czwartek, 21 kwietnia 2016

33. A gdyby tak...

A gdyby tak...

... uśmiechnąć się do kogoś nieznajomego?
... zachwycić się czymś?
... mówić częściej "kocham"?
... popatrzeć na słońce przez gałęzie kwitnących drzew?
fot. Sandra Czarniecka
... położyć się na trawie i wsłuchać w śpiew ptaków?
... każdego dnia zrobić chociaż jedną miłą rzecz dla kogoś?
... uśmiechnąć się do ekspedientki i życzyć jej miłego dnia?
... spisywać sobie rzeczy, które nas ucieszyły i za rok do tego wrócić?
... wyjąć z uszu słuchawki i wsłuchać się w dźwięki miasta?
... codziennie posłuchać jakieś nowej piosenki?
... popatrzeć w niebo?
fot. Sandra Czarniecka
... zapomnieć o kłótniach i odezwać się do starego znajomego?
... zmienić coś w sobie na lepsze?
... pokazać bliskim osobom, ile dla nas znaczą?
... otworzyć się na nowości?
... poczytać książkę na świeżym powietrzu?
fot. Sandra Czarniecka
... zacząć być bardziej życzliwy dla ludzi?
... przestać odkładać wszystko na później?
... spełnić czyjeś marzenie?
... popatrzeć nocą na gwiazdy?
... wyłączyć telefon, wylogować się z Facebooka i pobyć trochę z samym sobą?
... zachwycić się otaczającą nas przyrodą?
fot. Sandra Czarniecka
... podziękować za swoje życie?

Czyż nasze życie nie byłoby lepsze, a my nie czulibyśmy się szczęśliwsi? :)

czwartek, 14 kwietnia 2016

32. Gdyby jutra nie było

W Wielką Sobotę miał miejsce wypadek. Pięciu piłkarzy jechało na mecz. Zderzyli się z ciężarówką. Wszyscy zginęli. Najmłodszy z nich miał dziewiętnaście lat.

Pierwsza myśl? Boże, to mógł być każdy. To mógłby być nawet któryś z moich znajomych. Byli tacy młodzi… Mieli całe życie przed sobą…

Z przerwy świątecznej wróciłam we wtorek. Olek miał przyjechać dopiero w czwartek. Julek pisał do mnie, jak byłam w drodze i zaproponował, żebyśmy poszli się napić. Długo nie musiał mnie namawiać. Zwołał ekipę i najpierw siedzieliśmy u niego, a potem wybraliśmy się w plener. Po południu przez Lublin przeszła burza i wieczorem było fantastyczne, rześkie powietrze.
Podjęliśmy temat zmarłych piłkarzy. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że takie rzeczy nie powinny się dziać. Tragiczna śmierć jest chyba najgorsza – nikt niczego się nie spodziewa i tak nagle znika… Próbowałam sobie nie wyobrażać, gdyby to był ktoś z moich bliskich.
Jednak przy takich okolicznościach wysuwa się dwa wnioski:
Nie można pozostawać z kimś w kłótni. Jak niewyobrażalne wyrzuty sumienia by się miało, gdyby ten ktoś nagle odszedł?!
Nie można marnować żadnego dnia, bo to może spotkać każdego z nas.
Wiem, nie można zapeszać, ale nie oszukujmy się – nie znamy dnia ani godziny. Życie jest zdecydowanie zbyt kruche, żeby się kłócić, żeby pozostawiać niepozałatwiane sprawy, żeby tracić czas z kimś, kto nie jest tego wart. Oczywiście nie mówię, żeby rzucić studia i się bawić, albo usiąść z założonymi rękami i czekać na śmierć. Kiedyś czytałam niezwykle trafną anegdotę, że koleś bał się, że potrąci go samochód i umrze, więc siedział w domu. Tymczasem spadł mu na głowę żyrandol i go zabił. Wniosek? Jeśli coś ma się zdarzyć, na pewno się wydarzy. Wierzę w przeznaczenie i w to, że wszystko dzieje się po coś.
Chyba nigdy nie wybiegałam zbyt daleko w przyszłość. Nie snułam planów na całe życie, prędzej na najbliższy rok, a i to niekoniecznie. Wiem, że wszystko może się pozmieniać za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i to przynosi większe rozczarowanie. Monika podziela moje zdanie, ale Klaudię musiałyśmy długo do tego przekonywać. Ostatecznie chyba i tak się z nami nie zgadza, bo następnego dnia widziałam jak szuka stancji. Wspominała ostatnio, że od października chce iść mieszkać na stancję, żeby się swobodniej spotykać z Kamilem. Co najlepsze (i najdziwniejsze zarazem), ona nawet nie wie, czy są razem. Chodzą za rękę, całują się i tak dalej, ale jak przedstawiał ją swojemu koledze, powiedział tylko jej imię, nie dodał, że jest jego dziewczyną albo coś. Mimo to uparcie twierdzi, że przenosi się na stancję. Nie wnikam…
Mój Olek z kolei robi często bardzo dalekie plany. Nie o wszystkich mi mówi, ale raz Mikołaj palnął, że Olek planuje zaręczyny. Powiedziałam, żeby puknął się w czoło, ale zasiało to we mnie ziarno niepewności. Kurczę, przecież z Natalią też planował ślub i to niedługo… Ale z nią był o wiele dłużej! Martwiło mnie to trochę, ale uparcie sobie wmawiałam, że Miki żartował. W każdym razie Olek bardzo wcześnie obmyśla rzeczy, które będą „kiedyś tam”. Już w lutym zagadywał mnie o wakacje, jak pogodzimy odległość i takie tam. Jeszcze mu nie mówiłam, że planuję zrobić praktyki w Lublinie, a co za tym idzie – w lipcu na pewno tu będę. Wolałam sobie coś załatwić i dopiero podejmować decyzję, niż straszyć go na zaś (bo od razu by się bardzo przejął).
Rozmawiałam też o tym z Martą i ona powiedziała, że wszystko jej obojętne (nadal tkwiła w depresji). Jedyne, czego by żałowała, to niepozałatwiane sprawy i błędy z przeszłości. Hm, to w jej przypadku chyba znaczy „żałowałabym wszystkiego”, bo ostatnio czego nie robi, to nie kończy.
Ja się trochę bardziej zmotywowałam i prowadzę rzetelnie kalendarz. Nie zawsze udaje mi się wszystko zrealizować, ale próbuję. Życie polega na ciągłych próbach, porażkach i ponownych startach. Bez tego można tylko usiąść bezczynnie (jak Marta) i na pewno się niczego nie osiągnie. Spróbowałam połączyć moje dwie teorie i doszłam do prostego wniosku
Trzeba żyć tak, żeby nie pozostawiać niepozałatwianych spraw, zepsutych relacji i niczego nie żałować, ale ciągle pracować na lepsze jutro.
To mój nowy przepis na sukces.
~ * ~
Trochę minęło od ostatniego postu, za co bardzo przepraszam. Miałam sporo spraw na głowie na uczelni, a i weny mi trochę brakowało... Wychodzę z założenia, że wolę w ogóle nie pisać, niż napisać byle co i cieszyć się, że coś puściłam. Mam nadzieję, że ten rozdział Wam to wynagrodzi, bo może nie jest najlepszy ze wszystkich, to na pewno lepszy niż byłby przed dwoma tygodniami.
Próbuję stworzyć zakładkę "O mnie", ale bardzo mam o czym napisać... To znaczy mniej więcej wiem, ale zawsze wydaje mi się to nieskładne... Może macie jakieś pytania do mnie? Albo podpowiecie mi, co w takim opisie powinno się znaleźć ;)

Do następnego :*