Książki i filmy bardzo zaginają
rzeczywistość. Za bardzo. Budując obraz życia na ich podstawie można się nieźle
rozczarować. Doszłam do tego wniosku á propos spraw łóżkowych, ale to dotyczy wszystkiego. Od miłości, przez
przyjaźń do obrazu „idealnej” rodziny.
Tata się na mnie trochę wkurzył, że
zamieszkam z Sonią na wakacje. W ogóle był w głębokim szoku, że jego druga córka przeprowadziła się do Lublina. Zapowiedział mi, że jeśli chcę tu zostać
na wakacje to muszę sobie znaleźć pracę i sama się utrzymywać. Jeśli od
października wrócę do akademika – nadal będzie mnie utrzymywał. Rozzłościło to
Sonię, ale ja przystałam na jego warunki. I tak chciałam wrócić do akademsa,
nie wytrzymałabym z dala od Moniki i Olka.
Idealny obraz rodziny z filmów? Wspólne
śniadania, rodzice odwożą dzieci do szkoły, dają kasę, zabierają w fajne
miejsca. Jeśli są kłótnie to oczywiście z trzaskaniem drzwiami, ale potem
rodzice spokojnie tłumaczą zbuntowanej nastolatce, że życie to nie jest bajka,
a oni ją bardzo kochają i zawsze może na nią liczyć. Nasza rzeczywistość była
trochę inna. Nigdy nie odważyłybyśmy się podnieść głosu i trzasnąć drzwiami w
obecności taty. Nigdy nam nie powiedział, że możemy zawsze na nich liczyć i
rzadko kiedy był z nas dumny. A jeśli był, to nam o tym nie mówił. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio razem wyjechaliśmy, bo tata ciężko pracował, „żeby
zapewnić nam jak najlepsze warunki i żeby niczego nam nie brakowało”. Szkoda,
że przez to stał się zapracowanym gburem, który myślał, że kupowanie nam
markowych trampek i lepszych szamponów załatwi sprawę.
Kolejny krzywy obraz z filmów: idealna
przyjaźń. PNCŻ, BFF i te inne pierdoły, które nijak się mają do tego, jak
przyjaciółki potrafią skakać sobie do gardeł. Akurat wyjątkowo nie chodzi o
mnie, bo z Moniką jest na razie spoko, ale ostatnio słyszałam historię
przyjaciółek, które miały przyjaźnić się całe życie. Znały się od przedszkola i
nie były nierozłączne, jak to w filmach bywa, ale mogły sobie powiedzieć
wszystko i takie tam. Nadszedł zwykły dzień, kiedy ich przyjaźń się po prostu
wypaliła. Ot tak. Obie znalazły innych przyjaciół, rozdzieliły się i miały
coraz mniej tematów do rozmowy. Jedna drugą irytowała, aż kontakt się urwał. Do
momentu aż obie startowały na jakąś funkcję w Samorządzie Studenckim. Z dupy
zaczęły się kłócić i rywalizować, jakby to było nie wiadomo co. Jedna wygrała,
druga zrobiła się jeszcze bardziej zawistna. W filmie przyjaciółki spotkałaby
wspólna tragedia i znowu by się przyjaźniły. W prawdziwym życiu przyjaciółki
nie chcą się znać.
Ale chyba najgorsze ever jest ujęcie
miłości. Tam wszystkie przeciwności losu da się pokonać, wszystkie różnice
zamieść pod dywan i absolutnie wszystko prędzej czy później ułoży się świetnie!
Zastanawiam się - po co to wszystko? Taka nastolatka napatrzy się na cukierkowe
filmy z gwiazdą Disneya i potem myśli, że wszystko jest takie proste… A wcale
nie. Związek to nie „żyli długo i szczęśliwie”, tylko ciągła walka o to, żeby
było wam obojgu dobrze. To nie nagła zmiana charakteru, jak za dotknięciem
różdżki, tylko nieustanna praca nad wyeliminowaniem pewnych wad. A nie wszystko
się da. W końcu „pierwszy raz” to nie spontaniczny pocałunek przy urzekającej
muzyce zakończony porankiem w białej pościeli. To potworny ból, czasem
rozczarowanie, często radość, że ma się to już za sobą. I nadzieja, że
następnym razem pójdzie lepiej. To jest rzeczywistość.
Spełniłam życzenie urodzinowe Olka, choć
było to poprzedzone licznymi rozmowami i wymianą obaw. On nie chciał mnie do
niczego zmuszać, ja nie chciałam go zawieść. On nie bał się, że zrobi mi
krzywdę, ja chciałam, żeby to było idealne. Wcale nie było, ale filmy tego nie
pokażą. Fikcyjne „pierwsze razy” są namiętne, długo oczekiwane, pełne emocji i
aż nie chce się, żeby scena się skończyła. Ja nie mówię, że mój pierwszy seks
był beznadziejny, bo tak nie było. Olek bardzo się starał, choć nie było świec,
kąpieli w różach i wspólnego poranka. Zrobiliśmy to w moim pokoju u Soni pod
jej nieobecność. W przypływie namiętności. Nie to, że nie planowaliśmy
wcześniej tego, ale wtedy nas poniosło. Dwie godziny później Olek pojechał, bo
miał pociąg do domu. W drodze cały czas pisał jak mu było dobrze, jak mnie
kocha i już tęskni. Czułam to samo, choć nie było tak jak sobie wyobrażałam.
Ale czego się można spodziewać, jeśli swoje wyobrażenia opierało się na filmach
czy książkach?
źródło: foter.com |
~ * ~
Dyn! Dyn! Dyn! A oto czterdziesta pierwsza część! :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba, przekażecie dalej i będziecie wpadać ;) Szykują się zmiany! Ale to wkrótce ;) W ogóle to pomyliłam się i były dwie części jednego numeru, przez co teraz się przesunęło i to nie 40. rozdział tylko 41. ;) Ale już wszystko jest ok :)
Buźka :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz