niedziela, 28 lutego 2016

25. Wiktoria i Adam

Najpierw przez problemy z Michałem i Olkiem, a potem przez sesję zaniedbałam pisanie. Miałam w głowie kilka historii, ale żadnej nie spisałam ze względu na brak czasu. Ale ostatnio poznałam ciekawą historię mojej koleżanki z roku, która zgodziła się nią ze mną podzielić. Imiona oczywiście pozmieniałam.

Pierwszy raz widziałam go w autobusie. Stał przede mną, a ja siedziałam. Patrzył w okno i słuchał muzyki. Nagle zaczął ruszać głową, tupiąc noga i nucąc bezgłośnie. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana i pomyślałam: „już go kocham”. Zlustrowałam go od góry do dołu. Poszarpane przy końcach nogawek dżinsy, trampki, żeglarska kurtka z szarym kapturem i duże słuchawki na uszach. Trochę przydługie blond włosy i morskie oczy. Dostrzegłam je jak spojrzał gdzieś na tył autobusu. Nie był moim ideałem, ale ujął mnie tym nuceniem i tymi oczami!
Niestety wysiadł parę przystanków przede mną. Z resztą i tak nie odważyłabym się do niego zagadać. Jednak od tamtej pory czasem mi się przypominał. Na pewno za każdym razem, gdy sama nuciłam w autobusie.
Parę tygodni później znowu go spotkałam, też w MPK-u. Nawet wysiedliśmy na tym samym przystanku i szliśmy w jednym kierunku. Na nogach miał te same czarne trampki, tylko wyglądały na bardziej używane niż wcześniej. Do tego jasne dżinsy (widać, ze nowe), czarna koszula i kurtka dżinsowa. Patrzyłam na niego przez całą drogę do centrum handlowego. Gdy weszliśmy, wtopił się w tłum i go zgubiłam. Zrezygnowana weszłam do Empiku. Tam spędziłam trochę czasu wśród ulubionych książek, które miałam w zwyczaju czytać w salonie. Nie pojmowałam kupowania książek, które się przeczyta i rzuci w kąt. Dlatego byłam stałą bywalczynią bibliotek i właśnie Empiku.
Czytałam właśnie „Wróć, jeśli pamiętasz” i byłam tak zagłębiona w lekturze, że nie zauważyłam czyjeś obecności obok mnie.
- Ej, sorry - szepnął męski głos, a ja spojrzałam na jego źródło.
Mój Boże, to był on!!! Morskooki z autobusu!!! Rozejrzał się niespokojnie i skulił głowę spłoszony.
- Mogę ci w czymś pomóc? - Zapytałam zdezorientowana.
- Świetnie, że pytasz. Udawaj moją dziewczynę. Teraz! - Podniósł głowę i zaśmiał się nieco za głośno.
- Powiedziałam coś śmiesznego?
- Uwielbiam twoje żarciki o książkach - podszedł do mnie bliżej, objął w talii i spojrzał na książkę, którą nadal trzymałam w rękach. Był tylko o głowę ode mnie wyższy. - Błagam, nie wydaj mnie - szepnął.
- Adam?
Odwróciliśmy się obydwoje. Jakiś koleś patrzył na nas podejrzliwie.
- Hubert, siema - uścisnęli sobie dłoń. - Co ty tu robisz?
- Szukam prezentu dla siostry. A ty? - Zapytał jego, ale patrzył wymownie na mnie.
- Przyszedłem z moją dziewczyną. Poznajcie się, to jest Hubert, mój kolega, a to jest...
- Wiktoria - podałam mu dłoń, przerywając Morskookiemu w pół zdania. Wiele zaryzykował, przedstawiając nas sobie, przecież nawet nie znał mojego imienia.
- Miło mi - uśmiechnął się lekko, ale jakby nadal nie wierzył, że mogę być jego dziewczyną. Sama bym w to nie uwierzyła.
- Mi również - wyszczerzyłam się jak głupia. - Adaś obiecał mi kupić dzisiaj jakąś książkę, prawda, kochanie? - Zwróciłam się do „mojego” chłopaka i uśmiechnęłam słodko.
- Tak, kolejne romansidło - przewrócił teatralnie oczami.
- Przecież lubisz jak ci czytam na głos te romansidła - żachnęłam się. - Staje się po nich taaaki romantyczny - powiedziałam do Huberta.
- Starczy, starczy - machnął ręką. - Wybrałaś już?
- Tak, chcę tę - pokazałam trzymany w rękach egzemplarz.
- To idziemy. Trzymaj się - skleili sobie piątkę.
- Na razie - kolega był nieźle zszokowany.
Odeszliśmy nadal objęci w pasie.
- Wisisz mi ogromne lody - powiedziałam cicho.
- A książka może być? - Stanął w kolejce do kasy.
- Serio chcesz mi ją kupić?
- Nawet nie wiesz, jaką przysługę mi zrobiłaś. - Nadeszła nasza kolej i położył książkę na ladzie.
Po zakupie, gdy odchodziliśmy od kasy, kątem oka zobaczyłam Huberta.
- Dziękuję, kochanie - cmoknęłam Adama w policzek.
- Nie ma za co - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
Chcąc uniknąć wpadki, gdyby Hubert za nami szedł, cały czas trzymaliśmy się za ręce.
- Mieszkam niedaleko, moich współlokatorek nie ma, może wpadniesz to spokojnie porozmawiamy? - Zaproponowałam.
- Chętnie, bo cały czas mam uczucie, jakby nas śledził.
- Ja też.
Gdy byliśmy już u mnie w końcu się w pełni rozluźnił.
- Nieźle nam poszło, nie? - Zaśmiał się.
- Tak. Chcesz coś do picia?
- Herbatę poproszę.
- Czarna, zielona, owocowa?
- Zielona.
I jeszcze pije zielona herbatę... Ach.
Zaparzyłam dwie herbaty i usiadłam przy niewielkim stole naprzeciwko niego.
- Wytłumaczysz mi więc, co to było?
- Hubert to mój kolega jeszcze z liceum. Musiałem udać, że jesteś moją dziewczyną, żeby nie nabierał więcej podejrzeń.
- Jakich podejrzeń?
- Że jestem gejem.
Otworzyłam szeroko oczy, a on patrzył w szklankę i bawił się łyżką.
- A... jesteś? - Ledwo mi to przeszło przez gardło.
Błagam, nie...
- Jestem - odpowiedział cicho, wciąż na mnie nie patrząc.
- Rozumiem – spuściłam wzrok na swoją szklankę. – Czemu nie chcesz się do tego przyznać?
- Żartujesz sobie? Wszyscy by się ode mnie odwrócili!
- Nie przesadzaj, homoseksualizm jest coraz bardziej akceptowany.
- Tak, ale trzeba być naprawdę odważnym i nie przejmować się tym, co mówią inni. A ja się akurat przejmuję i to bardzo.
- Spoko. Co dalej?
Wtedy zadzwonił do niego telefon.
- Przepraszam – wyjął smartfona z kieszeni dżinsów i spojrzał na ekran. – Słucham? – Powiedział do słuchawki. Chwila ciszy. – Skąd wiesz? - … - Tak, moja dziewczyna – mrugnął do mnie. – Nie miałem kiedy się pochwalić, to wszystko stało się tak szybko. - … - Na imprezę do ciebie? Nie wiem, zapytam ją i dam ci znać. - … - Spoko, to nara. – Odłożył słuchawkę.
- Rozumiem, że brniemy w to dalej?
- Jeśli tylko zechcesz. Nie zmuszam cię do tego. Mogę powiedzieć, że nam nie wyszło czy coś tam.
- A co będę miała w zamian?
- Nie wiem, mogę ci płacić, jeśli chcesz.
- Nie chcę twoich pieniędzy – prychnęłam. – Pomyślę nad tym.
- Ale zgadzasz się?
- Moment, jak to ma wyglądać?
- Nie myślałem nad tym.
- Więc pomyślmy razem. Teraz.
- Okej, chcę po prostu, żeby moi kumple nic nie podejrzewali i widzieli, że jestem z tobą szczęśliwy.
- Masz chłopaka?
- Spotykam się z kimś od czasu do czasu. On też nie chce się ujawnić, ale jest nam ze sobą dobrze. Tylko, że jego nikt nie podejrzewa.
- Czyli publicznie jesteśmy razem, a prywatnie…
- Przyjaciółmi. Możemy się spotykać we dwójkę, twoje koleżanki też mogą o tym wiedzieć.
- Dobra. Czyli publicznie chodzimy za rękę, całujemy się, a prywatnie nic z tych rzeczy?
- Tak, my nie jesteśmy naprawdę razem. To tylko gra dla publiczności.
Zabolało mnie to trochę. I właściwie nie wiem, czemu ja się w to pakuję! Adam mi się podoba, nie wytrzymam długo w tym układzie. Ale miałam tendencję do szybszego mówienia niż myślenia.
- Zgoda. Ja robię popisówkę przed twoimi kolegami, a ty mi od czasu do czasu coś kupisz. Książkę, płytę, biżuterię, zobaczymy.
- Świetnie. Oczywiście bezzwrotnie, jak się „rozstaniemy” – zakreślił cudzysłów w powietrzu – nie musisz mi nic oddawać.
- Jesteśmy umówieni – podałam mu rękę przez stół, a on ją uścisnął na przypieczętowanie umowy.

Szło nam naprawdę nieźle. Wszyscy znajomi na jego i mojej uczelni już o nas wiedzieli. Gruchaliśmy gdzie popadnie, moje koleżanki mi zazdrościły takiego chłopaka, który mnie tak rozpieszcza. Gdy byliśmy u mnie i dziewczyny były w domu, siedzieliśmy razem na łóżku, czasem głośno się śmialiśmy, a gdy pukały, obejmowaliśmy się.
Naprawdę sobą byliśmy tylko wtedy, gdy w promieniu pięciu metrów nie było nikogo znajomego i otaczały nas tylko ściany mojego albo jego pokoju. Tak było tego popołudnia. Odrabialiśmy swoje zadania domowe, on przy biurku, ja na łóżku. Jakiś czas temu wpadłam na pomysł, żeby powiedzieć o nas moim rodzicom i pojechać do mojego rodzinnego domu. Zapytałam Adama czy by chciał.
- Raczej nie.
- Dlaczego? – Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
- Po co miałabyś o nas mówić?
- Bo… No nie wiem… - jąkałam się. - Kurczę, ucieszyli by się i  w ogóle… Nie musimy planować daty ślubu od razu.
- Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Muszę iść, przypomniałem sobie coś. – Wstał od biurka, zebrał szybko zeszyty i zgarnął do plecaka.
- Nie musisz iść, to było tylko pytanie! – Zerwałam się z łóżka i pobiegłam za nim do przedpokoju. Ale on już zakładał buty.
- Naprawdę muszę już iść. Spotkamy się później.
I wyszedł. Walnęłam głową w ścianę i zasyczałam z bólu. Ale ja jestem durna! Wszystko przez to, że Adam tak bardzo mi się podobał. Uwielbiałam jak na mnie patrzył przy ludziach, jak obejmował i całował w czoło. Ale wszystko to było na pokaz przed kumplami. Dobrze wiedziałam, że jest świetnym aktorem, ale ja za bardzo się w to angażowałam. Wszystko przez to, że od tak długiego czasu byłam sama…
Napisałam do niego SMS-a:
Źle to zabrzmiało, przepraszam. Tata czasem mi dogryza, że nie mam chłopaka i chciałam mu udowodnić, że nie jestem taka najgorsza, ale rozumiem Twoją decyzję. Trzymajmy się tego, co ustaliliśmy…
Tego dnia mi nie odpisał. Następnego też nie. Moje współlokatorki były zdziwione, że tak długo go u nas nie było, ale wymigałam się, że ma dużo nauki i musi pouczyć się w samotności. W rzeczywistości nie wiem co się z nim działo, ale tęskniłam za nim. Coraz mniej podobał mi się nasz „układ”, ale im dalej w to brnęliśmy nie potrafiłam z niego zrezygnować. Trudno, będę w nim zakochana ukrycie, będę go miała tylko wśród ludzi, da się to przeżyć. Wolę to niż zostać znowu sama.
Dopiero po dwóch i pół dnia się odezwał.
Elo! Spotkamy się dzisiaj? Musisz kogoś poznać.
Jasne, kiedy i gdzie?
Wpadnij do mnie o 18.
Nie chciałam się starać, ale długo się przygotowywałam do tego spotkania. Wierzyłam, że chce mnie przedstawić komuś ważnemu. Może bratu, albo rodzicom? Może przyjechali, dowiedzieli się o mnie i chcieli poznać? Jeśli tak to wymuszę na nim, żebyśmy do moich też pojechali! Nic mnie to nie interesuje!
Punkt osiemnasta zjawiłam się pod jego drzwiami. Otworzył mi jakiś facet, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Miał iście latynoską urodę, był brunetem i wyglądem zwalał z nóg, serio!
- Cześć, jest Adam?
- Wiktoria?
Niepewnie kiwnęłam głową.
- Wchodź, Adam miesza sos – odsunął się, żebym weszła. – Wiki przyszła! – Zawołał w stronę kuchni.
- Wpuść ją! – Padła odpowiedź.
- Jakbym nie wiedział – powiedział do mnie brunet i się uśmiechnął. W tym czasie zdjęłam buty i kurtkę, którą uprzejmie ode mnie wziął i odwiesił. – Chodź – gestem zaprosił do kuchni i puścił mnie przodem.
- Hej – przywitałam się z „moim” chłopakiem.
- Cześć, Wiki. Poznałaś Przemka?
- Przemek jestem – przystojniak dopiero się przedstawił i podał mi dłoń.
Uścisnęłam ją bez słowa i patrzyłam wyczekująco na Adama. Przemek wyglądał na sporo starszego od nas i nadal miałam nadzieję, że to brat. To musiał być jego brat! Ewentualnie przyjaciel-gej, ale nie chłopak!
- Przygotowałem kolację. Jesteś głodna?
- Tak, bardzo.
Coś było nie tak. Adam nigdy nie gotował! Nigdy! Stałam zdezorientowana, dopóki nie zaprosili mnie do stołu. Wyjęłam talerze z szafki, ale Przemek mi je delikatnie zabrał.
- Usiądź, jesteś naszym gościem.
„Naszym gościem”?!
Usiadłam i patrzyłam na nich zszokowana. Nie chciałam do siebie dopuścić tej myśli, ale on chyba nie był jego bratem… Patrzyli na siebie… jak zakochani. Jak głupia nadal wmawiałam sobie, że mi się wydaje.
Kolacja nie była wyśmienita. Adam przesolił kurczaka i trochę przypalił sos. Do tego podał mi sok z grejpfruta, którego nie cierpię!
 - Przepraszam, chyba nie wyszło najlepiej – przyznał w trakcie jedzenia.
Wtedy to się stało. Przemek ujął jego rękę i pogłaskał kciukiem, a do mnie w końcu dotarła bolesna prawda.
- Przepraszam na moment – wstałam od stołu i poszłam do łazienki.
W oczach stanęły mi łzy. Wytarłam je szybko i próbowałam się ogarnąć, ale nie szło mi to najlepiej. Miałam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem. Musiałam szybko wymyślić jakąś wymówkę i wyjść stąd bo nie zniosę ich widoku. Wyszłam cicho z łazienki i wtedy zobaczyłam, że się całują. Moje serce pękło. Z impetem wpadłam do kuchni i chwyciłam torebkę.
- Bardzo was przepraszam, ale ja muszę uciekać. Mam pilną sprawę, która nie może poczekać.
Patrzyli na mnie zdezorientowani, ale nie czekałam na reakcję, tylko zaczęłam się ubierać. Wyszli za mną do przedpokoju.
- Podwieźć cię gdzieś? – Zapytał Przemek.
- Nie, dzięki.
- Może jednak?
- Nie – warknęłam. – Dam sobie radę.
Przez chwilę mierzyłam go wzrokiem, a on stał zdezorientowany.
- Na razie – powiedziałam i wybiegłam z mieszkania.
Na ulicy już się nie powstrzymywałam i wybuchłam głośnym płaczem. W autobusie szlochałam cicho, a ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem. Nie chciałam, żeby się ktoś nade mną użalał. Chciałam, żeby ktoś mnie szczerze pokochał, to tak wiele?
Weszłam do mieszkania ze spuszczoną głową. Łzy przestały mi cieknąć, ale miałam rozmazany makijaż i wyczerpanie wypisane na twarzy. Zdjęłam kurtkę, kiedy z kuchni wyskoczyła moja współlokatorka.
- Cześć, Mała! Robimy pizzę, zjesz z nami?
- Nie mam ochoty – mruknęłam.
- Co się stało? – Podeszła do mnie, a reszta dziewczyn wyjrzała z kuchni.
- Rozstałam się z Adamem – powiedziałam cicho.
- O Boziu – Kamila mnie objęła, a ja znowu zaczęłam płakać.
Zaprowadziła mnie do kuchni.
- Co się właściwie stało? – Zapytała Ola.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- W porządku.
- Kurczę, nie spodziewałam się. Byliście taką świetną parą – przyznała Kamila.
- Najpiękniejszą, jaką widziałam! – Poprawiła Ola. – Chciałabym, żeby jakiś facet patrzył na mnie tak, jak Adam na ciebie.
To mnie dobiło. Miałam ochotę wykrzyczeć, że jest świetnym aktorem i to wszystko było udawane, a ja pozwoliłam sobie wierzyć, że dla mnie zmieni orientację. Czułam się jak skończona kretynka. Do dziś się tak czuję.

- Jak to się skończyło?
- Odesłałam mu wszystkie rzeczy, które mi kupił. Napisałam krótki liścik, że nie wierzę, że mi to zrobił i to w taki sposób. Było mi naprawdę przykro, że posunął się do takiej rzeczy. Mógł się domyślić, że mi na nim zależy i zrobić to w bardziej delikatny sposób. Dodałam, żeby nie próbował się ze mną kontaktować i obiecałam, że mimo wszystko jego tajemnica jest u mnie bezpieczna.
- Przeszło ci już?
- Nie. Chociaż minął już prawie rok nadal o nim myślę i żyję nadzieją, że się odezwie. To strasznie naiwne, ale cały czas wierzę, że do mnie wróci.
- Na pewno spotkasz faceta, który cię pokocha i będzie godny twojej miłości.
- Mam nadzieję, że prędko, bo już mnie to wszystko męczy. Czy jest coś gorszego niż zakochać się w geju?
kadr z teledysku do piosenki "Take Me To Church" Hoziera

~ * ~
To już dwudziesta piąta część! A mi stuknęła kolejna setka wyświetleń! :) Dziękuję bardzo za to! To mnie motywuje do snucia dalszych historii, które już wkrótce. :)

czwartek, 25 lutego 2016

24. Walentynki

Szybko nadeszły Walentynki. Dopiero zaczął się nowy rok, a tu już połowa lutego. Za dwa dni czekała mnie pierwsza w życiu poprawka. Przez to Walentynki mieliśmy z moim chłopakiem spędzić osobno. Olek miał wrócić dopiero za tydzień, więc przełożyliśmy randkę na następną niedzielę. Trochę żałowałam, ale nie było innego wyjścia. Nie chciałam go prosić, żeby wrócił wcześniej specjalnie dla mnie. Przez chwilę było mi przykro, że sam na to nie wpadł, ale zbeształam się w myślach, w końcu ja mam go na co dzień, a rodzina nie.
Monika wróciła specjalnie na Walentynki i planowali z Dorianem późny obiad i nocny maraton filmowy w Multikinie. Dyskretnie mnie podpytawała, czy gdzieś się wybieram po południu. Wiedziała dobrze, że nie, ale sugerowała mi tym, żebym gdzieś tajemniczo zniknęła. Obiecałam, że nie pojawię się na czas ich kolacji w pokoju. Przygotowałam wszystkie notatki, termos z herbatą, dwie paczki herbatników i po obiedzie zaszyłam się na klatce schodowej. Na niemal każdym piętrze stały wolne łóżka, których pewnie było za dużo i wystawili je na korytarz, ale w czasie sesji bardzo się przydały. Prawie zawsze jak schodziłam ktoś na nim siedział i się uczył albo rozmawiał przez telefon.
Uczyłam się dwie godziny, kiedy na cały korytarz rozległ się dźwięk One Breath Away Phedory, co oznaczało, że dzwoni Olek.
- Hej, skarbie – przywitałam się radośnie.
- Cześć! Wszystkiego najlepszego, moja walentynko! – Już drugi raz dzisiaj składał mi życzenia. Za pierwszym razem obudził mnie SMS-em o ósmej rano.
- Wzajemnie, mój Walenty. Jak tam?
- Spoko. A ty? Uczysz się? – Kontrola musi być.
- Staram się. Ale mi do głowy nie wchodzi.
- Czemu jest takie echo?
- Jestem na łóżku na klatce schodowej, bo Monia ma dzisiaj romantyczny obiad z Dorianem, więc zeszłam im z drogi.
- Przydały się łóżka – zaśmiał się.
- Nawet mi.
- Stęskniłaś się? – Zapytał już poważnie.
- Oczywiście, że tak! Jeśli nie myślę o filozofii to myślę o tobie – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- A ja jeśli nie myślę o tobie… - zastanowił się -  …to myślę o tobie.
- Słodziaku – rozczuliłam się. - Co robisz?
- Poza myśleniem o tobie?
- I rozmawianiem ze mną.
- Idę z przystanku. Zadzwonię do ciebie jak będę w budynku, ok? Bo pewnie nie bardzo mnie słyszysz.
Faktycznie wiało jak cholera i momentami ledwo go słyszałam.
- Ok, to leć.
Rozłączył się, a ja wróciłam do notatek. Nie na długo. Mimo woli zaczęłam wyobrażać sobie, co by było, gdyby Olek był ze mną w ten dzień. Jakby tak zrobił mi niespodziankę i nagle się zjawił. Stanąłby w drzwiach z bukietem kwiatów i tym swoim rozbrajającym uśmiechem na ustach.
Nie, skup się! Odegnałam od siebie te myśli. On jest daleko i nie ma, co gdybać.
W zasadzie kwiatów nie potrzebuję, ale on mógłby się pojawić… Jeszcze nigdy tak boleśnie nie odczuwałam jego nieobecności. Nie chodzi o Walentynki, ale o to, że nie widzieliśmy się już tyle dni. Z Michałem to była norma, więc bardzo mnie to nie ruszało. Z resztą to był Michał. Czy ja w ogóle go kochałam? A jakie on by zaplanował Walentynki? Pewnie by do mnie przyjechał…
Jak byłam z Rafałem Walentynki obowiązkowo spędzaliśmy razem. Dwa razy byliśmy w pizzerii, za trzecim razem zrobiliśmy pizzę u niego. Wygnał rodziców na kolację, a przedtem mama zrobiła mu ciasto. My tylko wyłożyliśmy na blachę i przystroiliśmy czym się tylko dało. Zawsze dostawałam od niego biżuterię. Wtedy wydawało mi się to szczytem romantyzmu. Teraz myślę, że to było pójście na łatwiznę. Ale mieliśmy po siedemnaście lat, można mu to wybaczyć. Ciekawe jak teraz spędza Walentynki… Czy w ogóle ma dziewczynę? Na Wszystkich Świętych nie miał, a jego status na Facebooku od tamtej pory się nie zmienił. Co prawda nie każdy lubi od razu się tym afiszować. My z Olkiem ustawiliśmy od razu. Uznaliśmy, że to żadna tajemnica i niech wszyscy wiedzą, bo dlaczego nie?
Siedziałam i rozmyślałam (zamiast się uczyć), gdy w drzwiach pojawił się Olek. W pierwszym momencie myślałam, że mam zwidy, ale był bez kwiatów, więc to nie mogło być moje wyobrażenie.
Zerwałam się z łóżka.
- Co ty tu robisz? – Pisnęłam i rzuciłam się na niego.
- Mama nie mogła ze mną wytrzymać, dała na bilet i kazała jechać. Więc jestem – ścisnął mnie mocno.
- Co jej zrobiłeś? – Zaśmiałam się.
- Narzekałem od kilku dni, że nie mogę być z tobą w Walentynki. Wyobrażasz sobie, że od rana siedziała i robiła dla mnie jedzenie, a dwie godziny przed pociągiem kazała się pakować i do ciebie jechać?
- Uwielbiam twoją mamę.
- Ja też.
Odchylił głowę i spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczętami, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Wtedy dopiero mnie pocałował. Najlepsze niespodzianki to takie, których kompletnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć i dzięki którym wszystko się zmienia, z planami na wieczór na czele. Kiedy zapytałam go, co będziemy robić, okazało się, że nie zaplanował niczego konkretnego. Za bardzo skupił się na samym fakcie, że się zobaczymy. (Mówiłam już, że jest cudowny i słodki?) Zaproponowałam, więc, że poczekamy aż Monika z Dorianem sobie pojadą, zamówimy pizzę i obejrzymy komedie romantyczne. Olek nie protestował. Ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu, usiadł na łóżku, wziął moje notatki i zaczął pytać mnie z filozofii. Położyłam się koło niego i ułożyłam głowę na jego kolanach. Umiałam więcej, niż myślałam.
Wieczór spędziliśmy tak jak zaplanowałam. Zamówiliśmy dużą pizzę, na której widok zaniemówiłam. Dopóki jedliśmy, oglądaliśmy „Walentynki”. Gdy byłam już zbyt pełna, żeby przełknąć choćby kęsa, i położyliśmy się, o oglądaniu nie było mowy. Olek zaczął mnie na zmianę głaskać po całym ciele i delikatnie łaskotać, a potem całować. I na tym oglądanie się skończyło. Odwróciłam się z powrotem do niego i pocałowałam czule. Drugi film puściłam, żeby coś zagłuszało mój śmiech i ciągłe cmokanie.
Czasami mam tak, że nie wierzę w moje własne szczęście. Gdy byłam w domu różnie to bywało. Co prawda to Sonia zawsze zgarniała największy przypał, ale my z Pawłem też byliśmy krótko trzymani. Nie byliśmy dziećmi, które dostawały wszystko, co chciały. Ominęło nas wiele imprez, wyjść czy wycieczek. Nie mało razy mieliśmy szlaban, nawet w wakacje. Dopiero studia otworzyły przede mną furtkę, która w moim wyobrażeniu była zarośnięta i zamknięta na łańcuch i dwa zamki. Dostając się na studia poczułam się, jakby ktoś ukradł klucze mojemu tacie, a ja byłam w posiadaniu największego skarbu pod słońcem.
Teraz mam przyjaciółkę, której brakowało mi całe życie. Taką, z którą mogłabym o wszystkim porozmawiać i która przede wszystkim będzie ze mną absolutnie szczera. Monika nie ma oporów, żeby mnie opieprzyć albo zwrócić uwagę, że coś robię nie tak. Nie zawsze się zgadzamy, ale przy niej uczę się też walczyć o swoje i w racjonalny sposób to argumentować. Nie raz widzę podziw w jej oczach.
Mam kumpli i kumpele, z którymi nie raz coś odwalam i śmieję się do bólu brzucha. Którzy mnie nie zostawią w potrzebie i zawsze pomogą. Każdy z nich ubolewał nad moją poprawką i ciągle się pytają jak mi idzie nauka i zapewniają, że trzymają kciuki, dzięki czemu na pewno zdam.
I w końcu mam Olka. Jeszcze nikt nie patrzył na mnie tak zakochanym wzrokiem. Nikt nie uśmiechał się do mnie w taki sposób, żeby miękły mi kolana na samą myśl. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zakochana i bezpieczna. To zabrzmi tandetnie, ale w jego ramionach czuję, że nic mi nie grozi, że mogę zmierzyć się z całym światem. Mam kogoś, na kim mogę polegać.
Chciałabym mu to wszystko powiedzieć. Leżąc koło Olka i patrząc w jego oczy miałam ochotę powiedzieć mu, jak wiele dla mnie znaczy. Niestety nie jestem aż tak otwarta. Wyszeptałam tylko, że cieszę się, że go mam. Odpowiedział mi tym samym i ponownie pocałował. Kiedyś mu wszystko powiem, ale chcę mieć stuprocentową pewność, że będzie ostatnim facetem, który to usłyszy.
- To były najlepsze Walentynki w moim życiu – powiedziałam mojemu chłopakowi, gdy się żegnaliśmy. – Dziękuję, że przyjechałeś. To był najlepszy prezent!
- Zapomniałbym! Mam coś jeszcze dla ciebie.
Z kieszeni kurtki wyjął małe pudełeczko, złapał moja rękę i położył mi na dłoni. Odchyliłam brązowe wieczko i moim oczom ukazał się srebrny pierścionek z małym diamencikiem.
- Nie jest zaręczynowy – zaznaczył od razu, - ale znaczący. Dopóki go nosisz, jesteś moja – przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Dziękuję – szepnęłam wzruszona. – Jest przepiękny.
Olek bez słowa wyjął pierścionek i założył mi na środkowy palec prawej ręki. Obejrzałam go z każdej strony i pocałowałam Olka w podziękowaniu.
- Ja też mam coś dla ciebie! – Przypomniało mi się. Tak naprawdę prezenty nie miały dla mnie znaczenia i zapomniałam, że to dzień, w którym coś się daje drugiej połówce. Olek dał mi swój czas i poświęcił ferie dla mnie, co było najlepszy prezentem.
Pobiegłam do pokoju i z szafki wyjęłam swój prezent. Długo nie wiedziałam co mam kupić chłopakowi. Nie chciałam kupować czegoś banalnego ani przesłodzonego jak poduszka z serduszkiem. Przy tych Walentynkach, gdy jeszcze nie wiedziałam, że spędzimy je razem, stwierdziłam, że jest to zbyt komercyjne święto. Wszyscy stają na głowach, żeby kupić jakieś niepotrzebne, nic nieznaczące rzeczy. Pełno w kwiaciarniach czy supermarketach serduszek, miśków, bombonierek. Dlaczego faceci kupują misie swoim ukochanym tylko na Walentynki? Niech go jej kupi, wracając z pracy zwykłego dnia i po prostu powie: „Kochanie, cieszę się, że cię mam”. A jeśli już kupować prezent, to żeby on miał jakieś znaczenie, żeby coś wyrażał. Zwykły pluszak też może być świetnym prezentem, jeśli np. jest kotem, bo ona je uwielbia.
Dlatego kupiłam Olkowi płytę Nothing But Thieves. Mamy szczególny sentyment do tego zespołu i można powiedzieć, że w pewnym sensie nas połączył. Olek nie zbiera płyt, dlatego trochę się wahałam, ale to prezent też trochę symboliczny. Mogłabym zrobić dla niego jakąś składankę, ale uznałam, że lista przypadkowych piosenek nie wyrazi tyle, co ta płyta.
- Dziękuję bardzo – uśmiechnął się szeroko. – Wspaniały prezent – wpatrywał się w płytę. – Dziękuję – powtórzył i mnie pocałował.
Wtedy zadzwonił telefon. Pan z portierni upominał się, żeby „pożegnać już kolegę”. Odprowadziłam Olka do wind i tam całowaliśmy się jeszcze chwilę.
- Widzimy się jutro – cmoknął mnie ostatni raz i wszedł do kabiny. W tych słowach była obietnica, której nie było nigdy wcześniej.

Walentynki może i są komercyjnym świętem, ale odpowiednio spędzone umacniają związek, tak myślę.
źródło: foter.com
~ * ~
Kochani! Brak mi ostatnio pomysłów na zdjęcia, dlatego dwie ostatnie części są bez zdjęć i pewnie ich nawet nie zauważyliście! Na dniach się pojawią, bo mam wstępne koncepcje! :)
Nie wiadomo kiedy na liczniku wskoczyło 3700! Jesteście niesamowici! <3 Sesja u mnie się definitywnie skończyła, więc bierzemy się za robotę! :) Jest może coś, o czym chcielibyście przeczytać? Może nurtuje Was jakiś temat i chcielibyście wywołać dyskusję u Inspirejsów? Jeśli tak, to śmiało do mnie piszcie! :)
Buziaki :* :*

wtorek, 16 lutego 2016

23. S.E.S.J.A.



Studenci mają trzy rodzaje problemów:
1. „Ratunku, skończyła mi się kasa”.
2. „Ratunku, mam kaca i boli mnie głowa”.
3. „RATUNKU! JUTRO EGZAMIN, A JA NIC NIE UMIEM”.

Sesja źle wpływa na ludzi. Śmiejcie się, że to tylko takie gadanie, ale taka jest prawda. Wszyscy zaczynają wariować, robią rzeczy, o których normalnie by nie pomyśleli. Jedni stresują się, płaczą, przeżywają. Istny dramat. Inni udają, że ich to nie rusza. Zaobserwowałam wiele ciekawych zjawisk wśród moich znajomych podczas sesji.
Klaudia ma wahania nastrojów, niczym kobieta podczas PMS-u. Rzuca notatkami, je bez opamiętania, warczy na każdego albo zamyka się w sobie i do nikogo nie odzywa. Monika to samo - chodzi wnerwiona i na wszystkich wrzeszczy. Zamartwia się, przeżywa, że nie podoła, że nie zdobędzie upragnionego stypendium rektora. Ostatnio wparowała do pokoju tak gwałtownie, że aż podskoczyłam. Wyglądała na mocno wkurzoną i patrzyła wprost na mnie.
- Ty – wskazała palcem. – Ubieraj się – rozkazała.
- Po co?
- Idziemy zapalić. Nie mogę już.
Pomaszerowała na balkon. Założyłam szybko kurtkę i buty, po czym podreptałam za nią. Dała mi papierosa i odpaliła swojego.
- Nie mogę już – powtórzyła, po czym głęboko się zaciągnęła. – Wkurwia mnie to wszystko tak, że nie wytrzymuję sama ze sobą. Nawet Doriana opierdoliłam w sumie za nic.
Jak Monika jest wkurzona, włącza jej się okropne przeklinanie. Momentami klnie gorzej od facetów.
- Przecież jesteś z zaliczeniami do przodu. Zostały ci tylko egzaminy, które na pewno zdasz.
- Ale ta presja, Boże! Tu się nauczyć, tam się nauczyć, temu zanieść to, temu tamto… Ile można?
- Niestety… Witamy na studiach. System Eliminacji Studentów Jest Aktywny.
- Głębokie.
- No ba!
We mnie wstąpił ostatnio taki leń, że aż wstyd. Niby siedzę nad notatkami, ale wszystko mnie rozprasza i zajmuję się nie tym co potrzeba. A jak przychodzi Olek to już w ogóle.
- Ucz się, Majka. Potem będziesz miała spokój – mówi zawsze, gdy się żegnamy, po czym całuje mnie w czoło.
Tym bardziej mi wstyd, że on mnie musi motywować, a nie ja jego i sam robi wszystko na czas. Nie wiem naprawdę, co się ze mną dzieje. Obydwie z Sonią mamy jakiś kryzys egzystencjalny. Ona z kolei w ciągu dnia pracuje i wszystko jest w miarę ok, a wieczorem płacze do poduszki. Czasem do mnie dzwoni i po głosie słyszę, że jest pod wpływem alkoholu. Bardzo się o nią martwię, ale nic nie mogę zrobić, póki jestem w Lublinie. Namawiam ją, żeby do mnie przyjechała, żeby odpoczęła i zmieniła otoczenie. Wykręca się pracą. Wiem doskonale, że ma dobre stosunki z szefową i na pewno dałaby jej wolne. Ale przecież jej nie zmuszę, jak nie chce.
W końcu i Olka dopadł „sesyjny stres”. Dzień przed egzaminem ze wstępu do rachunku różniczkowego i całkowego przyszedł do mnie z postanowieniem, że nie będzie już się uczył, bo mu się wszystko miesza. Siedzieliśmy i wszystko było dobrze. Potem zaczął bawić się moją złożoną pościelą i wygrzebał spod niej piżamę, czyli spodenki z Pusheenem i koszulkę AC/DC.
- Fajna koszulka, nie wiedziałem, że taką masz!
- Dostałam. – Nie oderwałam wzroku od komputera.
- Od Soni?
- Od Michała.
Cisza. Spojrzałam na niego i dopiero się zorientowałam, że patrzy na mnie zły.
- Co?
- Co co? Śpisz w niej nadal?
- Taaak? – Nie widziałam w tym nic złego.
- Dlaczego?
- Bo druga koszulka nadaje się do prania, a mam tylko dwie – wzruszyłam ramionami.
- Akurat w tej od Michała musisz spać?
- Jakie to ma znaczenie? Naprawdę jesteś zazdrosny o chłopaka, którego zdradziłam z tobą? – Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Takie to śmieszne?
- A nie? Sam się zastanów.
Nadal chichotałam. Olkowi nie było do śmiechu.
- W porządku – rzucił koszulkę i wstał.
- Gdzie idziesz?
- Uczyć się – rzucił i wyszedł z mojego pokoju. Usłyszałam szelest kurtki i trzask drzwiami.
W pierwszej chwili w ogóle do mnie nie dotarło co się stało, w takim byłam szoku. Po chwili się jednak otrząsnęłam i wybiegłam za nim. Na szczęście złapała go przy windzie.
- Żartujesz sobie, prawda? Obraziłeś się o koszulkę?
- O to, że śpisz w koszulce swojego byłego.
- Mogę ją wyrzucić, jeśli chcesz. Albo mu odesłać, nawet zaraz!
- Rób, jak chcesz – właśnie przyjechała winda.
- Olek, zachowujesz się dokładnie jak on. Masz pretensje o pierdołę.
Spojrzał na mnie smutno.
- Niech tak będzie – drzwi się zamknęły i pojechał.
- Kurwa mać! – Ze złości kopnęłam w drzwi.
Wróciłam do pokoju i od razu poszłam zapalić. Za chwilę przyszła Monika, zapaliła ze mną i opowiedziałam jej o całej sytuacji.
- Pojebało go! – Syknęłam. – Wie dobrze, że Michał to przeszłość!
- To czemu nie pozbyłaś się koszulki?
- Bo ją lubię. I nie ma dla mnie żadnego znaczenia, że jest od niego!
- To się jej lepiej pozbądź. Skoro Olkowi to przeszkadza…
Zszokowała mnie. Zawsze powtarzała, żeby nie robić niczego pod czyjeś widzimisię, trzymać się swojego, jeśli jesteśmy przekonani o swojej racji.
- Trzeba iść w związku na kompromisy. Nie ma lekko.
Cholera, miała rację. Walić tą koszulkę skoro Olkowi to się nie podoba. T-shirt poleciał zaraz do śmieci, ale do Olka nie napisałam. Co jak co, ale uparta jestem i może ustąpiłam z tą głupotą, ale to on się obraził o pierdołę.
Następnego dnia był Tłusty Czwartek. Rano poszłam do Biedronki po pączki dla mnie i dla dziewczyn. Widziałam Mikołaja jak wychodził z uczelni, ale był za daleko, żebym go wołała. Nadal nie dostałam od Olka żadnej wiadomości. Nawet na dobranoc nie napisał, choć robimy to codziennie. Byłam zła jak osa, ale duma nie pozwalała mi nic z tym zrobić.
Przed dwunastą zjawił się u mnie z pudełkiem pączków i skruszoną miną.
- Przepraszam – to było pierwsze co powiedział.
Patrzyłam na niego z zaciętą miną. Niech się chłopak pomęczy trochę.
- To nie twoja wina, stresowałem się egzaminem i nie powinienem się na tobie wyżywać.
- Zdałeś chociaż?
- Na cztery – wyszczerzył zęby.
- Gratuluję – powiedziałam sucho. Powstrzymywałam uśmiech jak najdłużej mogłam.
- Kochanie, nie gniewaj się na mnie – objął mnie w pasie. – Wiem, że Michał to przeszłość.
- Na pewno? Bo jak masz robić takie cyrki…
- Nie będę już, obiecuję – zamknął mi usta pocałunkiem. – Ale i tak nie chcę, żebyś w niej spała.
- Nie śpię. Wczoraj ją wywaliłam.
Rozpromienił się.
- I przez ciebie nie mam w czym spać.
- Chyba mogę temu zaradzić – powiedział i wyjął z kieszeni kurtki pomiętą koszulkę. – Proszę.
Rozłożyłam ją i okazała się być koszulką Bon Jovi.
- Moja najulubieńsza koszulka. Dbaj o nią.
Patrzyłam na nią zachwycona, po czym pocałowałam go.
- Oczywiście ją prałem – zaśmiał się.
- I tak pachnie tobą. Będę się czuła jakbyś koło mnie spał.
- Ooo, jak słodko!

