środa, 30 marca 2016

31. Wielkanoc

Wielkanoc niby jest większym świętem niż Boże Narodzenie, z perspektywy Kościoła, a jednak nie ma wyniosłego klimatu. Osobiście chyba wolę Wielkanoc. Po pierwsze robi się już ciepło (przynajmniej w te święta była piękna pogoda, a bywało przecież tak, że padał śnieg). Po drugie te kilka dni zadumy nad śmiercią Chrystusa i piękne msze w kościele przeżywam bardziej, niż Gwiazdkę. A po trzecie – wolę jak coś się dzieje za dnia, gdy jest jasno. Nie muszę już chyba tłumaczyć różnicy między kolacją wigilijną, a śniadaniem wielkanocnym.
W Wielką Sobotę padało, a potem była „szarówka”. Jak co roku całą rodziną poszliśmy do kościoła ze święconką. Jakiego trzeba mieć pecha, żeby właśnie w tym momencie spotkać swojego byłego? Święcenie jest co chwilę przez pół dnia, a akurat musiałam się z nim minąć. Był z rodzicami. Na początku zmieszałam się, ale ostatecznie powiedziałam im „dzień dobry”. Michał zrobił to samo. Wszyscy sobie odpowiedzieli, ale ja z moim byłym chłopakiem nawet na siebie nie spojrzeliśmy.
- Dlaczego wy się właściwie rozstaliście? – Zapytała mama. Pytała mnie o to już któryś raz z kolei.
- Niezgodność charakterów – zawsze odpowiadałam to samo i tym kończyłam temat. Nie chciałam, żeby wyszło na jaw, że go zdradziłam. Tylko Paweł o tym wiedział.
 Po kościele mama zrobiła obiad, a potem piekłam z tatą sernik. Próbował mnie jeszcze podpytywać o Michała, ale szybko zmieniłam temat. Powiedziałam, że nie ma sensu wracać do przeszłości, a poza tym teraz powinni mnie pytać tylko o Olka.
Po południu spotkałam się z Sonią. Przyjechała na święta do Mikołaja i raczyła mi o tym powiedzieć dopiero w sobotę rano. Pierwsze moje pytanie było o to, czy są znowu razem. Przyznała, że nie rozmawiali o tym. Padło „kocham cię”, ale niczego sobie nie obiecywali.
- Mam nadzieję, że po wspólnych świętach to się wyjaśni – powiedziała.
- A co dalej? Chcecie znowu mieszkać tak daleko od siebie?
- Nie mam pojęcia. To znaczy nie, nie chcę być z nim na odległość, bo poprzednim razem to nie zdało egzaminu. Zastanawiam się nad przeprowadzką.
- Co na to Mikołaj?
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
- Rozmawiacie w ogóle, czy tylko się całujecie i nie wiadomo co jeszcze? Gdzie chcesz się przeprowadzić?
- Nie wiem, Majka, nie pytaj mnie na razie o takie rzeczy. Najpierw muszę porozmawiać o tym z Mikołajem.
Przewróciłam oczami. Temat się skończył. Cieszyłam się, że do siebie wrócili. Skoro zaprosił ją do siebie na święta, to tak jakby już byli razem. Z drugiej strony bałam się, żeby znowu przez niego nie cierpiała. Obawiałam się też, że podejmie zbyt pochopnie decyzję ze sprzedażą mieszkania. Wiem, że ciężko jej się mieszkało obok Byłego (teraz on przyjął ten pseudonim), ale Kwidzyn był jej ostoją, a to mieszkanie pierwszym domem, który samodzielnie stworzyła. Wiadomo jednak, że Sonia zrobi po swojemu. Ona doskonale wie, co dla niej jest najlepsze.
Wieczorem poszłam z Pawłem na mszę. Lubię chodzić na Triduum Paschalne, ma taki specyficzny klimat. Poranne rezurekcje w Wielką Niedzielę lubię bardziej niż pasterkę. Serio. Nie mam pojęcia, dlaczego. Jednak w tym roku nie poszłam. Zaspałam. Ustawiłam sobie budzik, ale pomyślałam: „a, jeszcze chwila”. Ta „chwila” trwała do ósmej, aż mama wstała. Olek się potem ze mnie śmiał, bo zarzekałam się, że pójdę i poległam.
Mój chłopak pytał mnie, czy mamy w domu jakieś tradycje wielkanocne. Pierwszy raz zaczęłam się nad tym zastanawiać. Zawsze wszyscy idziemy ze święconką. To jest jedyny dzień w roku, kiedy mój tata idzie do kościoła, więc to jak najbardziej tradycja. Czy poza tym coś jeszcze? Chyba nie. Od kilku lat rodzice kombinują z potrawami. Takie rzeczy jak biała kiełbasa, sałatka warzywna, czy nóżki (mięso w galarecie), to standard, ale wymyślają coraz to nowe obiady. W tym roku w niedzielę był kurczak pieczony na butelce, a w poniedziałek roladki schabowe (których nie jadłam, bo byłam u Olka). Żurek nie jest u nas obowiązkowy i w tym roku go nie było. U Olka natomiast bez żurku nie ma Wielkanocy. Tak samo bez domowego pasztetu z królika i własnej roboty chrzanu.
Śniadanie wielkanocne jedliśmy w czwórkę, a na obiad przyjechał Olek. Cieszył się, że w końcu mógł poznać moich rodziców.
- Teraz już jesteśmy prawie jak narzeczeństwo – szepnął, gdy zostaliśmy na chwilę sami.
- Chciałbyś. Dopóki nie zobaczę pierścionka, możesz się oblizać smakiem – zaśmialiśmy się.
Olek dogadał się z moim tatą i bratem. Z Pawłem mają żarty na tym samym poziomie, a taty serce zdobył umiłowaniem do muzyki lat osiemdziesiątych i nowinkami technologicznymi, którymi się zasypywali. Obaj bardzo się tym interesują. Mama jest moim chłopakiem wręcz zachwycona. Zapraszała go ponownie kilka razy, a do mnie potem żartowała, że mamy jej błogosławieństwo.
Następnego dnia wybrałam się do Skierniewic, do domu Olka. Zostałam przyjęta bardzo ciepło. Były obie jego siostry z narzeczonymi, przyrodnie rodzeństwo i mama. Brakowało tylko ojczyma, który jest ratownikiem medycznym i miał akurat dyżur. Na obiad podano tradycyjnego kotleta schabowego i bigos. Podobało mi się, że nie wymyślano na siłę czegoś specjalnego, tylko zachowano tradycję rodzinną. Mama Olka, chociaż z pozoru trochę chłodna, bardzo mnie polubiła.
- A mówił ci już o weselu? – Zapytała w którymś momencie Gabrysia, jedna z bliźniaczek.
- Jakim weselu? – Spojrzałam pytająco na Olka.
- Dzięki – jęknął. – Chciałem ją sam zaprosić.
- To zrób to.
Chłopak westchnął.
- Gabrysia wychodzi za mąż w czerwcu i chciałbym, żebyś poszła ze mną na wesele.
- Musisz być! To będzie wesele z prawdziwego zdarzenia! – Ekscytowała się blondynka.
- Z przyjemnością – uśmiechnęłam się nieśmiało. – Bardzo dziękuję za zaproszenie.
Po obiedzie usiedliśmy przy kawie i cieście, a siostry Olka obsiadły mnie z każdej strony i plotkowałyśmy. Asia przyznała mi w tajemnicy, że lubi mnie dużo bardziej niż Natalię – byłą Olka. Zapytałam czternastolatkę, jaka ona była, ale machnęła tylko ręką i skomentowała, że lepiej, jak nie wiem. Gabrysia natomiast zdradzała mi szczegóły ślubu: opowiadała o przygotowaniach i podpowiadała, gdzie czego szukać na wesele (jakby mnie to dotyczyło). Złapałyśmy świetny kontakt. Zapytałam ją, jak Adam jej się oświadczył.

Byliśmy razem od wakacji przed trzecią klasą liceum. Od początku czułam, że kiedyś za niego wyjdę. Czasem rozmawialiśmy o ślubie, dzieciach, ogólnie o wspólnym życiu. Potem poszłam a studia, on do pracy. Cały czas snuliśmy plany na przyszłość. Zdarzało nam się wybierać meble do pokoi, zaproszenia ślubne i takie tam. Zaręczyny, powiem szczerze, były tylko formalnością. To znaczy dopiero wtedy zaczęła się „weselna gorączka”, bo wcześniej to były tylko takie marzenia.
Adaś zabrał mnie na przejażdżkę samochodową w naszą szóstą rocznicę. To było pod koniec sierpnia. Zaskoczył mnie, bo okazało się, że przygotował dla nas piknik. Sam zrobił jedzenie, kupił też dla mnie ulubione wino i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie zaczął padać deszcz. Nie mieliśmy się gdzie schować, bo samochód zaparkowaliśmy daleko, więc zebraliśmy szybko wszystkie rzeczy w jedno miejsce. Tańczyliśmy i śmialiśmy się, a w pewnym momencie zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili on przerwał, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział, że kocha mnie od sześciu lat, każdego dnia coraz mocniej i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Razem ze mną wszedł w dorosłość i ze mną chce przez nią przejść, aż do starości, a potem śmierci. Chce ze mną zamieszkać, kochać się i żyć.
Przyklęknął i wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
Byłam w totalnym szoku.
- Gabrielo, czy wyjdziesz za mnie? – Zapytał zupełnie poważnie.
- Oczywiście! – Nie dałam mu czekać nawet sekundy. Rzuciłam mu się na szyję, a on uścisnął mnie mocno i założył pierścionek na palec.

Gabrysia, opowiadając tę historię, miała łzy w oczach. Ścisnęła mocno rękę swojego narzeczonego, który w trakcie do nas dołączył. Na koniec spojrzeli na siebie i pocałowali. Odwróciłam wzrok, chciałam dać im trochę prywatności. Napotkałam na wpatrzone we mnie oczy Olka. Podszedł i usiadł koło mnie na kanapie. Cmoknął w skroń i szepnął: „kocham cię”. Odpowiedziałam tym samym i wtuliłam się w jego ramię.

Być może kiedyś nadejdzie dzień, w którym to on mi się oświadczy. Na razie nie wiem, czy chcę z nim spędzić życie. To znaczy na tą chwilę bym chciała, ale nie wiadomo, co los przyniesie. Być może skrywa coś, co wyjdzie po latach i będę tego żałować?
Wiem, wygląda to jakbym była pesymistką… Ale ja jestem realistką. Marzę o ślubie i życiu u jego boku, ale zdaję sobie sprawę, że znamy się zbyt krótko, żeby podejmować takie decyzje. Cały czas mam też w głowie fakt, że planował oświadczyć się Natalii. Powiedział mi o tym po ich zerwaniu. Wierzyłam, że kocha mnie równie mocno jak ją, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy ta myśl mi dyndała.
Zresztą, o czym tu mowa, mamy po dwadzieścia lat!


Tą Wielkanoc uważam za bardzo udaną. Z uśmiechem na twarzy zasypiałam w poniedziałek, dziękując Bogu za piękne i radosne święta. Sonia napisała mi SMS-a, że oficjalnie wrócili do siebie z Mikołajem i myślą o wspólnym mieszkaniu. Resztę obiecała opowiedzieć nazajutrz, bo wyruszała właśnie w drogę powrotną do Kwidzyna. Więc nie tylko dla mnie to były wspaniałe święta.
fot. Sandra Czarniecka
~ * ~
Święta, święta i po świętach... Tyle się zawsze czeka, planuje, przygotowuje, a one bęc... i mijają nie wiadomo kiedy. Ale tak to już jest ;) Mam nadzieję, że spędziliście je dobrze, najedliście się i z radością wróciliście do obowiązków (yhm :D).
Trzymajcie się ciepło, bo z tą pogodą to nic nie wiadomo :P
Buziak :*

czwartek, 24 marca 2016

30. Pasja

Obecnie w prawie każdym magazynie i na każdym blogu tematem numer jeden jest „zmień swoje życie na wiosnę”. Zacznij biegać, odśwież szafę, wyremontuj mieszkanie, jednym słowem – najlepiej zmień wszystko! Po części to rozumiem. Ja sama budzę się na wiosnę do życia i mam większą motywację do czegokolwiek. Z drugiej strony to jest jak z postanowieniami noworocznymi – jeżeli nie możesz się zebrać ot tak, to nigdy tego nie zrobisz.
Nadal poszukiwałam swojej pasji. Przeglądałam różne strony w Internecie i gazety w poszukiwaniu inspiracji.
- Ty robisz to za bardzo na siłę – skomentowała Monika. – Daj sobie czas, zajmij się czymś innym, bo już obsesji dostajesz.
Miała rację, dobrze to wiedziałam. Ale nie dawało mi to spokoju i dalej robiłam swoje.
W końcu wpadłam na pomysł, żeby spisać sobie listę pytań, które zadałabym komuś, gdybym chciała mu pomóc w tej kwestii. Taka osobista terapia: postawić się na czyimś miejscu i zastanowić jako osoba trzecia. A nuż, widelec się uda!

1. Co lubisz robić najbardziej?
2. Co Cię uspokaja?
3. Co robisz, gdy jesteś zła/przygnębiona?

1. Pisać, słuchać muzyki, jeździć na rolkach, spacerować, odkrywać nowe miejsca, gotować, czytać książki i blogi.
2. Spacer! Zmywanie naczyń, gotowanie.
3. Idę na spacer.


Wnioski? Powinnam się zająć zawodowym chodzeniem na spacery. Więcej pytań nie mogłam wymyślić… Miałam jakąś blokadę… Chyba faktycznie dostawałam obsesji!
A tak całkiem poważnie…
Monika zerknęła na moją listę.
- Czemu nie zajmiesz się gotowaniem? Skoro cię to uspokaja… Czytaj, oglądaj kulinarne programy, eksperymentuj!
Nadal nie byłam przekonana…
Ach, kobiety!

Z moim gotowaniem było tak, że zaczęłam w wakacje przed liceum. Tata kazał mi i Soni na zmianę gotować obiady. Nie mogłyśmy wyjść z domu dopóki obiad nie był zrobiony. Sonia oczywiście jawnie się buntowała i potrawy nie zawsze jej wychodziły. Najczęściej (zupełnie nieświadomie) albo coś przesoliła, albo o czymś zapomniała i tego nie dodała. W końcu tata się wkurzył i nie chciał już jeść jej „dzieł”. Uznał, że robi to specjalnie i nie potrzebuje jej łaski. Ze mną było trochę inaczej. Nie buntowałam się, posłusznie gotowałam i prawie zawsze mi wychodziło. Jeśli coś było nie tak, tata mówił mi to na osobności. Jak Sonia się o tym dowiedziała, była bardzo zawiedziona, bo jej błędy były wytykane przy wszystkich w domu.
Odkąd moja siostra mieszka sama, kombinuje z jedzeniem, próbuje nowe przepisy i stała się świetną kucharką. Myślę, że zawsze nią była, tylko buntownicza natura brała górę nad umiejętnościami. Ja odkąd jestem na studiach, też gotuję więcej i różnorodniej. Czasami mi się nie chcę i zrobię zwykłe kawałki piersi kurczaka w przyprawach, do tego makaron, jakieś warzywko i mam obiad. W domu nigdy bym czegoś takiego nie podała! Ale Olek uwielbia wszystko, co robię. Często się zastanawiam, czy nie chce mi powiedzieć prawdy, czy naprawdę mu wszystko smakuje. Dlatego powiedziałam, żeby mówił, gdy coś jest nie tak, bo to dla mnie nauka. Na razie nie zgłaszał obiekcji.
Dlatego właśnie nigdy nie myślałam o gotowaniu jak o swojej pasji. Robiłam to dla ludzi, których kocham, zawsze wkładałam w to serduszko i dawałam radę.
Gdy przyjechałam do domu na Wielkanoc i zrobiłam któregoś dnia zupę ogórkową, tata powiedział mi po cichu, że to najlepsza ogórkowa, jaką kiedykolwiek jadł. Urosłam w jego (i swoich też) oczach! Właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, że to gotowanie może być moją pasją.
Swoimi myślami podzieliłam się z Moniką i z Olkiem.
Nareszcie! Myślałam, że nigdy nie zmądrzejesz! – Napisała moja przyjaciółka. – Wiem, że martwiłaś się, że nie umiesz takich wyszukanych rzeczy i w ogóle, ale stopniowo się nauczysz. Oglądaj dużo programów kulinarnych, rób notatki, interesuj się! Ja też Ci służę radą, jak będziesz potrzebowała! :*
Z kolei Olek napisał, że cieszy się, że będzie jadł coraz lepiej. Chociaż i tak dla mnie jesteś najlepszą kucharką – dodał.
Zwykłe rzeczy możemy robić tak niezwykle, że staniemy się mistrzami w prostym fachu. Po co szukać wyszukanych pasji? Nie każdy jest stworzony do rysowania piaskiem, jeżdżenia na jednokołowym rowerze, czy szydełkowania. Trzeba wziąć pod uwagę swoje możliwości. Ja nie jestem cierpliwym człowiekiem, dlatego te rzeczy, które wymagają poświęcenia zbyt wiele czasu, nie są dla mnie - powiedzmy to sobie szczerze.

Możliwości w kuchni są nieograniczone! Zależnie od chęci, nastroju, możliwości, mogę robić proste, ale i skomplikowane rzeczy. Jak zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać – gotowanie naprawdę uwielbiam i chcę się temu bardziej poświęcić.
źródło: We ❤ it

~ * ~
Doszłam do wniosku, że odkąd dziewczyny sprawdzały mi teksty, rozleniwiłam się i sama dokładnie ich nie czytałam. Przed świętami nie zawracam głowy moim korektorkom, stąd czytałam ten rozdział kilka razy i na nowo odkryłam, jaką sprawia mi to frajdę! Przy okazji dziękuję mojemu bratu, który też poświęcił mi swój czas i pomógł w sprawdzaniu.
Niewiarygodne, ale to już trzydziesty rozdział! Minęło 173 dni od pierwszego posta, a bloga wyświetliliście już ponad 4,5 tysiąca razy! Dziękuję Wam! :* Jesteście najlepszą motywacją!

poniedziałek, 21 marca 2016

29. Wiosna !.

Jest sześć rzeczy, które uwielbiam najbardziej na świecie.
1. Jak Olek całuje mnie po szyi.
2. Próbowanie nowych gatunków herbat.
3. Jak budzi mnie poranne słońce.
4. Zapach kokosa.
5. Jeżdżenie na rolkach.
6. Nadchodząca wiosna.

Kiedyś moją ulubioną porą roku było tylko lato. Nadal je kocham, ale wiosna ma w sobie coś magicznego. Po zimnych i ponurych porankach zaczynają się piękne wschody słońca, dzień robi się coraz dłuższy i człowiekowi aż chce się żyć! Uwielbiam obserwować rosnące pąki na drzewach czy pierwsze krokusy. Nie mogę się nasłuchać śpiewu ptaków, który od razu mnie rozczula. Idealny poranek? Wschód słońca na balkonie, zielona herbata, krzesło i kocyk oraz świergot skowronka. Na balkon jeszcze za wcześnie, ale przy otwartym oknie, przy śniadaniu, gdy słyszę ten śpiew, nie potrzeba mi nic więcej. W ostatnią sobotę zrobiłyśmy sobie z Moniką „śniadanie mistrzów”. Kupiłam świeże bułki, wędlinę i warzywa, a ona zrobiła pastę z ciecierzycy z koperkiem (mistrzostwo!). Nie ma nic lepszego niż celebrowanie pięknego poranka z najlepszą przyjaciółką. Stworzyłyśmy nawet naszą playlistę „muzyki śniadaniowej” i co tydzień będziemy tak spędzać soboty do południa.
Jestem wielką romantyczką. Zachwycam się naturą i uśmiecham sama do siebie, gdy widzę na gałązkach puszczające listki. Wiosną nawet muzyki w słuchawkach nie bardzo chce mi się słuchać, bo wolę wsłuchać się w otoczenie, w śmiech dzieci, które wychodzą w końcu z domów i biegają po placu zabaw.
Chciałabym zostać fotografem. Marzyłyśmy o tym od dziecka z Sonią. Ale różnimy się z siostrą tym, że ona nie wstydzi się po prostu stanąć i zrobić zdjęcia jak jej się coś podoba. Ja potrzebuję kogoś obok, żeby nie czuć się głupio. Dlatego nie będzie ze mnie fotografa, nie oszukujmy się. Moja siostra natomiast planuje kupić lustrzankę i to praktycznie na dniach. Pozbierała się wraz z pierwszymi cieplejszymi dniami i postanowiła zrobić coś ze swoim życiem. A zmiany chce zacząć od kupienia aparatu, przyjechania do mnie i założenia bloga. Tłumaczyła, że czyta ich tak dużo, a czegoś jej jeszcze w sieci brakuje. I tak ma mnóstwo czasu, wiele pomysłów i smykałkę do pisania, więc czemu nie. Ja na swoim blogu nadal umieszczam raz na jakiś czas pojedyncze opowiadanie, ale nie wróżę długiej przyszłości tej stronie. To chyba nie jest dla mnie.
Ale właśnie, co jest właściwie dla mnie? Chyba co roku na wiosnę próbuję coś zmienić w swoim życiu. Mam wtedy zapał i ochotę. Oczywiście do czasu. Pierwszy zryw jest fajny, ale potem pojawia się uczucie rutyny i „cały misterny plan w…” wiadomo. Sonia jest lepsza w te klocki. Łatwiej jej przychodzą zmiany i dłużej się utrzymuje przy nich, jeśli nie wprowadzi ich całkowicie w życie.
- Zaczęłabym biegać – palnęła któregoś wieczoru Monika. Przeglądała właśnie jakiegoś bloga o bieganiu i zachciało jej się kolorowego stroju i modnych butów.
- Po co? Masz świetną figurę – skomentowała Klaudia.
- Dla rozrywki. Dla pasji. Nie wiem, po prostu, bo chcę.
- Nie można mieć wszystkiego…
- Ty tak twierdzisz – odgryzła się. – Ja mam wszystko, czego chcę.
To prawda. Ale Monika różni się tym od innych ludzi, że wyznacza sobie tylko realne cele i ciężko na nie pracuje. Nie poddaje się. I nie zaczyna, jeśli z góry widzi, że to nie ma szans na sukces, bo nie sprzyjają jej czynniki zupełnie od niej niezależne.
- Dobrze ci – jęknęła Ruda.
- Gdybyś tylko chciała, też byś miała wszystko. Ale lepiej założyć z góry, że ci się nie powiedzie albo poddać się przy pierwszej lepszej okazji.
Miała całkowitą rację. Niby to wiedziałam, ale nadal nie miałam motywacji do czegokolwiek. Może po prostu nie znalazłam jeszcze takiej prawdziwej pasji, która by mi się nie znudziła i chciałabym ją rozwijać. Podzieliłam się tymi myślami z Moniką. Powiedziała, żebym nie była dla siebie taka surowa i wciąż szukała. Nie każdy odkrywa w sobie pasję w wieku dziesięciu, piętnastu a nawet dwudziestu lat. Ważne jest, żeby szukać, próbować, doświadczać, mylić się i odkrywać na nowo.
- To nie miłość, żeby na nią czekać – podsumowała.
Wróciłam do mojego notesu z zapisem postanowień noworocznych. Minęły już ponad trzy miesiące nowego roku, a jedyne co mi się udało to to, że nie zaprzyjaźniłam się z żadnym chłopakiem i w miarę czytam na bieżąco rzeczy potrzebne na zajęcia. Ostatnio mieliśmy kolokwium z nowel pozytywistycznych i prawie wszystkie przeczytałam. Prawie, bo zaczęłam chyba trzy czy cztery dni przed kolokwium, a dwie były dosyć długie. No, i ciągle się rozpraszałam. Książek o pisowni polskiej nie ruszyłam, na zwiedzanie Lublina było jeszcze za wcześnie, bo było zimno. Marzenia nie spełniłam, bo nawet nie jestem w stanie go sprecyzować, a zainteresowania, w którym stałabym się ekspertem nie mam. Ale na swoją obronę mam to, że realizuję postanowienie o korzystaniu z każdego dnia. Co wieczór się modlę i szczerze dziękuję za każdy dzień, za osoby, które mam i za moje życie. Nie jest idealne, nikogo takie nie jest, ale moje jest na tyle wspaniałe, że potrafię się nim szczerze cieszyć.
Nadal szukam. Szukam pasji, szukam zajęcia, zainteresowania. Nasze życie to nieustanne poszukiwanie. Szczęścia, miłości, przyjaciół, czy właśnie pasji. Los i tak mnie hojnie obdarował, bo studiuję to, co chciałam i nie zniechęca mnie to (jak Martę), mam świetnego chłopaka (a Klaudia nadal nie bardzo wie na czym stoją z Kamilem), przyjaciół i w miarę normalne kontakty z rodzicami. „W miarę”, bo mogłoby być lepiej, ale lepiej takie niż żadne, jak w przypadku mojej siostry.

Być może tej wiosny będzie inaczej i jak coś sobie postanowię to tego dotrzymam…
fot. Sandra Czarniecka
~ * ~
Nareszcie wiosna! Moje odczucia są identyczne jak Majki: uwielbiam wiosnę i cieszy mnie każdy jej zwiastun. Nie mam takich egzystencjalnych problemów, bo moją pasją jest pisanie i temu się poświęcam. :) Ale Majka też niedługo zrozumie, co jest dla niej ważne. ;) Może dzięki mi i Wam uda się odnaleźć pasję? Następny rozdział będzie właśnie temu poświęcony.
Dobrego tygodnia! :*

piątek, 18 marca 2016

28. Dowód miłości

Każdy w którymś momencie związku ma wątpliwości. Kiedy mija pierwsze oczarowanie, odkrywamy wady tej drugiej osoby i zastanawiamy się, czy to faktycznie to. Nie oszukujmy się, każdy tak ma, chociaż przez krótką chwilę. Ja co prawda te wątpliwości miałam podczas okresu, kiedy byłam bardzo rozchwiana emocjonalnie, a Olek wkurzył mnie, bo nie zadzwonił jak obiecał. Poszedł z kumplami na piwo i jak wrócił to miał zadzwonić, albo chociaż napisać. Nie zrobił tego, przez co się pokłóciliśmy. To była najgłupsza kłótnia ever, ale przez głowę przelatywały mi różne myśli. Nawet nie będę o nich pisać, bo aż wstyd… Dzisiaj znowu jestem w nim szalenie zakochana i nie wyobrażam sobie lepiej pasującej do mnie „połówki”.
Ostatnio spotkałam się z Gosią, która opowiedziała mi o swoim problemie. Nie wiem, dlaczego ludzie tak chętnie mi się zwierzają. Czasem myślę, że minęłam się z powołaniem i powinnam zostać psychologiem, albo jakimś couchem. Zaraz potem przypominają mi się moje koleżanki z psychologii i to jak się uczą po nocach w ciągu roku i mi się odechciewa. Wolę pomagać przyjaciołom niż brać na barki jeszcze problemy obcych. Ale do rzeczy.
Gosia zadzwoniła do mnie w ostatnią niedzielę i zapytała, czy możemy się spotkać. Byłam umówiona z Olkiem, ale nie miał nic przeciwko, żebym z nią gdzieś poszła. Spotkałyśmy się więc na Krakowskim Przedmieściu i poszłyśmy przejść się po Starym Mieście. Najpierw pytała co u mnie i takie tam, ale widziałam, że coś zaprząta jej myśli.
- … i po tym zadzwonił do niej i do tej pory się spotykają. Chyba nasza Klaudia się w końcu ustatkuje – zakończyłam historię Rudej i Kamila. – Ale nie mówmy o mnie. Opowiadaj, co cię gryzie.
Westchnęła. Widać było, że jej ciężko i bije się z myślami. Usiadłyśmy na ławce przy schodach pod Zamkiem. Gosia najpierw popatrzyła przed siebie, a potem zaczęła opowieść.
- Spotkałam się ostatnio z moim przyjacielem, Olafem. Rozmawialiśmy o naszych związkach i takie tam. Mam do niego ogromne zaufanie, znamy się praktycznie na wylot. Zapytał jak nam się wiedzie i takie tam – Gośka często powtarza „i takie tam” zamiast rozwinąć wypowiedź. – I zapytał o sprawy łóżkowe. Co prawda nie mamy jeszcze takich spraw, no ale nie ukrywam, że coś tam się między nami dzieje. Oboje jesteśmy dorośli, nie widzę w tym nic złego…
- Ja raczej też. Przecież wiadomo, że nie będziecie w szachy grali – wzruszyłam ramionami.
Jak byłam młodsza miałam inne podejście. Nie dałabym się dotknąć chłopakowi wcześniej niż po pół roku. Teraz to jest naturalna rzecz. Myślę, że nie da się za bardzo kontrolować, jak sytuacja staje się gorąca.
- No, i Olaf bardzo się zdziwił, że dochodzi między nami do „takich” rzeczy po dwóch miesiącach związku.
- To macie wyznaczyć sobie datę w kalendarzu kiedy zaczniecie się pieścić, bo to będzie „odpowiedni czas”? Proszę cię – prychnęłam.
- Już nawet nie chodzi o to. On widzi zło ze strony Adriana, że sobie na to pozwala. Mało tego! Zaczął mnie wypytywać, jak się zachowuje wobec mnie i tak dalej. Ok, Adrian jest może trochę… zamknięty w sobie i nie jest takim romantykiem jak ja, ale kocha mnie. Mówi mi o tym, a ja to po prostu czuję. Ale pod wpływem gadki Olafa zaczęłam mieć wątpliwości… Bo widzisz, ja wiem, że on pracuje i takie tam, ale gdyby tylko chciał, mógłby wygospodarować trochę więcej czasu dla mnie… Czytałam, że faceci nie lubią wielkich słów i wolą okazywać w drobnych rzeczach swoją miłość. Przeanalizowałam sobie wszystko i szczerze mówiąc… nie wiem już sama… Rozmawiałam o tym jeszcze z moją przyjaciółką, z którą spotkaliśmy się kilka razy i ona widziała, jak się Adrian zachowuje i takie tam. Powiedziała, że może nie zna go za dobrze, ale nie widać po nim, żeby mnie kochał.
Gośka była bliska płaczu. Wkurzało mnie, jak ktoś się wcinał do czyjegoś związku. Ja wiem, że ktoś z boku jest bardziej obiektywny, ale to nie daje mu prawa do takiej ingerencji!
- Z kolei druga moja kumpela twierdzi, że on po prostu taki jest i jeśli go kocham, powinnam go takiego zaakceptować.
- Zatem na czym polega twój problem? – Chciałam ją dokładnie zrozumieć.
- Z jednej strony powtarzam sobie, że go kocham i akceptuję. Z drugiej strony chciałabym, żeby było widać, że mnie kocha…
- Ale ty chcesz, żeby inni to widzieli? Jesteś z nim na pokaz?
- Nie! Nie o to chodzi! Ja też bym chciała to widzieć…
- A nie widzisz? Kompletnie? Kto pierwszy powiedział „kocham”?
- On.
- Myślisz, że powiedziałby to, gdyby tego nie czuł?
Nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi rękawiczkami, więc zaczęłam swój wywód.
- Po pierwsze uważam, że za dużo osób dopuszczasz do swojego związku. Każdy, z kim będziesz rozmawiała na ten temat, powie ci co innego. Każdy będzie miał jakiś swój punkt widzenia i zwariujesz jak zaczniesz wszystko to analizować. Posłuchaj, jeśli od początku widziałaś, że nie jest romantyczny albo zamknięty w sobie, a mimo to z nim jesteś, to chyba zauważyłaś inne cechy, które ci się w nim podobają, prawda?
Kiwnęła głową.
- Owszem, faceci okazują miłość przy pomocy drobnych gestów – kontynuowałam. - Chyba że jest to mój Olek, który powtarza mi „kocham cię” kilkanaście razy dziennie i drobne gesty to u niego norma, dzięki czemu nie mam wątpliwości. Ale jak już tak wszystko analizujesz to spójrz na niego przychylnym okiem i na pewno dostrzeżesz coś, co cię utwierdzi w fakcie, że cię kocha. Twój przyjaciel może i się o ciebie martwi czy coś tam, pewnie jest mega romantykiem i ideałem przy okazji – oczywiście trochę ironizowałam. - Ale nie możesz mierzyć każdego jedną miarą. Jeśli chcesz mieć chłopaka, który ci będzie wstawiał słodkie posty na fejsie, nosił cię na rękach i obnosił się ze swoją miłością przed całym światem, to lepiej od razu poszukaj innego. Zaoszczędzisz sobie i jemu nerwów.
- Ale to jego kocham! – Obruszyła się. O to mi chodziło. Musiała zrozumieć tą prostą rzecz.
- To kochaj go takiego jaki jest! Z wadami, bo sama nie jesteś idealna. Możesz z nim porozmawiać. Powiedz, że chciałabyś większego zaangażowania z jego strony, bo jesteś kobietą i chcesz się czuć wyjątkowa. Ma ci mówić, że jesteś piękna, że świetnie gotujesz, że kocha cię najmocniej na świecie, bo jest twoim chłopakiem! Ale powiedz mu to! On się nie domyśli, to jest facet!
- On mi nie mówi komplementów…
- Domyśliłam się, skoro brakuje ci dowodów miłości. Myślę, że jak mu delikatnie zwrócisz na to uwagę, on to zmieni. Czasami nie jesteśmy czegoś świadomi i nie domyślimy się, jeśli ktoś nam tego nie powie. Jesteście parą, więc musicie rozmawiać, żeby wam obojgu było dobrze. To nie jest egoizm, bo jak będziesz to dusić w sobie to i na nim to się kiedyś odbije. Na przykład jak mu zrobisz dziką awanturę, bo nie pochwalił twojej sukienki. I przestań każdemu opowiadać o swoich problemach, a już w związku przede wszystkim. Podeślę ci odcinek mojego ulubionego serialu z czasów podstawówki. Nie musisz wiedzieć kto z kim i o co chodzi ogólnie, ale jest kilka mądrych rzeczy, które powinnaś sobie wziąć do serca. To wasz związek i tylko wy wiecie, czy do siebie pasujecie.
Aż zaschło mi w ustach od tego monologu. Wciągnęłam powietrze i spojrzałam oczekująco na Gosię. Ta przetwarzała chwilę, po czym przyznała mi rację.
- Wszystko co mówisz ma sens. Za dużo ludzi chciałoby ingerować w moje życie.
- Tylko tyle wyniosłaś z mojego przemówienia?
- Akceptuję go, naprawdę. Kocham go i nie będę już szukać fikcyjnych problemów.
- I porozmawiaj z nim, serio. Powiedz mu szczerze co ci leży na serduchu, a on, jeśli jest kumaty, zrozumie to i postara się zmienić.
- Jesteś kochana – objęła mnie. – Dziękuję.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam pomóc.
- Stawiam ci kawę, chodź – złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

Owy serial, który jej poleciłam to Gwiazda od zaraz i chodziło mi o drugi odcinek czwartego sezonu. Główna bohaterka wpierała swojemu przyjacielowi, że nie pasują ze swoją żoną do siebie. Dopiero, gdy jej kumple zaczęli gadać o niej i jej facecie, zrozumiała, że nie liczy się jakie kto ma zdanie o naszym związku.

Bez względu na to, czego oczekujecie od dwojga ludzi, nie wiecie co się między nimi dzieje, gdy są sami. Jedynymi osobami, które wiedzą, czy dwoje ludzi do siebie pasuje, są ci dwoje.

Prawdziwy związek tworzy się wtedy, gdy nikt nie patrzy. Gdy przeżywa się intymne chwile z ukochaną osobą.

I cudowna piosenka Deeper w tle…
~ * ~
Ostatnio dziękowałam wszystkim za wyświetlenia, komentarze i prywatne wiadomości. Oczywiście nadal dziękuję, ale są osoby, które w podziękowaniach trochę zaniedbałam! A chodzi o moje dwie wspaniałe korektorki: Olę i Justynę, które służą swoją wiedzą i bystrym okiem i wyłapują moje przeoczenia, Dziewczyny, dziękuję za to, co dla mnie robicie! :) :*
Na dzisiaj tyle, udanego weekendu Wam życzę! :)

