej
przypadku chyba znaczy „żałowałabym wszystkiego”, bo ostatnio czego nie robi,
to nie kończy.
Ja się trochę bardziej zmotywowałam i
prowadzę rzetelnie kalendarz. Nie zawsze udaje mi się wszystko zrealizować, ale
próbuję. Życie polega na ciągłych próbach, porażkach i ponownych startach. Bez
tego można tylko usiąść bezczynnie (jak Marta) i na pewno się niczego nie
osiągnie. Spróbowałam połączyć moje dwie teorie i doszłam do prostego wniosku
Trzeba
żyć tak, żeby nie pozostawiać niepozałatwianych spraw, zepsutych relacji i
niczego nie żałować, ale ciągle pracować na lepsze jutro.
To mój nowy przepis na sukces.
~ * ~
Trochę minęło od ostatniego postu, za co bardzo przepraszam. Miałam sporo spraw na głowie na uczelni, a i weny mi trochę brakowało... Wychodzę z założenia, że wolę w ogóle nie pisać, niż napisać byle co i cieszyć się, że coś puściłam. Mam nadzieję, że ten rozdział Wam to wynagrodzi, bo może nie jest najlepszy ze wszystkich, to na pewno lepszy niż byłby przed dwoma tygodniami.
Próbuję stworzyć zakładkę "O mnie", ale bardzo mam o czym napisać... To znaczy mniej więcej wiem, ale zawsze wydaje mi się to nieskładne... Może macie jakieś pytania do mnie? Albo podpowiecie mi, co w takim opisie powinno się znaleźć ;)