Z własnych obserwacji wywnioskowałam, że są trzy typy studentów:
1. Ci, którzy naprawdę się uczą, ale mają pecha i np. nie trafiają w pytania.
2. Ci, którzy mają na wszystko wywalone i i tak im się udaje. Farciarze.
3. Ci, którzy uczą się tyle o ile i jakoś idą do przodu.
Zdecydowanie farciarzem jest Julek. Chłopaki mówili, że może zajrzał czasem do książek, a tak to cały czas grał i co? Wszystko pozdawał. A ja? Może nie uczyłam się ciągle i dokładnie, ale czeka mnie poprawka z historii filozofii. Liczyłam chociaż na trzy, ale gdzie tam… Zamiast dwóch tygodni wolnego będę miała tylko kilka dni i to przepełnionych Arystotelesem, Platonem i tymi innymi baranami. CUDOWNIE.
- Nie łam się, kotek – pocieszał mnie Olek, który oczywiście wszystko zaliczył. – W domu się pouczysz, wrócisz i spokojnie zaliczysz. Uczelni zależy na studentach i tak łatwo kogoś nie udupią.
Może i miał rację, ale zamiast mieć już spokój, muszę wracać do tych głupot. Przez ten durny egzamin nie pojechałam na studniówkę Pawła, bo się uczyłam. Postanowiłam nie jechać jednak na ferie do domu, bo tam bym nic nie zrobiła. A tak będę sama w akademiku, dziewczyny i Olek jadą do domu, więc będę się mogła skupić i nadrobić.
- To nie spędzimy razem Walentynek? – Zapytał smutno Olek.
Nie pomyślałam o tym w ogóle!
- Nadrobimy jak wrócisz. Każdy dzień jest dobry, żeby świętować nasze uczucie.
- Ale to taki wyjątkowy dzień, jeden w roku! Poza tym to nasze pierwsze Walentynki.
- Każdy dzień jest wyjątkowy. Pogadamy na Skypie i możemy zjeść razem kolację.
- Przez Internet?
- Dlaczego nie?
I na tym poprzestało.
fot. Sandra Czarniecka
na zdjęciu: Ewa

~ * ~
Witajcie, kochani! Trochę przerwy było, niestety tak to jest jak się robi zaległości i potem trzeba pisać poprawkę... Ale już powracam w pełni sił i zaczynamy pisanie regularne. :) Trzymajcie się ciepło i do następnego! :*