wtorek, 15 marca 2016

27. Dzień Wyjątkowy

Jest jeden taki dzień w roku, kiedy kobiety są szczególnie doceniane. Kiedy obsypane kwiatami mają piszczeć z radości, a następnego dnia wrócić do rzeczywistości. Mowa oczywiście o Dniu Kobiet. Panowie w nawale pracy przypominają sobie o swoich ukochanych, kupują im kwiaty albo, choć wiedzą, że są na diecie, czekoladki.
Za sprawą Olka tegoroczny Dzień Kobiet był wyjątkowy. Przede wszystkim dlatego, że obchodziliśmy to święto dzień wcześniej. Tak, kupił mi kwiaty siódmego, a nie ósmego.
Wróciłam z uczelni i byłam trochę zmęczona. Bolała mnie głowa, dostałam okresu, a i pogoda dawała się we znaki. Lało, było zimno, a ja zobojętniałam na wszystko. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu, kakałku i kołderce…
Gdy po części zrealizowałam swój plan (brakowało tylko kakałka, ale byłam senna i nie chciało mi się go robić), zadzwonił Olek.
- Cześć, skarbie – przywitał się jak zwykle. – Jak tam?
- Właśnie się położyłam. Głowa mi pęka, dostałam okresu i nie mam nic na obiad.  Jest świetnie – zakończyłam ironicznie.
- Tyle nieszczęść na nar – zaśmiał się. – Mogę ci jakoś poprawić humor?
Zastanowiłam się chwilę.
- Jeżeli przyjdziesz, przytulisz mnie i zrobisz mi obiad – będzie idealnie.
Znowu go rozśmieszyłam. Obiecał, że zrobi zakupy i zaraz przyjdzie.
Czekając na niego, usnęłam. Śniła mi się stacja kolejowa, chyba w Warszawie. Stałam na peronie z Olkiem i z czegoś się śmialiśmy, kiedy po drugiej stronie torów zauważyłam Michała. Spoważniałam i patrzyłam na niego, a Olek jakby zniknął. Czułam jego obecność, ale go nie słyszałam. Michał miał dłuższe włosy niż wtedy, gdy go ostatni raz widziałam i patrzył na mnie z wściekłością (żadna nowość). Nadjechał pociąg. Taki stary, pomarańczowy, jeszcze z graffiti na ścianach. Próbowałam dopatrzeć mojego byłego przez szybę, ale jakby się rozpłynął. Pociąg ruszył i już prawie odjechał, kiedy poczułam kilka pocałunków na moich policzkach…
- Księżniczko – dobiegł mnie głos Olka. – Pora wstawać – znowu mnie pocałował.
Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się. Byłam w Lublinie, w swoim pokoju. Nie było Michała ani pociągu, tylko uśmiechnięta twarz mojego ukochanego. Uspokoiłam się nieco.
- Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej – mruknęłam i przyciągnęłam go do siebie.
Olek położył się koło mnie i zamknął w uścisku. Kołysał mnie chwilę, po czym pocałował w czoło i oznajmił, że coś dla mnie ma.
- Co dobrego ugotowałeś?
- Zrobiłem sos meksykański z ryżem, ale nie o to chodzi – sięgnął za siebie i z podłogi podniósł bukiet tulipanów.
- Dzień Kobiet jest jutro – powiedziałam z wyrzutem.
- Jutro jest komercyjne święto. Dzisiaj nie ma okazji i dlatego dostajesz ode mnie kwiaty. Żebyś poczuła się wyjątkowa bez względu na kartkę w kalendarzu.
Olek jest spełnieniem marzeń każdej romantyczki. Sama bym lepiej nie ujęła tego, co on czasem mówi. Zastanawiam się nierzadko, czym zasłużyłam sobie na takiego wspaniałego chłopaka. Z drugiej strony wiem, że brzmi to w stylu „rzygam tęczą”, ale nie obchodzi mnie to.
- Mówiłam ci kiedyś, że nie mogłabym nawet wymarzyć sobie lepszego chłopaka?
- O, tego nie było. Powiedz to.
- Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego chłopaka – wyszeptałam i pocałowałam go czule.
Następnego dnia sprezentował mi Merci. „We właściwy Dzień Kobiet – wszystkiego najlepszego! Kocham Cię ;*” – widniało na dołączonej karteczce. Żeby było ciekawiej, zostawił to na moim stoliku, gdy mnie nie było.
- Twój Olek to ideał – skomentowała Klaudia. – Mam nadzieję, że Kamil choć w połowie się taki okaże.
Klaudia i Kamil piszą ze sobą niemal non stop, chyba że chłopak jest w pracy. Spotykają się rzadziej, bo on mieszka z babcią i musi się nią opiekować. Był już u nas raz i nie dał po sobie poznać, że się znamy. Wymieniliśmy dyskretne, znaczące uśmiechy, ale nie pisnęliśmy słowa Klaudii. Generalnie facet był naprawdę miły i może jeszcze nie było widać między nimi głębokiego uczucia, ale dogadywali się i wyraźnie mieli się ku sobie.
- Spotkacie się dzisiaj? – Zapytałam ją.
- Nie mam pojęcia, na razie niczego nie planuję.
Dorian podarował Monice cały koszyk tulipanów. Miał skłonność do przesady, to mu trzeba przyznać. Ale Monice to bardzo pasowało. Czuła się wyjątkowa i niech tak zostanie.
Przed południem zadzwoniła do mnie rozemocjonowana Sonia.
- Dostałam kurierem bukiet róż! – Krzyknęła od razu po moim „słucham?”.
- Od kogo?
- W tym problem. Nie podpisał się.
- A sprawdzałaś, czy jest bilecik?
- Jest. „Dla najpiękniejszej, najwspanialszej i najbardziej wyjątkowej kobiety na świecie” – przeczytała. – Jak myślisz, to od Mikołaja?
- Mnie pytasz? Ja nie wiem, z kim ty się tam prowadzasz!
- Tylko on mi przychodzi na myśl.
- A może Damian?
- Damian ma chyba jakąś laskę. Nie chce za bardzo opowiadać, ale wyczuwam, że ktoś się pojawił.
- Ostatnio jak czułaś, że będzie na zawsze z Alicją, zerwał z nią dla ciebie. Nie ufam twojemu przeczuciu.
- Tym razem jest inaczej! Mówię ci!
- Ok, więc tylko Mikołaja podejrzewasz. Pozostała kwestia – którego?
- No przecież nie Sąsiada! Z nim wymieniam tylko uprzejme „cześć” i nic więcej. Z resztą już nawet nie pamiętam jak to było, jak on był obecny w moim życiu.
- Szybko – skwitowałam z przekąsem. – W ogóle pamiętasz, że był?
- Pamiętam, nie przejmuj się. Ale jest mi już obojętny.
Nie oceniajcie źle mojej siostry, widocznie Sąsiad nie był dla niej tak ważny, jak Były. Trudno teraz o nim mówić per „Były”, ale tylko wtedy wiadomo o kim mowa.
- Co z tym zrobisz?
- Nie mam pojęcia. A ty co byś zrobiła?
- Wstawiła do wazonu, bo zwiędną.
- Bardzo śmieszne.
Od razu powiem, jak zakończył się wątek tajemniczego wielbiciela Soni. Zadzwonił do niej Damian z życzeniami. Pochwaliła mu się podczas rozmowy, że dostała bukiet kwiatów i podejrzewa, że to od Mikołaja. Jej przyjaciel nic nie powiedział, tylko się szybko pożegnał i rozłączył. Wieczorem Sonia dostała kolejny bukiet, tym razem podpisany. „Moje życie bez Ciebie nie ma sensu. Moim największym marzeniem jest, abyś była moją Kobietą. Kocham Cię. Mikołaj”. Sonię totalnie zamurowało, kiedy domyśliła się, że pierwszy bukiet dostała od przyjaciela. Było jej wstyd i nie zadzwoniła tego wieczora do niego, żeby przemyśleć co mu powiedzieć. Rano odczytała od niego maila. Był tam tylko jeden plik muzyczny. Piosenka One Direction – Love You Goodbye. Wymowny [tekst] rozwiązał zagadkę, a Sonia musiała pożegnać się z przyjacielem, którego zmęczyło bycie na drugim miejscu w jej życiu.
Nie wiem czy bardziej mnie bolało jak wtedy odszedł Mikołaj, czy teraz Damian – napisała mi.
Z jednej strony było mi jej szkoda, bo Damian, moim zdaniem, był najlepszym co ją w życiu spotkało. Z drugiej strony tyle go zwodziła, że nie dziwię się, że w końcu dał sobie spokój. Kocham moją siostrę, ale do facetów to ona nie ma najlepszego podejścia.

Dwa dni później, na Dzień Mężczyzn, kupiłam Olkowi ptasie mleczko, zrobiłam jego ulubione spaghetti i zabrałam na długi spacer. Może nie był to szczyt wyjątkowości, ale Olek i tak dziękował mi ze sto razy za cudowne popołudnie.

Myślę, że największe rzeczy kryją się w tych małych. Wielkie obietnice w małych dowodach. Duże słowa w małych gestach. Ogromne uczucie w krótkich spojrzeniach. To dotyczy miłości, ale i prostych spraw codziennych. Nie pozwólmy, żeby wyjątkowość dnia codziennego zaginęła gdzieś w dążeniu do perfekcyjności dnia „świątecznego”. Miłe jest dostać prezent na jakąś okazję, ale jeszcze milej jest dostać go ot tak, bo ktoś o nas pomyślał, widząc go. Duże gesty szybko się znudzą, a proste, małe niespodzianki – nigdy.

fot. Sandra Czarniecka
fot. Sandra Czarniecka
~ * ~
Stuknęła kolejna setka, co mnie ogromnie cieszy! Dziękuję! :) Mam dzięki temu wenę i w tym tygodniu pojawi się jeszcze jedna część! :) Co najmniej jedna. ;) Buziaki :* :*

sobota, 12 marca 2016

26. Gdyby nie te okulary...

Rozczarowanie to nieodłączny element naszego życia. Nawet gdy sobie wmawiamy, że na coś nie liczymy, to i tak jest nam przykro, jeśli spotka nas zawód. W innych przypadkach dostajemy więcej niż się spodziewamy, a nasze oczekiwania wobec życia rosną. Każdy tak ma, nie oszukujmy się.
Po egzaminie poprawkowym miałam dwa dni wolnego, w czwartek zajęcia i potem weekend. Olek miał zajęcia i w czwartek, i w piątek. Jedynym czasem, którego nie spędziliśmy razem, były godziny na uczelni i noc. Poza tym cały czas albo ja byłam u niego, albo on u mnie. Tak było dopóki zajęcia nie zaczęły się na dobre, a Olek nie dostał zlecenia na zrobienie strony internetowej. Jakaś znajoma znajomej jego mamy szukała dobrego, ale taniego informatyka, który stworzyłby stronę jej sklepu. Olek bawi się w takie rzeczy i jest w tym naprawdę dobry, dlatego od razu przyjął zlecenie. Gra była warta świeczki, bo miał zarobić. Ale wiązało się to z tym, że nie miał dla mnie już tyle czasu, co wcześniej. Czasem jak do mnie przychodził to po prostu zasypiał na moich kolanach. I tyle z romantycznych uniesień. Wiem, że to chwilowe, ale po tym jak spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem, teraz mi się przykrzy bez niego.
Marta z Sonią mają problemy czysto egzystencjalne. Ta pierwsza myśli nad zmianą studiów, a ta druga nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem. Martę próbuję przekonać, że może to chwilowe, że w nowym semestrze któryś przedmiot bardziej ją zainteresuje. Ale ona się już poddała i nie czerpie żadnej przyjemności z dziennikarstwa.
- Kiedy dzwoni budzik to najchętniej bym cisnęła telefonem o ścianę, żeby mi nie przypominał, że muszę tam jechać. Do tego tak nie cierpię Majdanka, że sobie nie wyobrażasz… Wkurza mnie dosłownie wszystko związanego z tym kierunkiem. Nie wiem, co się stało, na pierwszym roku byłam względnie zadowolona, a teraz? Studiowałabym nawet matematykę, byle nie to!
- I co zamierzasz zrobić?
- Nie mam pojęcia… To znaczy na pewno po sesji letniej rezygnuję z dziennikarstwa. Zmarnowałam już dwa lata, więcej nie chcę. Ale przydałoby się znaleźć coś innego…
- Masz konkretny pomysł?
- Nie bardzo.
Jak w takich momentach pomóc człowiekowi? Kiedy sam nie wie, czego chce i oczekuje, że ktoś da mu receptę na własne szczęście. Nasze decyzje niosą za sobą pewne konsekwencje, które potem podobają nam się mniej lub bardziej. Pytałam Martę, co ją skłoniło do studiowania dziennikarstwa.
- Chciałam pisać do pism kobiecych, ale po drodze mam tyle beznadziejnych przedmiotów, że mam to w dupie – odpowiedziała mi dobitnie.
I co zrobić? Powiedziałam jej tylko, że ma sporo czasu, żeby przemyśleć, co chce robić i niech podejmie poważną decyzję, żeby znowu nie zmarnowała dwóch lat.
- To nie jest takie proste, jak ci się wydaje – oburzyła się trochę. – Niektórzy po czterech latach rezygnują, bo nagle uświadamiają sobie, że to, co robią jest bez sensu i nie chcą dalej w to brnąć. Nad tym się nie panuje, to się dzieje i już.
- Owszem, dzieje się, ale jeśli podejmujesz pochopną decyzję odnośnie studiów, to nie wymagaj cudów potem. Przeglądałaś chociaż program, wiedziałaś, co cię czeka?
Odwróciła wzrok i milczała.
- No właśnie. Ja też narzekam na edytorstwo, bo kurde tyle historii i innych pierdół, że mam dość czasami. Ale nie chciałabym studiować niczego innego, a poza tym czekam na drugi stopień, bo tam w końcu będzie to, czego chcę. Dlatego Marta weź się w garść, zepnij pośladki i poszukaj czegoś, co cię w pełni zadowoli. Być może nie będzie to na KUL-u, może na UMCS-ie, a może w ogóle w innym mieście. Weź życie w swoje ręce, bo inaczej to skończysz z marną posadą w sklepie i całe życie będziesz nieszczęśliwa.

Soni już nie udało mi się tak pomóc. Coraz mniej mówi o Mikołaju Sąsiedzie, a w nasze rozmowy znowu wplątał się Mikołaj Były. Przypadkiem (lub nie) dowiedziałam się, że z nim pisze, zaczęła przytaczać jego wypowiedzi, opowiadać mi, co go spotkało itp. Bardzo mi się to nie podobało, ale nie mogłam jej zabronić kontaktów z nim. Sama jest odpowiedzialna za siebie i wie, co robi. Mam nadzieję…
 Problem mojej siostry polega na tym, że ma satysfakcjonującą pracę, ma zwierzaki, które kocha nad życie (rudego kota Louisa i brązowego kundla Ashtona – od ulubionych członków z 1D i 5SOS), rozwija się fizycznie, bo ćwiczy jogę, ostatnio i za pilates się wzięła, ale ciągle jej czegoś brakuje.
- Faceta – skwitowałam. – Brakuje ci bliskości drugiej osoby.
- Też tak myślę. Gdy był Mikołaj, spotykaliśmy się codziennie, jedno do drugiego przychodziło z winem, oglądaliśmy filmy, seriale albo gdzieś szliśmy. Teraz nawet dziewczyny nie bardzo chcą ze mną gadać, z wiadomego powodu.
Mikołaj wprowadził Sonię w towarzystwo trzech „kobiet sukcesu” – Blanki, Marii i Ulki. Są sporo starsze od mojej siostry, każda ma stałą pracę, jedna z nich jest mężatką, druga singielką, a trzecia zagorzałą feministką. Nie miałam okazji poznać ich osobiście, ale z opowiadań Soni wynikało, że są bardzo sympatyczne, do bólu szczere, ale gdyby nie one, nie pozbierałaby się po rozstaniu z Byłym. To Maria załatwiła Soni pracę w księgarni, którą prowadzi jej siostra.
A teraz, z wiadomych powodów, odwróciły się od niej i Sonia znowu została sama. Wiem, że przecież nikt nie podejmował za nią decyzji o wyprowadzce, wiedziała, co ją czeka i akceptowała to. Jednak z biegiem czasu, im bardziej się stawała samotna, tym bardziej przestało jej się podobać mieszkanie w pojedynkę.
- Wiesz – zaczęła któregoś razu. – Każdy powinien tak przez jakiś czas pomieszkać sam. To pozwala się wyciszyć, odnaleźć siebie. Ale nie za długo – jej głos stawał się coraz smutniejszy. – Na dłuższą metę człowiek ma wszystkiego dość.
- Co zamierzasz?
- Nie mam pojęcia.
Takie typowe. Każdy by chciał zmian, a nigdy nie wie, co zrobić.
- Ja ci niestety nie pomogę. Sama wybrałaś życie na uboczu…
- Wiem, wiem. Teraz trochę tego żałuje.
- Jak ci zadam pytanie to, odpowiesz mi szczerze? – Uznałam, że to najlepszy moment, żeby zapytać o Mikołaja.
- Czy ja cię kiedyś okłamałam?
- Nie.
- No właśnie. O co chodzi?
- Czy twoje rozmowy z Mikołajem są czysto koleżeńskie, czy wy znowu coś…?
- To też jest temat do dyskusji. Ja myślę, że tak. To znaczy on się stara, ja to widzę. Ale mam pewien uraz i nie tak łatwo mi będzie mu znowu zaufać. Z kolei ja też zdradziłam swojego faceta, co mnie też stawia na tym samym miejscu co on. Jesteśmy siebie warci, nie oszukujmy się. Pamiętasz, jak nam było dobrze i myślę, że to uczucie znowu się budzi.
- Rób jak uważasz, to twoje życie. Ja i tak zaakceptuję każdą twoją decyzję, jak głupia by nie była.
- Dzięki, siostra.
Wcale mi się to nie podobało. Mikołaja bardzo lubiłam, ale nie potrafiłabym mu znowu zaufać. Ale ok, to nie jest moja sprawa.

Wracając do rozczarowań. Klaudia ostatnio myślała, że spotkała ją miłość (który to już raz, powiedziałaby Monika). Niestety facet już prawie zrezygnował, ale razem z Blondyną (nie mówcie jej, że tak na nią powiedziałam!) wzięłyśmy sprawę w swoje ręce i osiągnęłyśmy sukces. A było to tak:
Któregoś dnia padał deszcz. Pod wieczór wręcz lało i nic nikomu się nie chciało. Ja ukryłam się pod kocem z moim chłopakiem i oglądaliśmy House of Cards, Monika zaszyła się pod kołdrą i spała. Wtedy do pokoju wparowała Klaudia.
- Jestem największą idiotką na świecie! – Zawołała i włączyła światło.
Ja aż podskoczyłam, Monika się przebudziła, jęknęła i nakryła kołdrą głowę.
- Zgubiłam okulary!
- Co zrobiłaś? – Nie dowierzałam.
Blondynka aż się odsłoniła.
- Że co?!
- Weszłam do Stokrotki i zaparowały mi, więc schowałam je do kieszeni. Zupełnie o nich zapomniałam i dopiero w windzie się zorientowałam, że czegoś mi brakuje. Poleciałam natychmiast tą samą drogą, ale ich już nie było.
- A pytałaś w sklepie? – Zapytał mój chłopak.
Spojrzała na Olka jak na geniusza.
- Nie!
- No, to na co czekasz?
Tylko to powiedziałam, a ona już wybiegła z pokoju. Monika znowu jęknęła i się zakryła.
- Czy ktoś może zgasić światło? – Dobiegło nas spod kołdry.
Dziesięć minut później wróciła ruda.
- Nikt nie znalazł. Ale zostawiłam numer temu brunetowi, żeby w razie co do mnie zadzwonił.
- Jakiemu brunetowi? – Ożywiłam się.
- Temu wysokiemu, co pracuje w Stokrotce.
- Aaaa, ten przystojny – puściłam jej oczko. – Może nie zadzwoni z okularami, ale…
- Mam to gdzieś, chcę moje okulary.
Monika z niedowierzaniem spojrzała na mnie, a ja się cicho zaśmiałam.
- Znajdziesz je, zobaczysz – powiedziałam.
- Mam nadzieję – westchnęła i zrezygnowana opadła na łóżko. – Matka mi łeb upierdoli przy samej dupie…
- A masz jakąś receptę na nie?
- W domu. Nie mogę się przyznać, bo mnie zabiją.
- Na razie nie zakładajmy, że się nie znajdą. Może ktoś je przyniesie w przeciągu kilku dni – powiedział rozsądnie Olek.
- Znajdą się, zobaczysz – powtórzyłam. Ale to jej nie przekonało.
My wróciliśmy do serialu, Monika zwlekła tyłek z łóżka i poszła pod prysznic, a Klaudia zrobiła sobie kolację i grzebała w laptopie.
Następnego dnia brunet odezwał się do niej ze smutną informacją, że nikt nie przyniósł okularów, ale nadal liczy, że się znajdą i będzie mógł do niej zadzwonić z radosną nowiną. Spojrzałyśmy po sobie z Moniką, gdy Klaudia nam przeczytała tego SMS-a, ale nie skomentowałyśmy.
Dwa dni później okulary się znalazły. Sam Kamil (ten brunet) znalazł je pod regałem, jak zamiatał salę. Zadzwonił do Klaudii o jedenastej w nocy, a ta zaczęła piszczeć i skakać po łóżku. Umówili się następnego dnia na odbiór.
- Klaudia, tylko ja cię proszę, zaklinam cię na wszystko – Monika złożyła ręce jak do modlitwy - nie zraź go! Podziękuj mu ładnie i zaproponuj, że się odwdzięczysz kawą albo coś, ale nie wyskakuj od razu z jakimiś wiesz…
- Wiem! – Przerwała jej, zanim skończyła. – Nie mam zamiaru się spieszyć, zobaczymy jak będzie.
Żebyście widzieli tę dumę w oczach Moniki! Klaudia w końcu dorasta!
Ruda odebrała okulary i umówiła się z Kamilem na kawę w ramach podziękowań. Niestety dostała grypy żołądkowej i nie pomyślała nawet, żeby do niego napisać. Złapało ją nagle (jak to żołądkowa), czuła się okropnie i była nie do życia. Opiekowałyśmy się nią z Moniką, ale żadna z nas nie pomyślała, żeby odwołać randkę. A ten cieć nawet nie napisał, żeby zapytać, o co chodzi. Klaudia było tak źle, że zapomniała o nim na całe dwa dni! Poważnie! Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale jakoś jej się udało. Dopiero w poniedziałek (dwa dni po planowanej randce) Monika szła do Stokrotki i zapytała, czy coś chcemy. Klaudia wtedy z wielkim plaskiem uderzyła się w czoło. Spojrzałyśmy na nią zdziwione.
- Co ty robisz? – Zapytała zniesmaczona Monika.
- Zapomniałam o randce! Przecież w sobotę miałam się spotkać z Kamilem!!!
Skrzywiłam się. Faktycznie, ja też zapomniałam…
- Napisz do niego, wytłumacz sytuację. Przecież zrozumie, że byłaś chora – poradziła Monika.
- Ale nie odwołałam nawet tego i od dwóch dni się nie odezwałam! Na pewno sobie pomyślał, że go olałam.
- Napisz – rozkazałam. – Jeżeli nie zrozumie, to jest dupkiem.
Ale on nie zrozumiał. Nawet nie odpowiedział jej na wiadomość. Klaudia była załamana i nie chciała nawet iść tam do sklepu.
- Tak szybko się poddał… Gdyby chociaż zapytał, co się stało – przeżywała to w kółko.
Monika miała zawsze najlepsze pomysły z nas. Wzięła mnie z zaskoczenia i zaciągnęła do Stokrotki.
- Ona nie umie sobie poradzić! Musimy jej pomóc – wyjaśniła.
- Co zamierzasz?
- MY z nim porozmawiamy i powiemy mu, o co chodzi. Ze mną nie ma szans.
Miała stuprocentową rację. Z kim jak z kim, ale z Moniką nie wygra.
Akurat był na sklepie i wykładał zupki chińskie.
- Cześć – powiedziała Monika, chłopak aż się przestraszył.
- Cześć – zaszczycił nas tylko spojrzeniem. - W czym mogę pomóc? – Zapytał i wrócił do układania.
- Jesteś Kamil?
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, że zna jego imię.
- Taaak? O co chodzi?
- O Klaudię. Tą czerwonowłosą, sympatyczną okularnicę, której bardzo ostatnio pomogłeś.
Mina mu nieco zrzedła i ponownie się odwrócił.
- I co z nią?
- Posłuchaj, wiem, że zawaliła wtedy sprawę. Umówiliście się, a ona nie przyszła, ale złapała ją grypa żołądkowa, leciało jej górą i dołem niemal jednocześnie! – Ach, ta jej delikatność. – To, że nie napisała to również nasza wina – wskazała ręką na mnie, - bo się nią opiekowałyśmy i też nam wyleciało z głowy, że miała randkę. Bądź że człowiekiem i zrozum, że ona była umierająca! – Przesadzała z dramatyzmem, ale chyba skutkowało.
- I czego ode mnie oczekujesz? – Jego wyraz twarzy zrobił się łagodniejszy.
- Że do niej napiszesz i umówisz się na następne spotkanie. Ona naprawdę tego chce, a teraz jest jej głupio. Swoją drogą, też mogłeś napisać i zapytać, co się dzieje, a na pewno by ci wtedy odpisała.
- Ok, napiszę do niej. Zadowolone?
- Bardzo – przemówiłam w końcu. – Nie pożałujesz, Klaudia to świetna dziewczyna – Monika dała mi kuksańca w żebro. – Aua – spojrzałam na nią wściekła, a Kamil się zaśmiał.
- Uciekamy. Przyjemniej pracy i mamy nadzieję, że do zobaczenia w naszym pokoju – Monika się wyszczerzyła, pociągnęła mnie za rękę i odeszłyśmy. Zdążyłam mu tylko pomachać.

Wieczorem faktycznie do niej napisał i zaproponował spotkanie. Klaudia nie wiedziała o całej akcji, a my byłyśmy cichymi bohaterkami. Dla widoku jej radości – było warto.
zdjęcie będzie zmienione :)
~*~
Kochani! Na liczniku stuknęło już 4 tysiące!!! DZIĘKUJĘ! :* Dziękuję, że cierpliwie czekacie, klikacie, czytacie i mnie wspieracie! To największa radość dla twórcy - czuć, że to co robi ma sens! :)